Strona główna

środa, 22 grudnia 2010

Tęczowe życzenia

Why are there so many
Songs about Rainbows
And whats on the other side
Rainbows are visions
but only Illusions
Rainbows have nothing to hide

Whats so amazing
That it keeps us star gazing
And what do they think we might see
Oh, someday we'll find it
The Rainbow Connection
The lovers, the dreamers, and me

Have you been half asleep
And have you heard the voices
Well, I've heard them calling my name
Is this the sweet sound
That calls the young sailors
The voice might be one and the same

I've heard it too many, many, many times to ignore it
Oh, I think it may be
Oh, someday we'll find it
The Rainbow Connection
The lovers, the dreamers and me
 
Taka prosta, magiczna piosenka… Wszystkim zakochanym, kochającym, marzącym oraz tym, którzy nie mają odwagi marzyć, życzę szczęśliwych świąt Bożego Narodzenia, a także sukcesów w całym 2011 roku!

piątek, 17 grudnia 2010

Ewidencja ludności

We wrześniu 2010 roku Sejm uchwalił ustawę o ewidencji ludności. Moim zdaniem ta ustawa jest jednym z wielu dowodów na to, że większość polityków utraciła kontakt z rzeczywistością. Mianowicie według tej ustawy obywatel polski jest zobowiązany wykonywać obowiązek meldunkowy czyli:

  • meldować się w gminie w miejscu pobytu stałego lub czasowego,
  • wymeldowywać się z takiego pobytu,
  • zgłoszenia wyjazdu za granicę i powrotu z wyjazdu.
Nie czytałem tej ustawy, a jedynie artykuł o niej. Moim zdaniem jest to jedynie uaktualnienie dotychczas obowiązującej ustawy.

Dlaczego uważam, że politycy stracili kontakt z rzeczywistością? Bo wystarczy się przyjrzeć, jak funkcjonuje dotychczasowa ustawa.

Osoby zameldowane na pobyt stały zazwyczaj meldują się w gminie. Chyba tylko one.

Przez kilka lat mieszkałem w wynajmowanym mieszkaniu. Zapytałem nawet najemcę o możliwość zameldowania mnie na pobyt czasowy. Oczywiście mogłem, ale… Najemca miał zameldowaną w tym mieszkaniu swoją rodzinę. Tak na wszelki wypadek, gdybym okazał się niesolidny i miałby problemy z wyrzuceniem mnie z tego mieszkania. Jedynym więc efektem mojego czasowego zameldowania byłby większy czynsz. Formalnie w mieszkaniu zameldowane byłoby więcej osób i odpowiednio wzrosłyby wszystkie opłaty zależne od liczby mieszkańców.

Co do wyjazdów za granicę… Nie jestem pewien, kogo ona dotyczy. Zdaje mi się, że tylko wyjeżdżających na dłuższe wyjazdy. Jestem pewien, że nikt wyjeżdżający na zagraniczne wczasy nie zgłasza wyjazdu i powrotu w gminie. A ci wyjeżdżający na dłużej? Wątpię, żeby o tym pamiętali.

Przeważnie szacuje się, że w ciągu kilku minionych lat wyemigrowało z kraju około trzy miliony Polaków. Niektórzy szacują, że jest ich nawet więcej. Ciekawe, ilu z nich pamiętało o zgłoszeniu tego w swojej dotychczasowej gminie. Podejrzewam, że praktycznie nikt tego nie zrobił.

Myślę, że tę ustawę Sejm uchwalił tylko dlatego, że większości polityków po prostu nie mieści się w głowie, że mogą istnieć kraje, w których nikt nie ma dowodu osobistego i nikt nie melduje się w żadnej gminie. Kraje te w dodatku funkcjonują o wiele sprawniej, niż Polska.

Swoją drogą, czyż to nie PO deklarowało przed wyborami parlamentarnymi zamiar zniesienia dowodów osobistych oraz obowiązku meldunkowego?

niedziela, 28 listopada 2010

Po co nam bank centralny

Jak właściwie jest rola banku centralnego? Ile są warte nasze pieniądze? Odpowiedzi na te pytania można znaleźć w poniższym zabawnym, lecz rzetelnym wywiadzie.

piątek, 26 listopada 2010

Fikcja demokracji

Istniały też wszystkie dawne, republikańskie instytucje: senat, hierarchia zmieniających się co roku urzędników, a początkowo nawet gromadzenia wyborcze. Lecz była to tylko fikcja lub prawie fikcja. August bowiem zrozumiał — i było to odkrycie prawdziwie genialne! — że myśleniem i wyobraźnią większości ludzi rządzą pozory, hasła, nazwy. Kto posługuje się nimi umiejętnie i konsekwentnie, może wmówić każdemu niemal wszystko. Fikcja staje się realną siłą polityczną, taką samą jak armia i pieniądze. Zrozumiał też, że władza to nie sprawa tytułów i blichtru, lecz tego, ze trzyma się w ręku istotne nici kierownictwa, a także tego, że czyni się odpowiednie gesty, zgodnie z nastrojami i oczekiwaniami społeczeństwa.*
Czyż to nie przypomina obecnej sytuacji, gdzie działania głównych partii politycznych w ciągu dnia zależą od porannych wyników ostatniego badania opinii społecznej? Powyższe odkrycie ma ponad dwa tysiące lat, a nic się nie zmieniło.

*) Aleksander Krawczuk, Poczet cesarzy Rzymskich, str. 24

środa, 24 listopada 2010

Matoły

„Nic nie wiem o faszyzmie, i nic nie chcę wiedzieć, wystarczy mi wiedzieć, że faszyzm jest złem!” - oklaski. To skąd wiesz, wyjcu, że wyjesz właśnie na faszyzm, a nie na coś zupełnie innego? Na przykład na patriotyzm?
Zacytowany fragment pochodzi z tego felietonu. Niestety, cechą demokracji jest to, że matoły mają rację — bo stanowią większość.

środa, 17 listopada 2010

Patrioci kontra faszyści

Prawo orzekania, że ktoś narusza publiczny ład — na przykład propagując faszyzm — należy zaś do sądu. Wyłącznie do sądu. Żaden redaktor, żadna gazeta ani organizacja nie może sobie uzurpować prawa do orzekania, kto jest faszystą i komu na podstawie tego oskarżenia można jego konstytucyjne prawa odbierać. A tym bardziej nie ma prawa odwoływać się, dla przeprowadzenia swojej woli, do przemocy.

Tymczasem wczoraj [...] mieliśmy do czynienia z czymś, na co w kraju demokratycznym przyzwolenia być nie może. Wpływowa gazeta, dla celów politycznych i pewnie w jakimś stopniu dla autopromocji, przeprowadziła kilkutygodniową nagonkę, judząc do użycia przemocy i zablokowania Marszu Niepodległości, rzucając nań anatemę faszyzmu.

To wszystko, co dziś określa się niezbyt celnym mianem „faszyzmu” [...] wzięło się z przekonania pewnych grup, że oni i ich wódz mają prawo przeforsować swą słuszność siłą — bo demokratyczne państwo jest słabe i nie radzi sobie ze zrobieniem porządku.

Otóż utożsamianie tradycji polskiego ruchu narodowego, endecji, i jednego z ojców polskiej niepodległości, Romana Dmowskiego, z hitleryzmem, jest odrażającym kłamstwem, nikczemnym spotwarzaniem i zohydzaniem polskiej historii.

Dziś celem ich ataku mogą być Wszechpolacy, jutro politycy opozycyjnej partii, pisarz, który ośmieli się narazić establishmentowi władzy lub działacz stojącej mu na zawadzie organizacji społecznej. Hitlerowskie SA też działało w poczuciu wielkiej, dziejowej misji, usprawiedliwiającej wszelkie łamanie prawa, też wczytywało się w gazety, codziennie upewniające bandytów co do słuszności i niezbędności ich nadzwyczajnych działań.
Cały felieton można przeczytać »tutaj«.

wtorek, 16 listopada 2010

Wikipedia

Wikipedia powstała w 2001 roku. W założeniu miała to być baza wiedzy wszystkich ludzi, tworzona przez wszystkich ludzi, dostępna za darmo, bez reklam. Obecnie w Wikipedii opisane jest ponad 14 milionów haseł (we wszystkich edycjach językowych łącznie). Istnieje ponad 200 edycji językowych Wikipedii. Najwięcej haseł opisanych jest w angielskiej Wikipedii (3,4 mln haseł). Polska wersja Wikipedii zawiera ponad 700 tys. haseł. Najwięcej haseł zawierają następujące edycje językowe Wikipedii:
  1. Anglojęzyczna (3 301 760 haseł)
  2. Niemiecka (1 071 617 haseł)
  3. Francuska (951 391 haseł)
  4. Polska (702 528 haseł)
Istnieją różne poglądy na wiarygodność haseł opisanych w Wikipedii. Z czasem wypracowywane są mechanizmy zapobiegające różnym wandalizmom. Na przykład od jakiegoś czasu w polskiej edycji Wikipedii istnieje zasada, że artykuły lub modyfikacje artykułów napisane przez zwykłych użytkowników są przeglądane przez użytkowników o wyższych uprawnieniach, zanim zostaną oficjalnie opublikowane.

Uważam, że w Wikipedii szybko można znaleźć podstawowe informacje o danym haśle. W razie najmniejszych wątpliwości należy je jednak zweryfikować w innych miejscach. Oczywiście, jeżeli spostrzeżemy w Wikipedii błędne, niedokładne lub niepełne informacje, warto je samodzielnie poprawić lub uzupełnić. Wikipedia istnieje dzięki nam.

Fundacja zajmująca się utrzymywaniem Wikipedii (obsługą serwerów, oprogramowania itp.) stawia sobie za cel, aby byłą ona dostępna bezpłatnie i wolna od reklam. Co roku o tej porze użytkownicy Wikipedii proszeni są o wsparcie tego przedsięwzięcia skromną darowizną.

Apel Jimmy'ego Walesa, założyciela Wikipedii, można przeczytać »tutaj«.

czwartek, 4 listopada 2010

Żadnych reform nie będzie

Podczas kampanii przed ostatnimi wyborami do parlamentu kandydaci PO twierdzili, że mają pełne szuflady gotowych projektów reform. Ponoć mieli też swój gabinet cieni. Ludzie ci ponoć analizowali wszystkie dostępne informacje i przygotowywali się do objęcia różnych stanowisk ministerialnych.

Że była to zwykła bujda dla naiwnych wyborców, wyszło na jaw po zdobyciu władzy przez PO. Chyba żaden z członków gabinetu cieni nie został mianowany ministrem. Z czasem okazało się również, że szuflady pełne reform to też bujda. Dotychczas rząd nie zrobił żadnej reformy.

Politycy PO tłumaczyli wielokrotnie, że nie mogą przeprowadzać żadnych reform, bo wetuje ich prezydent Lech Kaczyński. Nie da się chyba udowodnić, czy była to prawda, czy tylko wygodna wymówka. Osobiście skłaniam się ku opinii, że była to tylko wymówka.

Z chwilą, gdy Prezydentem RP został Bronisław Komorowski, PO nie może już zasłaniać się wetem niedobrego prezydenta. Muszą więc albo zacząć naprawdę reformować państwo, albo znaleźć nową wymówkę.

Moim zdaniem reform nadal nie będzie. Jak uczy doświadczenie wielu państw, reformy zawsze w początkowym okresie budzą niezadowolenie wielu ludzi (tych nie znających się na problemie, ale w demokracji zawsze większość nie zna się na problemach, o których ma decydować). Dlatego jeżeli rządzące partie chcą robić poważniejsze reformy, zawsze robią to w ciągu pierwszych kilkunastu miesięcy po wyborach. Dzięki temu do końca kadencji część niezadowolonych zapomni, a inni zobaczą pozytywne efekty reform i partia ma szansę na wygranie w kolejnych wyborach. W naszym przypadku zbyt dużo czasu upłynęło od ostatnich wyborów, a co ważniejsze — za mało czasu zostało do kolejnych wyborów parlamentarnych, żeby PO zdecydowało się na robienie reform.

O tym, że rząd szuka nowej wymówki, świadczy również szum, jaki ostatnio jest wokół KRUS, w kontekście zmniejszenia deficytu budżetowego. Jak wyliczył profesor Dariusz Filar, wyłączenie z KRUS najbogatszych rolników da oszczędności rzędu 100-150 mln złotych rocznie. Tymczasem zadłużenie finansów publicznych rośnie o 200-300 mln złotych dziennie.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Modlitwa

Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
bo ponoć wszystko możesz dać,
więc błagam daj mi szansę jeszcze raz,
daj mi ją ostatni raz.

Wystarczy abyś skinął ręką,
wystarczy jedna Twoja myśl,
a zacznę życie swoje jeszcze raz,
więc o boski błagam gest.

Do Ciebie pieśń tę wznoszę Panie,
czy słyszysz mój błagalny głos?
Raz jeszcze daj mi od początku iść,
daj mi życie jeszcze raz.

Już nie zmarnuję ani chwili,
bo dni straconych gorycz znam,
więc błagam daj mi szansę jeszcze raz,
daj mi ją ostatni raz.

A jeśli życia dać nie możesz,
to spraw bym przeżył jeszcze raz
tę miłość, która już wygasła w nas,
spraw bym ją przeżył jeszcze raz.
(fragment)

SŁOWA: Bogdan Loebl
MUZYKA: Tadeusz Nalepa

piątek, 22 października 2010

Kto nasz, a kto nie nasz

U nas poglądy polityczne, jak w promocji w supermarkecie, media sprzedają w pakietach. Balcerowicz, Michnik, jak zresztą i Tusk, są w jednym pakiecie, Kaczyński, Macierewicz i na przykład Jurek w drugim, i prostym organizmom nie mieści się w głowach, że można odróżniać konkretne polityczne sprawy, problemy, mieć poglądy własne, nie pakietowe, a już to, co jest sensem normalności — że się jest za albo przeciw jakiejś sprawie, a nie osobie, to już w ogóle do nich nie dociera.

Jeśli Kaczyński mówił o łże-elitach, a Ziobro wyrokował o winie doktora G. zaraz po jego pokazowym zatrzymaniu, to było straszne, okropne, zagrażało wolności etc. Kiedy Tusk pluje się na jednogłośnie krytykujących go ekonomistów i zapowiada, że właściciel sklepów z dopalaczami na sto procent wyląduje w więzieniu, to jest przez tych samych hipokrytów całowany po wszystkim, co im do ucałowania wskaże.

No, można jeszcze tylko mieć pełną lęku nadzieję, [...] że ktokolwiek przejmie władzę — niestety, prawdopodobnie dopiero po jakiejś iście argentyńskiej katastrofie — [...] będzie musiał większość urzędniczych latyfundiów zlikwidować, zamiast je przejmować. Nawet jeśli nie będzie mądry i zatroskany o Polskę, tylko po prostu dlatego, że nie będzie miał dość swoich ludzi do obsadzenia i kontrolowania tak szerokich struktur, a dotychczasowi, platformiani mandaryni, pozostawieni przy wpływach, wbiliby mu nóż w plecy.
Cały felieton, jak zwykle znakomity, można przeczytać »tutaj«.

środa, 20 października 2010

Jeżeli...

Wielu uważa, że prasa endecka była odpowiedzialna za śmierć prezydenta Gabriela Narutowicza. Wielu uważa też, że propaganda PRL była winna śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. W takim razie prasa III RP jest winna śmierci pracownika łódzkiego biura PiS.

Uważam, że cała ta nienawiść między czterema partiami (PO, PiS, SLD, PSL) ma na celu zamaskowanie faktu, że nie ma między nimi żadnych istotnych różnic programowych.

środa, 13 października 2010

O dopalacze raz jeszcze

Niedawno deklarowałem, że nie będę więcej pisać o dopalaczach. Powiedzmy, że dotrzymałem słowa, bo poniżej są tylko niektóre fragmenty jednego z ostatnich felietonów Rafała Ziemkiewicza, opublikowanego w portalu Interia.pl.
Jeszcze w sierpniu, ledwie dwa miesiące temu, rząd przygotował i wysłał do Sejmu nowelizację Ustawy o Przeciwdziałaniu Narkomanii, utrzymaną w duchu liberalizacji. Zlikwidowano w niej karalność posiadania niewielkiej ilości narkotyku na własny użytek [...]. Wydawało się więc oczywiste, że sprawa idzie zgodnie z zasadą, propagowaną konsekwentnie, od wielu lat [...]: nie zakazy, nie penalizacja, ale legalizacja mniej szkodliwych używek są drogą do rozwiązania problemu.

Aż tu pewnej nocy zebrał się rząd. [...] Silny człowiek zwołał nocą podwładnych i powiedział: dość, tak dalej być nie może.

I jak za dotknięciem magicznej różdżki — wszystko się zmieniło. Najświętszy dotąd argument „tak jest w Europie” z dnia na dzień przestał obowiązywać. Teraz to my wyznaczamy standardy europejskie, my im wskazujemy drogę w walce z dopalaczową zarazą, a Europa patrzy na nas z podziwem i przemierza się do naśladowania. Jak w thrillerze, najpierw sypnęło w mediach informacjami o zatruciach i zgonach "prawdopodobnie po dopalaczach". Przez kilka lat "kolekcjonowały" je tysiące ludzi i nigdy media nie poinformowały, by któryś się pochorował, a teraz, nagle, zaczął się istny pomór. Tylko jednego, pierwszego dnia operacji "prawdopodobnie po zażyciu dopalaczy" umarło dwóch ludzi.

Nagle okazało się, że i „Europa walczy z dopalaczami”. A konkretnie, to jedna z komisji europarlamentu wystosowała do Komisji Europejskiej rezolucję domagającą się, żeby zaczęła walczyć. A jeszcze bardziej konkretnie, to napisał tę rezolucję i przeprowadził przez komisję, czystym przypadkiem akurat właśnie teraz, eurodeputowany PO. [...] Równie przypadkowo pojawiła się nagle w mediach wstrząsająca narracja o uzależnionej od dopalaczy szesnastolatce... Świat zawirował wokół dopalaczy, rząd jednego dnia napisał ustawę, już następnego dnia klepnął ją parlament.

I kto raczy pamiętać, że antydopalaczową ustawę złożono [...] „do laski marszałkowskiej”, na ręce obecnego prezydenta Komorowskiego, już ponad dwa lata temu? Wtedy, gdy w Polsce było 20 sklepów, a nie tysiąc z hakiem.

Nowa ustawa problemu nie rozwiąże, bo on jest nie do rozwiązania, ale stworzy pozór jego rozwiązania — handel dopalaczami wróci do podziemia. Za to natomiast pozostawiając wszystkie praktycznie decyzje do uznania urzędników, od pozwolenia komuś na milionowe zyski, po zgnojenie go milionowymi karami, stworzy fantastyczne wręcz, gigantyczne pola do korupcji. Z jednej strony, sfery rządzące zyskają nowe, potężne źródło dochodu, a z drugiej, od czasu do czasu, jeśli zajdzie pijarowska potrzeba, będzie mógł premier [...] znowu okazać stanowczość i siłę, walcząc z nią.
Całość »tutaj«. Polecam!

niedziela, 10 października 2010

Prawdziwa władza

Postanowiłem, że nie będę więcej pisać o dopalaczach. Kto ogląda jedynie telewizję bądź zagląda jedynie do takich portali internetowych, jak Onet czy WP, ten najprawdopodobniej nie ma żadnych wątpliwości, że dobrze zrobił. Kto ma swój rozum lub zada sobie trochę trudu, żeby przyjrzeć się temu trochę dokładniej, prawdopodobnie nie ma wątpliwości, że sprawa po prostu śmierdzi, a działania rządu budzą co najmniej poważne wątpliwości. Tych drugich jest niewielu — kto by się nimi przejmował… Zajmijmy się więc czymś innym.

Usłyszałem wczoraj lub dzisiaj w radio, że partia, której nie ma, ma już poparcie na poziomie 4-5%. Dziwne? W Polsce są partie polityczne istniejące od 20 lat, mające ciągle taki sam program (w przeciwieństwie do większości polityków w parlamencie i rządzie), a nie zauważane przez wyborców. Tymczasem partia, która jeszcze nie istnieje, właściwie nie ma programu ani nazwy, ma już poparcie wystarczające do przekroczenia progu wyborczego.

Jak się chwilę zastanowić, nie ma w tym niczego niezwykłego. Założycielem partii, która nie istnieje, jest Janusz Palikot. Jest to polityk, o którym chyba najczęściej wspominają wszelkie media, a zwłaszcza telewizja i radio. Jak wiadomo każdemu fachowcowi od reklamy, nieważne co mówią, byle nazwisko wymawiali wyraźnie. Tak też jest w przypadku Palikota. Jak to ujmują liczni komentatorzy, Palikot pajacuje. Dlatego często jest o nim mowa w mediach. W efekcie partia, której nie założył, ma już na starcie zauważalne poparcie.

Ten przykład uświadamia nam, jak ważna jest rola mediów, zwłaszcza telewizji i radia. Jeżeli w tych mediach jakaś partia lub polityk pojawia się często (osobiście lub jest o nim mowa), to jego popularność gwałtownie rośnie. Zrozumiałe jest więc, dlaczego wszystkie partie tak zawzięcie walczą o zdobycie wpływów w telewizji i radio — nawet jeżeli jawnie deklarują coś wręcz przeciwnego.

poniedziałek, 4 października 2010

Dopalacze

Słyszałem w radio, że w tych dniach odbyła się wielka akcja Policji, dzięki której zamknięto chyba większość sklepów handlujących tak zwanymi dopalaczami. Pewnie nie zainteresowałoby mnie to za bardzo, bo ani nigdy ich nie próbowałem, ani nawet nie wiem, gdzie w okolicy można je kupić. Zastanawia mnie jednak kilka spraw.

Jak to się dzieje, że podobno rząd pracuje właśnie nad ustawą ograniczającą handel tymi dopalaczami, a tu właśnie jak na zawołanie wybucha afera w związku z jakimiś zatruciami tymi substancjami? Może to przypadek. Jednak obserwując scenę polityczną jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć w tego typu przypadki. Gdyby chociaż najpierw były te zatrucia, a dopiero w ich efekcie rząd zabrał się za tę ustawy…

Te zamknięte sklepy handlowały chyba różnymi dopalaczami. Jeżeli dobrze zrozumiałem, problem stwarza jedna z tych substancji. Dlaczego w takim razie zamknięto sklepy, a nie producenta tej substancji?

Kolejny problem jest natury prawnej. Skoro dotychczas te sklepy handlowały dopalaczami legalnie, to co się zmieniło, że nagle przestały być legalne? Bo przecież przepisy są takie same, jakie były choćby kilka miesięcy temu, a rząd dopiero zamierza je zmienić. Czyżby w takim razie zamykanie tych sklepów odbyło się na podstawie naciąganej interpretacji tych przepisów? W takim razie, skoro państwo posuwa się do naciągania przepisów, jak my — jego obywatele — mamy mieć zaufanie do takiego państwa?

Chyba jakiś rok temu (w każdym razie raczej niedawno) Unia Europejska zablokowała próby polskiego rządu zmierzające do ograniczenia handlu dopalaczami. Skoro kilka miesięcy temu próby ograniczenia handlu dopalaczami były niezgodne z przepisami Unii, to przecież od tego czasu nic się w tym zakresie nie zmieniło. W takim razie uzasadnione staje się podejrzenie, że cała ta afera została sztucznie wywołana i ma na celu odwrócenie uwagi opinii publicznej od innych działań rządku (prawdopodobnie chodzi o podwyżki podatków). Gorzej, że jeżeli mam rację, to można się spodziewać, że wkrótce państwo będzie musiało właścicielom nielegalnie zamkniętych sklepów wypłacić wysokie odszkodowania. A skąd państwo weźmie na to pieniądze, jak nie z naszych podatków? Innymi słowy wszyscy za to zapłacimy.

piątek, 17 września 2010

Dług publiczny


Jeżeli kogoś to interesuje, to »tutaj« są słowa tej piosenki oraz uzasadnienie, że mają one bardzo mocne podstawy.

Przed każdymi wyborami ludzie zastanawiają się, na kogo głosować. PO »kręci lody«, ale przecież prezes PiS to wariat, a na SLD i PSL głosują tylko ich członkowie i rodziny członków.

Podobne opinie słyszałem wielokrotnie przed każdymi wyborami. Kiedyś mnie to irytowało. Teraz staram się nie zwracać na to w ogóle uwagi. Mam dość walki z wiatrakami. Większość ludzi dała sobie wmówić, że głosowanie zgodne z poglądami (a niekiedy oznacza to głosowanie na małą partię) nie ma sensu, bo to byłby zmarnowany głos (sic!).

Ludzie! Narzekacie na kolejne partie, a ciągle głosujecie na tych samych ludzi! Przecież to wbrew jakiejkolwiek logice i rozsądkowi. Czy głosowanie na ludzi, którzy was tyle razy okłamali, ma jakikolwiek sens?

Coraz mocniej jestem przekonany, że jedyne, co może ludzi wyleczyć z tego zaślepienia, to totalny krach. Sądząc po tempie, w jakim rośnie nasze zadłużenie, oraz braku jakichkolwiek sensownych reform, może to nastąpić w niezbyt odległej przyszłości.

sobota, 11 września 2010

Nigdy nie przestawaj tańczyć

Przychodzimy na ten świat samotnie. Opuszczamy go w zasadzie tak samo. W międzyczasie tańczymy taniec zwany życiem. Problem w tym, że do tanga trzeba dwojga. Wypatrujemy więc znaków, czegoś co pozwoli nam znaleźć doskonałego partnera na życie. Uśmiech, gest… Musimy jednak uważać, ponieważ niektóre znaki mogą być mylnie interpretowane, innych możemy w ogóle nie zauważyć… Niektóre tańce przesiedzimy. W innych zmieniamy partnerów. Ważne… aby nigdy nie przestać tańczyć.
We enter this world alone. We leave it pretty much the same way. And in-between, a dance we call life. Problem is it takes two to Tango. So we look for signs; something to help us to find our perfect partners. A smile, a wave. But we have to be careful; because while some signs can be misinterpreted, others can be missed completely....Some dances you sit out. Others you change partners. The important thing is...you never stop dancing.
Chuck Fishman, Early Edition

środa, 8 września 2010

Piłka kopana

Nie jestem fanem piłki nożnej. Uważam, że współczesny sport wyczynowy jest jakimś chorym wypaczeniem oryginalnej idei sportu. Sport ma dla mnie sens tylko w takim zakresie, w jakim mam możliwość (i ochotę) sam go uprawiać — w celach rekreacyjnych, w żadnym wypadku wyczynowo.

Od pewnego czasu cały naród fascynuje się igrzyskami piłki kopanej, jakie mają się odbyć w 2012 roku w Polsce i na Ukrainie. Sądząc po ilości wiadomości w mediach na ten temat, igrzyska te fascynują ludzi znacznie bardziej, niż na przykład podwyżka podatków, którą nam właśnie funduje miłościwie nam panująca partia tak zwanych „liberałów”.

W miarę upływu czasu entuzjazm ludu dla igrzysk wydaje się nieco słabnąć. Może lud jest już zmęczony tym ciągłym cieszeniem się, że będziemy organizować… Albo może ma to jakiś związek z informacjami, że obiecanych autostrad nie będzie, a i ze stadionami jest coraz więcej problemów i wątpliwości, nie wspominając o rosnących w zastraszającym tempie kosztach ich budowy.

Mimo, że nie jestem fanem piłki kopanej, myślę sobie, że przydałoby się od czasu do czasu, choćby z powodu piłki kopanej, poczuć satysfakcję, że jesteśmy Polakami. Niestety, nic nie wskazuje na to, żeby nasza narodowa drużyna piłki kopanej miała odnieść sukces. Dotychczasowe sposoby treningu zdają się dawać mizerne efekty. Może więc najwyższy czas zrobić coś radykalnego. Może na początek warto by wysłać naszych piłkarzy do klasztoru Shaolin…


Po takim przeszkoleniu pierwszego miejsca pewnie i tak nie zdobędziemy, bo zdobędą je Chińczycy. Ale może chociaż drugie…

czwartek, 2 września 2010

Szkodliwe właśności intelektualne

Prawo autorskie są wynalazkiem XX wieku. Moim zdaniem jest to najlepszym dowodem, że artyści wcale go nie potrzebują. W przeciwnym razie nie powstałyby nigdy dzieła Chopina, Mozarta, Bacha, Leonarda da Vinci, Michała Anioła i wielu innych wybitnych artystów, którzy na przestrzeni wieków stworzy wspaniałe dzieła. Wcale przy tym nie byli chronieni żadnymi prawami autorskimi.

Podobnie jest z patentami, a zwłaszcza patentami dotyczącymi oprogramowania. W przypadku tych patentów najczęściej wcale nie chodzi o ochronę dorobku intelektualnego, a głównie o walkę z konkurencją. Niekiedy sprytne firmy żyją wyłącznie z tego, że patentują coś, co już od dawna istnieje i funkcjonuje, ale nikt inny nie wpadł jeszcze na pomysł, żeby to opatentować. Opatentowano już tak wiele elementów programów bądź stron internetowych, że właściwie nie da się chyba napisać programu lub strony internetowej, nie łamiąc jakichś patentów. Oskarżonym o łamanie patentu może być dowolna firma lub osoba, nawet jeżeli nie jest twórcą programu. Praktycznie wystarczy, że ma własną stronę internetową!

Ta paranoja trwa w najlepsze. Ostatnio firma Microsoft otrzymała patent na wyłączanie systemu operacyjnego. Wynika z tego, że takie systemu operacyjne, jak Linux, przestają być legalne, bo ich twórcy albo muszą dogadać się z firmą Microsoft, która ma prawo zażądać opłat za korzystanie z tego wynalazku, albo system nie może dać się wyłączyć.

To oczywiście nie pierwszy, i prawdopodobnie nie ostatni przypadek tego typu działań. Pisałem już kiedyś o patentach na podcasty. Takich przykładów można znaleźć znacznie więcej.

Ciekawe, kiedy wreszcie dotrze do prawodawców, że tego typu patenty wyrządzają znacznie więcej szkody, niż pożytku.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Teorie spiskowe

Andrej Areshev, rosyjski politolog, w wywiadzie dla wydawanego przez rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych pisma „Sprawy Międzynarodowe” powiedział, że fala pożarów, jaka tego lata nawiedziła Rosję, jest następstwem zastosowania przez USA nowej broni klimatycznej. Broń ta służyć ma do wywoływania zmian klimatycznych na rozległych obszarach.

Czy to jest teoria spiskowa? Być może. Być może taka broń nie może istnieć. Przypomnijmy sobie jednak, że jeszcze parę lat temu tak samo mówiono o samolotach, które są niewykrywalne przez radary.

W Internecie w różnych blogach można przeczytać różne teorie na temat ewentualnego zamachu na samolot prezydencki w Smoleńsku (np. »tutaj«). W oficjalnych mediach nie słyszałem nigdy żadnej wypowiedzi, która by choć przez chwilę brała na poważnie pod uwagę taką ewentualność. Jedyne wypowiedzi, z jakimi się spotkałem, to rzucone w tonie lekceważącym, że teoriami spiskowymi przecież nie będziemy się zajmować. Naczytałem się w Internecie sporo kpin, czego to ludzi nie nawymyślają: że nie ma sposobu na wywołanie mgły na żądanie, żeby była dokładnie nad lotniskiem i tylko tam, albo że nie można zakłócić echa radarowego. Otóż istnieją i można! Na przykład mgłę można wytworzyć między innymi przy pomocy M56 Coyote lub M1059A4 Lynx Smoke Generator Carrier. Natomiast urządzenie zakłócające echo radarowe zaprezentowała telewizja Discovery w programie o broniach przyszłości (cz. I, II, III, IV, V).

Czy powyższe teorie są prawdziwe? Nie wiem. Wydają mi się mało prawdopodobne. Jednak każdy, kto przynajmniej pobieżnie zna historię, doskonale wie, że jest ona opowieścią o spiskach, które albo się udały, albo nie udały. Jeżeli więc ktoś twierdzi, że jakąś teorią nie warto się zajmować tylko dlatego, że to jest teoria spiskowa, to myślę sobie, że jest on albo durniem, albo świadomie chce nas ogłupić.

czwartek, 12 sierpnia 2010

Mit rozbitej szyby

Opowiem wam bajkę…
Czym jest mit zbitej szyby? Historia zaczyna się od chwili, gdy pewien chuligan postanawia rzucić cegłą w okno pobliskiej piekarni. Następnego dnia lokalna społeczność gromadzi się przy piekarni, aby przedyskutować to, co się właśnie wydarzyło.

— Żal mi biednego piekarza – powiedział Rolnik.

— To prawda – powiedział Krawiec, ale jeżeli się nad tym zastanowić, to może nie jest to takie złe. Tak, czy inaczej, piekarz i tak musi naprawić swoje okno. Oznacza to, że szklarz będzie miał teraz zajęcie. Zarobione pieniądze szklarz prawdopodobnie zużyje na twoje plony, Rolniku. Wtedy będziesz mieć pieniądze na więcej dóbr i usług.

— Masz rację – powiedział Rolnik. Chuligan tak naprawdę swoim czynem pobudził gospodarkę! Wyobraźcie sobie, ile więcej miejsc pracy powstałoby, gdyby chuligan narobił więcej szkód.

— Czyście wszyscy postradali zmysły!? – powiedział Piekarz. Skupiacie się tylko na tym, co widoczne: na pieniądzach, które wydam naprawiając okno. Ignorujecie to, co jest niewidoczne: pieniądze, które wydałbym na nowy garnitur. Jeżeli kupiłbym nowy garnitur u Krawca, on również wydałby zarobione pieniądze na twoje plony, Rolniku. Nadal więc miałbyś pieniądze na więcej dóbr i usług. Jedyną różnicą jest to, że miałbym wtedy i swoją szybę, i nowy garnitur. Tymczasem teraz będę miał tylko szybę. Chuligan kosztował mnie i naszą społeczność nowy garnitur.
Mit zbitej szyby jest znacznie częściej spotykany, niż może się to na pierwszy rzut oka wydawać. W rzeczywistości jest podstawą wielu programów rządowych. Na przykład, kiedy rząd twierdzi, że tworzy miejsca pracy finansując różne programy, robi to kosztem swoich obywateli obciążonych w formie wyższych podatków albo inflacji. Obywatele wydaliby swoje pieniądze na inne dobra i usługi, co spowodowałoby wzrost zatrudnienia w różnych branżach. Skoro jednak te dobra nie zostaną wyprodukowane, te potencjalne etaty pozostaną niewidoczne. Są jednak niemniej realne i niemniej ważne, niż miejsca pracy, które widzimy.

Jeżeli więc kiedykolwiek usłyszysz o pobudzających efektach wydatków wojennych, ceł, dofinansowań lub podobnych działań rządu — wiedz, że to tylko nasz stary znajomy: mit zbitej szyby przebrany w nowy strój.

czwartek, 5 sierpnia 2010

1000 lat w 8 minut

Animowana historia Polski (osiem i pół minuty):

Ciekawe, ile osób rozpozna wszystkie wydarzenia pokazane w tym filmie.

Autorem filmu jest Tomasz Bagiński. Film był przygotowany na wystawę EXPO 2010 w Szanghaju.

piątek, 30 lipca 2010

Savoir-vivre

Zasady dobrego wychowania wypada znać! Stosowanie tych zasad zarówno ułatwia życie, jak i jest oznaką szacunku w stosunku do osób, z którymi przebywamy. Warto przypomnieć sobie kilka podstawowych zasad dobrego wychowania.

środa, 7 lipca 2010

O co chodzi Platformie

Niewielką większością głosów Prezydentem RP został Bronisław Komorowski, jeden z czołowych przedstawicieli Platformy Obywatelskiej, pełniący dotychczas funkcję Marszałka Sejmu RP. Platforma Obywatelska, jak wszystkim wiadomo, cały czas chciała wywiązać się ze swoich zobowiązań wyborczych. Nie mogła tego zrobić, bo dotychczasowy prezydent, związany z PiS, z pewnością by zawetował wszystkie te wszystkie wspaniałe ustawy przygotowane przez rząd PO. Nawet dziecko zrozumie, że w tych okolicznościach Platforma nie mogła nawet próbować czegokolwiek zmieniać bądź reformować.

Na szczęście obecnie prezydentem został prominentny członek PO. Bronisław Komorowski z całą pewnością nie będzie wetować żadnych ustaw przedstawionych przez PO. W tych okolicznościach spodziewam się, że Platforma, mogąc nareszcie wywiązać się ze swoich zobowiązań, zacznie energicznie reformować gospodarkę, służbę zdrowia, szkolnictwo, system polityczny oraz inne ważne dziedziny życia publicznego.

Przypomnijmy sobie, do czego zobowiązała się Platforma Obywatelska zachęcając nas do głosowania na nich w ostatnich wyborach parlamentarnych.


Platforma obiecała nam:
  1. ograniczenie liczby posłów o połowę (po co nam aż 460 posłów?),
  2. zniesienie immunitetu (dlaczego np. posłowie nie mieliby odpowiadać za jazdę samochodem po pijanemu?),
  3. likwidacji senatu (oprócz 460 posłów jest jeszcze 100 senatorów) oraz
  4. wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych.
Czy choć jeden z tych postulatów zostanie zrealizowany?

sobota, 3 lipca 2010

W niedzielę pójdę... do lasu

Jutro II tura wyborów Prezydenta RP. Od początku tych wyborów wiadomo było, że — w dużym stopniu dzięki propagandzie mediów — do drugiej tury przejdzie Komorowski i Kaczyński. Od początku zastanawiałem się, na którego z nich powinienem ostatecznie zagłosować.

Interesuję się trochę polityką. Wydaje mi się, że znam przynajmniej niektóre mechanizmy, według których działają polityce w Polsce. Nie kieruję się reklamówkami prezentowanymi w telewizji (w ogóle nie oglądam telewizji). Niemniej wybór między Komorowskim i Kaczyńskim…

Jeżeli wybrany zostanie Kaczyński, będzie mógł wykazywać nieróbstwo i nieudolność rządu PO. To dobrze, ale jeżeli zostanie prezydentem, albo zupełnie straci kontrolę nad PiS, albo przynajmniej będzie mieć na to znacznie mniej czasu. W efekcie PiS, który jest przecież partią typu wodzowskiego, będzie poważnie osłabiony. Może się wiec okazać, że w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych PO, pozbawione silnej opozycji, uzyska taką przewagę, że będzie samodzielnie rządzić. Może się też okazać, że w następnych wyborach prezydenckich Kaczyński, pozbawiony wsparcia silnej partii, przegra je na rzecz kandydata PO. W ten sposób PO zyskałoby w ciągu kilku lat władzę absolutną.

Poza tym, jeżeli prezydentem zostanie Kaczyński, rząd PO nadal będzie mieć wymówkę, że nic nie robią, bo i tak Prezydent wszystko by im zawetował.

Komorowski, gdy się go słucha, ma rozsądniejsze poglądy. PO zawsze miała w programie zamiar wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, podatku liniowego, obniżenia i uproszczenia podatków i ogólnie większą swobodę prowadzenia działalności gospodarczej. Gdyby to zrealizowali, byłoby to z pewnością korzystne dla Polski. Rzecz w tym, że nie należy mylić słów z czynami. O ile pamiętam, PO tylko raz zainicjowała w Sejmie dyskusję o jednomandatowych okręgach wyborczych. Tuż przedtem pokłócili się ze wszystkimi pozostałymi partiami obecnymi w Sejmie. W tych okolicznościach było 100% pewności, że ten projekt zostanie odrzucony. 

To rząd PiS, mimo że złożony w większości z socjalistów, obniżył podatki, zlikwidował podatek od spadków oraz wprowadził kilka innych udogodnień.

Jeżeli prezydentem zostanie Komorowski, rząd PO nie będzie mieć wymówek, że nie może realizować reform. Mogą się za to zasłaniać tym, że nie mają w Sejmie absolutnej większości, a na każdą reformę nie zgadza się ta czy inna partia, więc i tak nie da się ich przeprowadzić.

Podsumowując, mamy wybór między socjalistą, który być może będzie jednak próbować liberalizować gospodarkę, i tak zwanym liberałem, którego deklaracje i wiele działań jest w swoim charakterze zdecydowanie lewicowe. Wybór każdego z kandydatów może mieć katastrofalne skutki dla Polski. W tych okolicznościach prawdopodobnie skorzystam z rady Rafała Ziemkiewicza, i wybiorę się na spacer, szerokim łukiem omijając ewentualne lokale wyborcze.

piątek, 25 czerwca 2010

Kaczyński byłby katastrofą?

„Rzeczpospolita” w swoim portalu internetowym udostępniła artykuł Tomasza Nałęcza zatytułowany „Kaczyński byłby katastrofą”. Wynotowałem z niego kilka ciekawych fragmentów.
Musimy też pamiętać, że ewentualna wygrana Jarosława Kaczyńskiego da olbrzymi rozpęd jego partii. W tej sytuacji niemal pewny będzie sukces PiS w jesiennych wyborach samorządowych.
Ciekawe… Ostatnio większość komentatorów polityki, występujących w różnych mediach, twierdzi coś wręcz przeciwnego. Uważają oni, że PiS jest partią typu wodzowskiego. Jeżeli wódz zostanie Prezydentem, nie będzie mieć dość czasu dla swojej partii. PiS pozbawiony przywódcy może mieć poważne problemy z przetrwaniem.
A mając w swoich rękach zarówno pałac prezydencki, jak i samorządy, możliwości blokowania działań rządu będą olbrzymie. Przy tym na pewno każdego dnia PiS będzie oskarżał rząd, że nic nie robi.
Zastanawiałem się, czy w ogóle iść głosować w II turze wyborów. Ani Komorowski, ani Kaczyński nie jest z mojej bajki. Dla mnie jest to wybór między dżumą i tyfusem. Po przeczytaniu artykułu pana Nałęcza chyba jednak pójdę zagłosować. Szansa, że będzie ktoś, kto publicznie będzie wytykać nieudolność tym nierobom z PO, jest warta mojego głosu.
Wszyscy pamiętamy tę atmosferę strachu i podejrzliwości, która towarzyszyła rządom PiS z lat 2005 – 2007.
Pamiętacie? Baliście się wyjść na ulicę, gdy rządził PiS? Ja się nie bałem. Pan Nałęcz najwyraźniej się bał. Ciekawe, dlaczego?…

Owszem, pamiętam doskonale atmosferę strachu w mediach (i tylko w mediach). Nie ma się czemu dziwić. Przecież PiS obiecywał lustrację dziennikarzy. Zdaje się, że wielu z nich, jeżeli nie większość, współpracowała z różnymi tajnymi służbami.
Rządy Kaczyńskiego to jednak nie tylko poważne zagrożenia dla wolności obywatelskich Polaków, ale też dla naszych portfeli.
Daj nam Boże takie zagrożenia naszych portfeli! Przecież to rząd PiS obniżył podatki. A co nam dało PO?

Ciągle słyszę, że PO nie próbuje robić żadnych reform, bo Prezydent na pewno by je zawetował. Mam na to ochotę krzyknąć „Sprawdzam!”. Czy ktoś zna jakąś stronę internetową, gdzie można by się zapoznać z tymi świetnymi ustawami przygotowanymi przez ministrów obecnego rządu, a odrzuconymi przez Prezydenta?

czwartek, 24 czerwca 2010

Po I turze

Zakończyła się pierwsza tura wyborów Prezydenta RP. Według danych opublikowanych przez Państwową Komisję Wyborczą, rozkład głosów na poszczególnych kandydatów przedstawia się następująco:
Jak wiadomo, w tych czasach olbrzymi wpływ na preferencje ludzi mają media, a w szczególności telewizja. Dlatego według ordynacji wyborczej w okresie przedwyborczym wszyscy kandydaci mają mieć zapewniony równy dostęp do mediów. Zobaczmy więc, jak to zostało zrealizowane. Znalazłem tylko odpowiednie dane ogłoszone przez TVP.

Poniższy wykres pokazuje, ile razy poszczególni kandydaci byli prezentowani w TVP.
Rzecz jasna, od tego, ile razy kandydat był pokazany, ważniejsze może być, jak długo był lansowany. Zobaczmy więc ile minut TVP poświęciła poszczególnym kandydatom. Pokazuje to następny wykres.
Jestem przekonany, że po zakończeniu wyborów Państwowa Komisja Wyborcza ogłosi, podobnie jak po każdych poprzednich wyborach, że wszyscy kandydaci mieli jednakowy dostęp do mediów, a w szczególności do telewizji, w której byli jednakowo pokazywani.

Nie znalazłem odpowiednich danych z pozostałych telewizji. Jestem przekonany, że w ich przypadku proporcje będą mniej więcej takie same, jak w TVP.

Czy my na pewno żyjemy w państwie prawa? Może jednak mają rację ci, którzy twierdzą, że  cała ta demokracja to tylko fasada, a prawdziwe rządzenie odbywa się na innych zasadach?

Swoją drogą ciekawe, jakie byłyby wyniki wyborów, gdyby kandydaci rzeczywiście mieli równy dostęp do mediów.

środa, 16 czerwca 2010

Demokratyczne wybory

W demokracji nie jest ważne na kogo głosujesz, lecz to, kto układa listy wyborcze.

To proste spostrzeżenie dotyczy oczywiście wyborów parlamentarnych i samorządowych, gdzie głosuje się na partię, a nie na osobę. W dodatku o tym, kto zostanie posłem, decydują zarządy partii, a nie liczba głosów. Podobno we wszystkich partiach obecnych obecnie w Sejmie lub Senacie zasadą jest, że posłami lub senatorami w pierwszej kolejności są członkowie najwyższych władz partii, bez względu na liczbę głosów, jakie zdobyli od wyborców. W następnej kolejności dobierani są pozostali kandydaci, zazwyczaj według największej liczby zdobytych głosów.

Powyższa reguła nie dotyczy oczywiście wyborów Prezydenta RP. Tutaj głosujemy na osobę. Jeżeli prezydent nie spełni obietnic przedwyborczych, można go z tego w następnych wyborach rozliczyć. Taka sama zasada powinna dotyczyć wyborów samorządowych i parlamentarnych, włącznie z wyborami do Europarlamentu.

czwartek, 3 czerwca 2010

W oparach demokracji

Warunkiem objęcia wielu stanowisk jest posiadanie wyższego wykształcenia. Dotyczy to oczywiście tylko stanowisk w instytucjach państwowych lub samorządowych. Tymczasem posłem, senatorem, ministrem czy prezydentem może zostać każdy, nawet jeśli nie ukończyłby szkoły podstawowej.

Wynikałoby z tego, że albo do kierowania państwem nie jest potrzebne jakiekolwiek wykształcenie, albo cała ta demokracja jest wyłącznie kosztowną atrapą.
Zdaje się, że coraz więcej ludzi nabiera przekonania, że demokracja jest wyłącznie atrapą. Czyż w przeciwnym razie ludzie głosowaliby na Polską Partię Przyjaciół Piwa? Ta założona dla żartu partia w wyborach w 1991 roku wprowadziła do Sejmu 16 posłów.

Można by pomyśleć, że to taki jednorazowy wybryk Polaków, którzy nieco zbyt długo żyli bez demokracji i wtedy nie byli do niej jeszcze dojrzali. Wydaje się, że taki pogląd nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Otóż w Islandii, kraju podobno mającym najstarszą demokrację w nowożytnej Europie, komik i kilku aktorów założyło Najlepszą Partię. Zdobyli sympatię wyborców obiecując bezpłatne ręczniki przy każdym gejzerze oraz sprowadzenie misia polarnego do stołecznego zoo. W kampanii wyborczej twierdzili, że mogą obiecywać więcej, niż jakakolwiek inna partia, bo i tak nie zamierzają dotrzymać wyborczych obietnic. W efekcie  będą mieć sześciu ludzi w 15-osobowej radzie miejskiej stolicy Islandii i będą w tam największą frakcją.

I jak tu wierzyć w demokrację?

środa, 12 maja 2010

Cena ekologii

W życiu niczego nie ma za darmo. Za wszystko trzeba prędzej czy później, tak czy inaczej zapłacić. Nie inaczej jest w przypadku ekologii. W zamian za czystsze powietrze, czystszą wodę, zdrowszą żywność itp. zgadzamy się płacić więcej. Coś za coś…

W życiu codziennym, podejmując decyzje, zawsze posługujemy się zasadami ekonomii, nawet jeżeli najczęściej nie uświadamiamy sobie tego. Szacujemy korzyści wynikające z lepszych warunków życia i porównujemy je do związanych z tym większych kosztów. Na tej podstawie podejmujemy decyzje, czy coś się nam opłaca.

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że należy dbać o jakość życia. Większość bez wahania zgodzi się, że warto to robić nawet za cenę zwiększonych kosztów. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, ile jesteście w stanie wydać na działania ekologiczne?

Na trasie budowy autostrady A-1 pewna kaczka założyła gniazdo i złożyła w nim kilka jajek. Teraz je wysiaduje. Ekolodzy zalecili wykonawcy autostrady zastosować zabezpieczenia i niezakłócania naturalnego rytmu przyrody. W przeciwnym razie kaczka może się zestresować, co może negatywnie wpłynąć na jej przyszłe życie. Aby zapobiec takim sytuacjom w przyszłości, zaproponowano wykonawcy autostrady, aby ogrodził cały obszar budowy autostrady, również od góry. Realizacja tych zaleceń będzie kosztować – bagatela – około 40 milionów euro (około 160 milionów złotych).

Jedni popaprańcy chcą praw obywatelskich dla małp. Inni uważają, że dobre samopoczucie kaczki jest warte wydania 40 mln euro. Czy nie wydaje się wam, że coś się na tym świecie zdecydowanie popieprzyło?

poniedziałek, 10 maja 2010

Kampania miłości i pojednania

Mamy kampanię wyborczą. Wbrew oficjalnie publikowanym sondażom rzeczywiste poparcie chyba nie jest zbyt korzystne dla PO, bo jej zwolennikom najwyraźniej puszczają nerwy. Podobno Kaczyński wykorzystuje w kampanii wyborczej śmierć swojego brata, bo w jedynym chyba publicznym wystąpieniu w trakcie tej kampanii ośmielił się być ubranym na czarno. Zgroza! W dodatku honorowy członek komitetu wyborczego kandydata PO publicznie oświadczył, ze Kaczyński jest nekrofilem i pedofilem. Po takim oświadczeniu znakomitego magistra, nie wiadomo dlaczego tytułowanego profesorem, na pewno nikt nie odważy się zagłosować na Kaczyńskiego. Całe szczęście, że jest jeszcze kilku innych kandydatów na Prezydenta.

A ja myślę sobie, że wszyscy ci rozgorączkowani politycy, dziennikarze i reszta bandy częściej powinni słuchać takich utworów jak ten. Może ostudziłoby to ich nadmiernie rozgrzane zakute łby.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Refleksje po tragedii

Mamy tygodniową żałobę po katastrofie, w której zginęło około 90 osób. Zrozumiałe, że najwięcej mówi się o Prezydencie. W końcu to pierwsza osoba w państwie. Mnie się wydaje, że w tych wszystkich wypowiedziach za mało mówi się o pozostałych ludziach, którzy tam zginęli. W tej chwili mam na myśli szefa sztabu generalnego oraz dowódców sił powietrznych, wojsk lądowych, Garnizonu Warszawa, marynarki wojennej, sił specjalnych oraz dowódcę operacyjnego sił zbrojnych RP. Zginęli wszyscy najwyżsi dowódcy wszystkich rodzajów polskiego wojska! Jak śmierć tych wszystkich dowódców wpłynie na stan bezpieczeństwa Polski?

Ktoś mądry gdzieś kiedyś napisał lub powiedział, że cmentarze pełne są ludzi niezastąpionych. Każdy z tych ludzi, którzy zginęli w tej katastrofie, miał swoich zastępców. Skoro byli zastępcami, a nie pierwszymi, to teoretycznie są nieco gorsi od pierwszych. Teoretycznie… Czas pokaże, czy rzeczywiście.

Charakterystyczne były wypowiedzi niektórych polityków w niedzielę rano, gdy jeszcze była nadzieja, że może choć część osób przeżyła tę katastrofę. Politycy, którzy na co dzień publicznie deklarują swój ateizm, wczoraj mówili, że „została nam już tylko modlitwa – módlmy się, żeby się uratowali”. Jak trwoga, to do Boga…

Teraz wszyscy politycy i dziennikarze zgodnie twierdzą, że trzeba teraz zgodnie, ramię w ramię, że ci co zginęli, to byli sami wybitni ludzie. Nic to, że jeszcze dzień wcześniej pluli na siebie nawzajem. Teraz, w tych okolicznościach, trzeba tak mówić. Zastanawiam się tylko, ilu z nich w tej chwili postępuje tak z potrzeby serca, a ilu z chęci poprawienia wizerunku, i na jak długo im tego szoku wystarczy.

środa, 31 marca 2010

Zdziwienia

W marcu sejm uchwalił nowelizację ustawy o ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu wprowadzając zakaz kandydowania do parlamentu osób skazanych prawomocnymi wyrokami za przestępstwa ścigane z oskarżenia publicznego. Pięknie, ale… dlaczego tylko do Sejmu i Senatu? Przestępcy nie mogą kandydować na posła lub senatora, ale mogą być Prezydentem RP?

Dlaczego ten zakaz dotyczy osób skazanych na podstawie oskarżenia publicznego, a nie dotyczy osób skazanych na podstawie oskarżenia cywilnego? Jeżeli niezawisły sąd kogoś skazał, to co za różnica, kto oskarżał?

Z innej beczki: od pewnego czasu ciągle wraca dyskusja o zrównaniu wieku emerytalnego mężczyzn i kobiet w ten sposób, że kobiety miałyby pracować tak samo długo, jak mężczyźni. Mówi i pisze się też często o wydłużeniu wieku emerytalnego. Według niektórych projektów prawdo do emerytury mielibyśmy uzyskiwać w wieku 70 lat. Niektórzy nawet twierdzą, że powinno to być 75 lat. W przeciwnym razie system emerytalny zbankrutuje i nikt nie dostanie żadnej emerytury.

Niby to logiczne, ale przecież obecnie w Polsce jest kilkanaście procent bezrobotnych. Po co w takim razie opóźniać wiek przejścia na emeryturę? Przecież spowoduje to gwałtowny wzrost liczby bezrobotnych! Chyba, że chodzi po prostu o to, że zasiłki dla bezrobotnych są znacznie niższe, niż emerytury?

wtorek, 23 marca 2010

Godzina prawdy

Chodzi o to, że po tzw. transformacji ustrojowej, kolejne ekipy stwarzały wrażenie płynności finansowej państwa poprzez powiększanie długu publicznego. Proces ten nabrał tempa zwłaszcza po rozpoczęciu dostosowywania naszego systemu prawnego do tak zwanych standardów unijnych. O ile Edward Gierek potrzebował prawie 9 lat na pożyczenie 20 miliardów i zadłużenie kraju na 40 miliardów dolarów, to już Leszek Miller, jako premier rządu powiększył dług publiczny o 20 miliardów dolarów w dwa lata, premier Marek Belka powiększył dług publiczny o 20 miliardów dolarów w rok, a premier Kazimierz Marcinkiewicz – zaledwie w 6 miesięcy. Premier Donald Tusk w dwa lata powiększył dług publiczny o około 200 miliardów złotych, co w przeliczeniu na dolary oznacza grubo ponad 30 miliardów rocznie. W tej chwili dług publiczny Polski oscyluje wokół 700 miliardów złotych, powiększając się z szybkością około 1700 złotych na sekundę. W przeliczeniu na złote grecki dług publiczny wyniósłby 1140 miliardów, ale przecież nasi dygnitarze w tej sprawie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Cały artykuł jest »tutaj«.

Podsumujmy więc, w jakim tempie rosło nasze zadłużenie w różnych okresach:
  • Edward Gierek — 4,4 mld USD na rok
  • Leszek Miler — 10 mld USD na rok
  • Marek Belka — 20 mld USD na rok
  • Kazimierz Marcinkiewicz — 40 mld USD na rok
  • Donald Tusk — 30 mld USD na rok
I pomyśleć, że wielu ludzi nadal myśli, że to Gierek tak strasznie zadłużył Polskę.

    wtorek, 16 marca 2010

    Będziemy przestępcami

    Nie przepadam za grami karcianymi. Nigdy nie przepadałem. Jednak gdy kiedyś trafiłem do szpitala na trzy tygodnie, całymi dniami wszyscy ze wszystkimi graliśmy w karty. Nie było nic innego do roboty, więc nudziliśmy się śmiertelnie. Żeby gra była bardziej atrakcyjna, graliśmy o pieniądze. O ile dobrze pamiętam, stawką podstawową było chyba 10 groszy. Przez cały dzień czasem wygrałem kilka złotych, czasem przegrałem mniej więcej tyle samo.

    Rządy Platformy Obywatelskiej w sposób mistrzowski opanował nic nie robienie. Może mają rację, bo — jak wiemy — jak tylko różne Rychy z Grzechami coś jednak zrobili, to teraz wynajęci przez PO specjaliści od reklamy muszą mocno się napracować, żeby jakoś odwrócić uwagę opinii publicznej od efektów pracy Grzecha i Rycha. Jednym z takich działań osłonowych, mających na celu jedynie odciągnięcie uwagi opinii publicznej od wymienionych panów, jest ustawa hazardowa. W myśl tej ustawy różne gry stają się na terenie Rzeczpospolitej Polskiej nielegalne. Jedną z takich nielegalnych gier jest poker. W myśl tej ustawy, można w niego grać tylko na terenie kasyn. Czyli jeżeli ktoś zechce zagrać w pokera podczas pobytu w szpitalu lub u wujka na imieninach, automatycznie staje się przestępcą. Nawet apel Polskiej Federacji Pokera Sportowego nie zdał się na nic. I słusznie! Jak walczyć, to totalnie!

    Ciekawe, kiedy dowiemy się z mediów o pierwszych przypadkach, że jakiś polityk, którego kandydatura zagraża naszemu kandydatowi, popełnił przestępstwo hazardowe. Myślę, że ustawa jest jeszcze zbyt świeża i przed najbliższymi wyborami takich donosów nie będzie, ale za kilka lat, kto wie…

    Nie czytałem treści ustawy. Przeczytałem tylko artykuł o niej. Do tej ustawy idealnie pasuje między innymi Lotto. Jest to przecież gra całkowicie losowa, a nagrodą są pieniądze. Czyżby Lotto również zostało zabronione? Wątpię… Dla Lotto na pewno zrobili w ustawie wyjątek. Zgadnij koteczku, dlaczego?

    W przypadku Euro 2012 jeden z etapów miał charakter losowy (losowanie grup), a zwycięskie drużyny dostaną przecież nagrody pieniężne. Czyli te mistrzostwa też podlegają ustawie antyhazardowej! Euro 2012 też nie będzie?

    Właściwie większość zawodów sportowych powinno podlegać tej ustawie! Przecież w większości zawodów jest element losowy (na przykład losowanie kolejności startu itp.), a zwycięzcy niemal zawsze dostają nagrody pieniężne (lub równoważne).

    Jak tak dalej będzie, to naprawdę niczego nie będzie! Zdrowego rozsądku od dawna już nie ma.

    sobota, 13 marca 2010

    Rząd nadal chce cenzurować Internet

    Niedawno rząd chciał wprowadzić cenzurę Internetu. W tym celu miał powstać Rejestr Stron Zakazanych. Na nic się zdały opinie ekspertów prawa, że nie wolno ot tak sobie pozbawiać ludzi dostępu do legalnych stron internetowych. Na nic się zdały opinie ekspertów informatyki, że tego nie da się zrobić. Grupa osób zaniepokojona takimi działaniami przygotowała petycję do Prezydenta RP z prośbą o zawetowanie ewentualnej ustawy. Podpisało ją ponad 75 tysięcy internautów. Dopiero to powstrzymało rząd.

    Okazuje się, że obietnice złożone przez premiera Tuska i ministra Boniego są nic niewarte. Podczas publicznej konferencji prasowej, relacjonowanej między innymi na żywo przez Internet, obiecali nie wprowadzać cenzury, zanim nie zostaną przeprowadzone szerokie konsultacje społeczne. Miała zostać uruchomiona specjalna platforma, gdzie każdy internauta będzie mógł wypowiedzieć się na temat planowanych ustaw dotyczących Internetu. Platforma ta nie została jeszcze uruchomiona.

    Tymczasem, jak się okazuje, rząd wcale się nie wycofał z pomysłu cenzurowania Internetu. W zasadzie zmieniło się tylko tyle, że teraz sąd ma decydować, jakie strony zablokować. 

    W związku z tym usilnym wprowadzaniem cenzury nasuwa się kilka spostrzeżeń:
    1. Ta wersja cenzury jest trochę lepsza, od poprzedniej. Tylko trochę! Teraz o blokowaniu danych stron przynajmniej decydować będzie sąd, a nie jakiś anonimowy urzędnik. Tylko czy mamy wystarczające zaufanie do sądów? Szereg wyroków w ostatnich latach, które łagodnie można by nazwać kontrowersyjnymi, nie daje podstaw do zaufania do sądów.
    2. Dlaczego, do czorta, ktokolwiek w ogóle miałby blokować dostęp do internetowych stron oferujących gry hazardowe? Przecież, jeżeli zechcę grać, będę to robić za własne pieniądze. Rząd zabrał już ode mnie swój haracz w formie przeróżnych podatków. Politycy, odczepcie się od moich pieniędzy! To moja sprawa, czy chcę je wydać na kino, czy na ruletkę przez Internet!
    3. Najprostszym rozwiązaniem wydaje się opodatkowanie branży hazardowej na ogólnych zasadach, czyli tak, jak każdego innego przedsiębiorcę. Może chodzi o to, że to byłoby za mało medialne? — nie można by się tym chwalić w zbliżającej się kampanii wyborczej.
    4. Każdy ekspert informatyki wie, że cenzurować stron internetowych w sposób automatyczny się po prostu nie da. Chiny, stosujące cenzurę Internetu, zatrudniają w tym celu wiele tysięcy pracowników. Może i o to chodzi, żeby było wiele nowych, dobrze płatnych posad dla naszych ludzi?
    Jakiś czas temu ktoś mi powiedział, że jest mu w zasadzie obojętne, czy strony oferujące gry hazardowe będą blokowane, bo sam z nich nie korzysta i nie ma zamiaru korzystać. Nie bądźcie naiwni! Najpierw naprawdę będą blokować strony z hazardem, mimo, że przecież nie są nielegalne! Kto wam jednak zagwarantuje, że któregoś dnia nie zechcą blokować stron internetowych, na których publikowane są teksty krytykujące rząd lub rządzącą partię? Zastanówcie się, gdzie jest granica, za którą system staje się systemem totalitarnym lub wręcz faszystowskim!

    środa, 10 marca 2010

    Zmierzamy ku bankructwu

    [...] sytuacja finansów publicznych dotyczy nas wszystkich. To my bowiem będziemy ponosić ekonomiczne konsekwencje tego, jak się wielcy państwo bawią. Tymczasem dług publiczny Polski sięgnął 700 miliardów złotych i powiększa się z szybkością co najmniej 1500 złotych na sekundę, czyli 130 milionów złotych na dobę. Koszty obsługi tego długu w przyszłym roku mogą wzrosnąć nawet do 35 miliardów zł. rocznie, czyli 900 zł na mieszkańca. Oznacza to, że statystyczna 5-osobowa rodzina będzie musiała tylko z tego tytułu oddać lichwiarskiej międzynarodówce prawie 5 tysięcy złotych. Tyle nas kosztuje stwarzanie przez naszych dygnitarzy wrażenia, że wszystko jest gites-tenteges. 
    Cały felieton jest »tutaj«.

    piątek, 5 marca 2010

    W obronie inwestycji i miejsc pracy

    Złe prawo jest dziś jedną z największych barier rozwoju Polski i niweczy możliwość szybkiego awansu w Unii Europejskiej. [...] Miejsca pracy są zagrożone nie tyle kryzysem, z którym przedsiębiorcy sobie radzą, a praktyką aparatu skarbowego. [...] Działania tego typu skutecznie ograniczają przedsiębiorczość w Polsce przyczyniając się od wzrostu bezrobocia.

    Jedną z najgorszych i najbardziej szkodliwych [...] praktyk aparatu skarbowego w Polsce są żądania zwrotu podatku [...] sięgające często lata wstecz. Działania takie w ostatnich latach przyczyniły się do upadku setek przed­się­biorstw i utraty tysięcy miejsc pracy. Należy wyraźnie zaznaczyć, że w przytłaczającej większości przypadków do­ty­czy­ły one przedsiębiorców działających w dobrej wierze na podstawie przyjętej interpretacji istniejącego prawa. W związku z obezwładnieniem sądownictwa w Polsce, ciągnących się latami procesów i realną możliwością uzyskania wyroku sądowego w terminie kilkuletnim — co w przypadku sporu — najczęściej prowadzi to do upadku danego przedsiębiorcy, likwidacji miejsc pracy oraz po­czynionych inwestycji.

    Niestety, w Polsce w lepszej sytuacji od przed­się­bior­ców są przestępcy kryminalni. Nie są nam znane przypadki ścigania wykroczeń czy przestępstw karnych wstecz, które w momencie popełniania nie były prze­stępstwami. Sytuacja taka dotyczy w zasadzie każdej firmy działającej w Polsce i jest wspólnym udziałem wszystkich sektorów gospodarki. Każdej firmie w każdej chwili grozi zmiana interpretacji da­nego przepisu przez aparat skarbowy i realna groźba egzekucji wstecz.

    Decyzje te skutkują wszczynaniem długotrwałych i kosz­town­ych działań odwoławczych, jak również grożą sankcjami, których wielkość może być nieadekwatna do „winy” podatnika.
    Powyższe fragmenty pochodzą z artykułu dostępnego »tutaj«.

    poniedziałek, 22 lutego 2010

    Imperia nie trwają wieczne

    Jak wiemy z historii, Polska była kiedyś jednym z największych i najpotężniejszych państw Europy. Jest to stosunkowo odległa historia. Jak wiemy z historii, w różnych okresach istniały różne imperia, które dawno już przestały być imperiami. Ostatnie z takich historycznych imperiów, imperium brytyjskie, swój okres największej świetności miało na przełomie XIX i XX wieku. Obecnie istniejące imperia też nie będą zapewne trwać wiecznie.

    Kilkanaście lat temu wydawało się, że jesteśmy świadkami końca imperium rosyjskiego. Obecnie wydaje się, że po okresie kryzysu imperium to trwa nadal. Kilkanaście lat temu wydawało się, że imperium amerykańskie jest niezagrożone. Tymczasem obecnie staje się to coraz bardziej wątpliwe.

    Ron Paul, członek amerykańskiego Kongresu (kandydował na prezydenta USA) za jeden z największych problemów, z którymi musi uporać się USA, uznał wciąż wzrastający deficyt budżetowy. Uważa, że państwu grozi również kryzys walutowy, który spowoduje spadek zaufania do dolara.

    Tymczasem obecny lewicowy prezydent USA, Barack Obama, próbuje stymulować gospodarkę pompując w nią pieniądze odebrane wcześniej ludziom w formie podatków (lub dodrukowując je). Ciekawe, że tylko 6% Amerykanów wierzy, że te działania przyniosą dobre efekty. To nawet mniej, niż liczba Amerykanów wierzących, że Elvis Presley nadal żyje (wierzy w to 7% Amerykanów). Wielu uważa, że jedynymi tego beneficjentami są banki.

    Ron Paul może mieć tym bardziej rację, że jak wiadomo, najwięcej amerykańskich obligacji mają Chiny. Ostatnio Chiny sprzedały amerykańskie obligacje o wartości 34 miliardów dolarów. Spowodowane to jest zaniepokojeniem o stan gospodarki USA i niestabilnością dolara. Sprzedaż obligacji o tak znacznej wartości z pewnością nie pomogła dolarowi.

    Sądzę, że zbyt wcześnie ogłaszać koniec amerykańskiego imperium. Niewątpliwie jest ono obecnie w stanie silnego kryzysu. Pewnie za kilka lat przekonamy się, czy ten kryzys spowoduje spadek znaczenia USA. Jedno wydaje się coraz pewniejsze: na naszych oczach powstaje imperium chińskie.

    sobota, 20 lutego 2010

    Serce i rozum

    Dzieci są naszą przyszłością. Dla nich gotowi jesteśmy poświęcić bardzo dużo. Powinniśmy o nie dbać. Dla ich dobra, dzieci powinny pierwsze lata życia spędzić pod czujnym okiem mamy (i taty). Każda matka powinna mieć możliwość zajęcia się swoimi dziećmi przynajmniej przez pierwsze kilka lat ich życia. Żeby mogła godnie żyć, państwo powinno zapewnić każdej matce odpowiednio wysoki zasiłek macierzyński.

    Tata też jest bardzo ważny dla prawidłowego emocjonalnego rozwoju dziecka. Dobrze byłoby, gdyby tata też mógł poświęcić się swoim dzieciom. Państwo powinno zapewnić obojgu rodziców takie zasiłki, żeby mogli zająć się swoimi dziećmi, żyjąc na godziwym poziomie.

    Czyż to nie brzmi wspaniale? Czyż nie byłoby wspaniale, gdyby każda mama lub tata, lub oboje, mogli zostać w domu ze swoimi dziećmi — na przykład przez pierwsze dwa lata życia dziecka? Wystarczyłoby tylko, żeby państwo zapewniło im godziwy zasiłek. Myślę, że partia, która by w najbliższych wyborach uwypukliła taki punkt w swoim programie, miałaby dużo większe szanse na zdobycie większości miejsc w parlamencie.

    Zastanówmy się jednak, skąd państwo miałoby wziąć pieniądze na takie zasiłki. Część pewnie stwierdziłaby, że państwo może wydrukować więcej pieniędzy! Ano może, ale — jak wiadomo — w krótkim czasie doprowadziłoby to do większej inflacji, czyli taka sama ilość pieniędzy miałaby mniejszą wartość. W efekcie nikt by nie zyskał, a wszyscy by stracili.

    Jedynym źródłem pieniędzy, jakimi może dysponować państwo, są nasze podatki. Państwo odbiera nam część naszych zarobków w formie podatków. Niektórzy obliczają, że państwo odbiera nam w ten sposób około 80% naszych dochodów (w formie podatków bezpośrednich i pośrednich). Z tych pieniędzy państwo musi najpierw opłacić pensje pracowników zajmujących się ściąganiem podatków, wybudować dla nich biurowce, zapłacić za ich ogrzewanie i oświetlenie, ciągle inwestować w sprzęt (komputery itp.). To, co zostanie, państwo może podzielić między ludzi w formie różnorakich zapomóg, dotacji i ulg. Oczywiście jest do tego potrzebna kolejna armia urzędników, którym trzeba najpierw z tych pieniędzy dać pensje, biurka, komputery, i tym podobne.

    Problem polega na tym, że aby państwo mogło więcej dać jednym (np. w formie dotacji, ulg, …), najpierw musi znacznie więcej zabrać innym, albo i tym samym. Bo przecież matka opiekująca się dziećmi chodzi na zakupy. Każdy, kto przyjrzy się dowolnemu paragonowi, zauważy, że od każdego zakupionego w sklepie produktu płacimy państwu kolejny podatek.

    Sensowność wydawania pieniędzy przez państwo podważa również psychologia. Wiadomo, że swoimi własnymi pieniędzmi każdy zarządza raczej rozsądnie. Urzędnicy nie decydują o wydawaniu własnych pieniędzy. Dlatego wydając nie własne (bo państwowe, czyli niczyje) pieniądze podejmują dużo więcej lekkomyślnych bądź nieprzemyślanych decyzji (pomijając ewidentne przekręty).

    Wielu ludzi nie rozumie tych argumentów. Może dlatego, że wielu ludzi jest po prostu na bakier z logiką, nie wspominając o braku elementarnej wiedzy z ekonomii. Do takich ludzi łatwo docierają argumenty, że są gnębieni, i że potrzebują kogoś, kto będzie ich bronił. Efektem takiego myślenia są między innymi związki zawodowe.

    Zgodnie z ustawą o związkach zawodowych, przedsiębiorca prywatny lub państwowy musi zapewnić związkom zawodowym między innymi pomieszczenia i telefony oraz sfinansować pensje liderów związkowych. Co to właściwie znaczy, że ma zapewnić…? To znaczy, że ma im dać za darmo! Czy wiesz, ile nas kosztuje utrzymanie związków zawodowych? Okazuje się, na przykład 254 państwowe firmy wydają łącznie na zapewnienie związkom zawodowym… łącznie ponad 51 mln złotych. A to są tylko 254 państwowe firmy! Według GUS na koniec 2009 roku w Polsce były 3.742.673 przedsiębiorstwa. W skali kraju na utrzymanie związków zawodowych muszą być przeznaczane astronomiczne kwoty!

    Możesz się ze mną zgadzać, możesz nie zgadzać. Zobacz jednak, jakie efekty przyniosły socjalne (socjalistyczne!) eksperymenty w USA.


    piątek, 12 lutego 2010

    Kryzys Euro

    Stało się dokładnie to, co przewidywał świętej pa­mięci Milton Friedman, pisząc, że euro to czysto polityczny projekt przy­gotowany na słoneczne dni. Spłynie z pierwszym desz­czem.

    Strach przed niewypła­cal­nością z Grecji przeniósł się na Portugalię, Włochy i Hiszpanię. Rząd w Atenach za samo ubezpieczenie kredytu płaci dziś 4,2 proc. wartości. Pieniądze coraz trudniej pożyczać też Austrii, zanurzonej po uszy w toksycznych bałkańsko-ukraińskich długach i Belgii z długami większymi niż Hiszpania.


    Z pomocą będą musiały przyjść indywidualne rządy. Na to stać dziś tylko Niemcy i Francję. Ale i tu stąpamy po cienkim lodzie.  Twarde gwarancje wypłacalności dla bankrutującej Grecji to zachęta dla wielkich spekulantów. Stawką są setki miliardów — załamanie się całej strefy euro. Gra Georga Sorosa w 1992 r. na dewaluację funta sterlinga to przy tym jak babka z piasku przy torcie weselnym.

    Euro przechodzi największy kryzys w swojej 11-letniej historii. Deficyt Grecji przekroczył 14% PKB, co stanowi 2% PKB całej strefy euro. W kolejce bankrutów ustawia się Portugalia z 12% PKB i Hiszpania z 11,4% deficytem, ale w skali całej Unii to już masakra. Giełdy od Wiednia po Lizbonę lecą na pysk.

    Tymczasem prezydent UE Herman Van Rompuy martwi się, czy niemiecki robotnik dwa lata po tym, jak rzuci pracę, dalej będzie dostawał pensję. Czy Opel może produkować samochody, za które zapłacą podatnicy. Co zrobić, żeby Hiszpanka mogła dwa lata pozostawać na pełnopłatnym urlopie macierzyńskim. I żeby francuski urzędnik mógł już w czwartek wieczorem wyjechać za miasto w ramach programu 35-godzinny tydzień pracy.

    W tym miejscu przypomina się Ronald Reagan, który na wieść, że francuski premier nie zezwala na przelot amerykańskich myśliwców mających zbombardować Libię, zapytał: „Gdzie oni znajdują tych dziwnych ludzi?”.

    Powyższe fragmenty pochodzą z artykułu „Europy nie stać na miłość w czasach zarazy”, napisanego przez Tomasza Wróblewskiego. Zachęcam do przeczytania całego artykułu.

    Mam jedną uwagę do artykułu. Moim z daniem w kolejce bankrutów autor zapomniał wymienić Polskę. Pewnie dlatego, że Polska nie jest jeszcze w strefie euro.

    środa, 10 lutego 2010

    Paradoksy prawa

    Zorganizowana banda

    Stu dobrze uzbrojonych pograniczników i policjantów, wspierani przez śmigłowiec, przeszukało 10 domów. W wyniku tej akcji zostało zatrzymanych 10 osób, w tym jeden Słowak. Są oskarżeni o:
    • tak zwany handel żywym towarem — sprowadzali panie ze wschodu, następnie zmuszali je do pracy w domach publicznych;
    • handel bronią i materiałami wybuchowymi — znaleziono karabiny, pistolety maszynowe oraz kilkaset sztuk amunicji;
    • handel narkotykami —znaleziono 1,5 kg amfetaminy oraz około 1000 tabletek ecstasy.
    Sprawa ma charakter rozwojowy. Można się więc prawdopodobnie spodziewać dalszych aresztowań.



    Włamanie

    W Sieradzu włamano się do szpitalnego pomieszczenia gospodar­czego. Sprawcy wybili szyby w kilu drzwiach. Ukradli 16 jajek i kostkę masła, z których na miejscu usmażyli sobie jajecznicę.

    Sprawcy nie zabrali ani nie uszkodzili żadnych wartościowych przedmiotów.



    Kara

    W pierwszej sprawie oskarżonym grozi 10 lat więzienia. Taka kara wydaje się być adekwatna do skali przestępstwa, zwłaszcza w przypadku recydywistów.

    Bulwersujące jest, że w drugiej sprawie włamywaczom sprawcom również grozi 10 lat więzienia. Tymczasem wydaje się, że w tym przypadku adekwatną karą powinna być na przykład dwukrotna wartość poczynionych szkód  — do zapłacenia lub odpracowania na rzecz szpitala — oraz pouczenie, że do robienia jajecznicy należy stosować adekwatną ilość masła.

    sobota, 6 lutego 2010

    Ale o co chodzi?

    Ostatnio w polskim Internecie nastąpiło pospolite ruszenie w obronie przed próbami cenzurowania Internetu. Po aferze hazardowej ustawa ta miała być dowodem, że rząd walczy z hazardem. W ramach walki z hazardem rząd chciał wprowadzić ustawę, w której zawarto jednocześnie dwa różne cele:
    1. przeciwdziałaniu pornografii dziecięcej w Internecie oraz
    2. walkę z hazardem w Internecie.
    Aby realizować te cele, ma powstać Rejestr Stron Zakazanych, dostęp do których dostawcy Internetu będą mieć obowiązek blokować.

    Nie ulega wątpliwości, że z pornografią dziecięcą trzeba walczyć, ale nie w ten sposób! Każdy, kto zna się na Internecie wie, że taki rejestr byłby całkowicie nieskuteczny.

    Ja jednak zacząłem się zastanawiać, dlaczego właściwie mielibyśmy zwalczać hazard w Internecie? Dlaczego kupienie losu w Internecie miałoby być karalne, podczas gdy kupowanie losu w Lotto jest jak najbardziej legalne? Jedynym powód takiego rozgraniczenia, jaki przychodzi mi do głowy, są podatki. Hazard przez Internet tym się różni od hazardu w Lotto, że w przypadku Lotto haracz w postaci podatków pozostaje w Polsce, a w przypadku hazardu w Internecie właściwie nie wiadomo, gdzie te podatki będą płacone.

    Nie daj sobie wmówić, że broniąc Internet przed próbami jego cenzurowania, stajesz się zwolennikiem pedofilii! Możesz przyczynić się do utrzymania wolności w Internecie, podpisując list do prezydenta RP, apelujący o zawetowanie tej ustawy. Podpisało go już 75 tysięcy internautów.

    piątek, 5 lutego 2010

    Cenzura Internetu


    W jaki sposób można wprowadzić przepis, który prawdopodobnie nie będzie popularny? Najlepiej powiązać go z czymś, do czego większość ludzi jest przekonanych. Tak też postąpił rząd przygotowując ustawę, które de facto cenzuruje Internet. Oczywiście nie mówi się przy o cenzurowaniu Internetu. Za to mówi się dużo o walce z pedofilią oraz o zwalczaniu hazardu w Internecie.

    Załóżmy przez chwilę, że możliwe byłoby blokowanie takich stron. W takim razie mam do was pytanie: czy dostajecie dużo spamu? Ja dostaję obecnie około 100 takich listów każdego dnia. Programy filtrujące spam czasem się mylą, więc mam zwyczaj przeglądania tematów tych listów przed ich usunięciem. Aby zablokować te wszystkie strony, trzeba by chyba zablokować większość serwerów w Chinach oraz połowie pozostałych krajów świata. Serwisów, o których mowa w ustawie rządowej, z całą pewnością nie da się zablokować!

    Pomijając kwestię niewykonalności blokowania tego typu stron, moim zdaniem tak naprawdę problem wcale nie leży w procedurach wpisywaniu różnych stron do rejestru stron zakazanych. Problem jest zaufanie do urzędników. Politycy przez ostanie 20 lat systematycznie pracowali na to, abyśmy im nie ufali.

    Nie ufamy wam, politycy! Nie ufamy, że prędzej czy później nie wykorzystacie tych mechanizmów do blokowania opozycji. Nie ufamy, że prędzej czy później nie użyjecie tego do zamykania ust niewygodnym blogerom itp.

    Dlaczego mielibyśmy wam, politycy, ufać? Przecież od 20 lat nie ma roku, żeby nie wybuchły jakieś afery wśród najwyższych polityków? Dlaczego mielibyśmy ufać urzędnikom, skoro jeden z szefów jednej z tajnych agencji wykorzystuje w prywatnym procesie materiały zdobyte przez tę agencję (co zdaniem większości ekspertów jest nielegalne), a które agencja miała obowiązek dawno zniszczyć, ale tego nie zrobiła (co bez wątpienia jest nielegalne)!? Dlaczego mielibyśmy ufać sądom, skoro pomimo posiadania oryginałów własnoręcznie podpisanych donosów sąd uznaje, że podpisująca te donosy osoba nie była świadomym współpracownikiem służb specjalnych PRL? Jak mamy ufać politykom, skoro nawet debata premiera z internautami o cenzurze jest cenzurowana?

    Nie jesteśmy zwolennikami pedofilii. Zdroworozsądkowo uważamy, że jeżeli ktoś chce zostać alkoholikiem, to żaden przepis go od tego nie odwiedzie, jeżeli ktoś chce zostać narkomanem, to znajdzie dostęp do narkotyków, a jeżeli ktoś chce oddać się hazardowi — zrobi to, choćbyśmy nie takie zabezpieczenia wprowadzili. Jesteśmy przeciwnikami cenzurowania Internetu w jakimkolwiek celu, bo jesteśmy przekonani, że zasłaniając się szlachetnymi celami chcecie zmniejszyć naszą wolność w celu łatwiejszego manipulowania nami.

    Więcej informacji o akcji protestacyjnej jest na tej stronie internetowej.

    Możesz też List Do Prezydenta RP w Sprawie Cenzury Internetu. Podpisało go już 75 tysięcy internautów.

    czwartek, 4 lutego 2010

    Cenzura

    Na naszych oczach wraca cenzura. Oczywiście nie wprost. Przez ostatnie kilkanaście lat zrobiliśmy przecież postępy w psychologii społecznej czy socjologii. Wiemy, że bezpośrednie działania tego typu napotkają opór. Żeby je przeprowadzić bez większych problemów, trzeba je ładnie opakować — tak, żeby większość je gładko przyjęła czy wręcz nawet poparła.

    Niestety, nie wszyscy bezmyślnie przyjmują do akceptującej wiadomości papkę spreparowaną na użytek ludu. Twórca poniższej parodii pisze tak (w komentarzu do tego filmu):
    Byłem jednym z tych, którzy wybrali Premiera Tuska do Sejmu [...]. Ciągle mam nadzieję, że wycofa się z projektu cenzury i przeprosi. W przeciwnym razie NIE będę mógł wybrać go ponownie, ani zagłosować na któregokolwiek z polityków, którzy poprą projekt. Nie uważam, że rząd jest poza tym projektem idealny, ale cenzura jest przekroczeniem pewnej granicy, za którą przestaje mnie obchodzić czy rządzi PO, PiS czy SLD. [...] Nie jestem przekonany, czy ignorowanie własnej bazy wyborców okaże się politycznie mądrym posunięciem.


    W tym filmie jest między innymi mowa o radiu Kontestacja. Jest to pierwsze w Polsce radio wolnościowe, które można słuchać przez Internet.

    Stop patentom na oprogramowanie

    System patentowy jest nadużywany, aby ograniczać kon­kurencję, przynosząc korzyści nielicznym i blokując innowacje.

    W licznych poważnych naukowych i ekonomicznych opracowa­niach uzasadnia się, dlaczego należy wyeliminować patenty na oprogramowanie.

    Z łatwością można się znaleźć w sytuacji nieświadomego naruszyciela patentu programistycznego.

    W USA każdego roku traci się miliardy dolarów na spory sądowe o patenty programistyczne i nie są to tylko spory między producentami oprogramowania. Oskarżona może zostać dowolna firma - tylko dlatego, że ma stronę internetową.

    stopsoftwarepatents.eu petition banner
    Podpisz petycję

    LinkWithin

    Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...