Strona główna

sobota, 28 stycznia 2012

O co chodzi naprawdę

Praktycznie w całej Polsce nadal trwają protesty przeciwko umowie ACTA. Słyszałem w jakiejś radiowej audycji, że protesty odbyły się w co najmniej osiemdziesięciu miastach w Polsce. Wzięły w nich udział tysiące ludzi. Mimo tych protestów polski rząd zdecydował się podpisać tę umowę. Ze strony rządowej i sprzyjających mu mediów padały głosy, że przecież nie możemy być jedynym krajem w Europie, który nie podpisał tej umowy. Tymczasem zdaje się, że jesteśmy jedynym krajem w Europie, który podpisał tę umowę.

Jeżeli się nie mylę, to teraz polski parlament może albo ratyfikować tę umowę w całości, albo ją odrzucić w całości. Nie ma już dodania do niej żadnych klauzul dla obywateli Polski. Jest więc jeszcze nadzieja… Choć podobno minister Zdrojewski w jakiejś audycji wygadał się, że ACTA będzie obowiązywać w Polsce nawet wtedy, gdy polski parlament ją odrzuci. Tak też być może, bo przecież Polska w swojej konstytucji zagwarantowała, że przepisy unijne mają pierwszeństwo przed przepisami krajowymi. Pozostaje więc nadzieja, że skoro Polska pierwsza podpisała tę umowę i spowodowało to tak wielkie poruszenie, to politycy innych krajów będą się obawiać podobnej reakcji swoich obywateli i ostatecznie zrezygnują z tej umowy.

O wadach tej umowy pisałem już w tym blogu. Wiele innych argumentów przeciwko tej umowie można znaleźć w Internecie. Właściwie mam wrażenie, że w Internecie są niemal wyłącznie opinie przeciwko tej umowie. Mogę być jednak w błędzie, bo z zasady unikam takich portali jak onet.pl, gazeta.pl czy tvn24.pl — uważając je za skrajnie nieobiektywne i uprawiające bezczelną propagandę.

W różnych wiadomościach i wypowiedziach polityków, dziennikarzy i wielu zaproszonych gości, gdy mowa o protestach przeciwko ACTA, niemal zawsze podkreślany jest fakt, że celem ustawy jest walka z internetowym piractwem. W ten sposób można odnieść wrażenie, że przeciwko umowie ACTA protestują ludzie, którzy chcą okradać twórców za darmo ściągając z Internetu ich dzieła. Tymczasem uważam, że problem jest znacznie głębszy. Sprawa internetowego piractwa jest tylko wierzchołkiem góry lodowej.

Moim zdaniem źródłem problemu z ochroną praw autorskich jest samo prawo autorskie. Według Wikipedii, prawdo autorskie chroni dzieła przez całe życie twórcy i 70 lat po jego śmierci. Czy ktoś mi może przedstawić jakieś logiczne powody, aby to działało tak długo? I, do diaska, dlaczego właśnie czyjaś książka lub utwór ma być chroniony aż tak długo, a na przykład wynalazki nie są objęte aż tak wielką ochroną? Twierdzę, że ochrona praw autorskich jest stanowczo wyolbrzymiona.

Sposób interpretacji prawa autorskiego też jest co najmniej kontrowersyjny. Okazuje się na przykład, że można być oskarżonym o złamanie prawa autorskiego dlatego, że się zrobiło zdjęcie podobne do zdjęcia zrobionego przez kogoś innego. A kupując płytę CD, na którą chcę nagrać swoje dokumenty, płacę podatek na rzecz organizacji ochrony praw autorskich! Czy to nie jest chore?

Wielu pisarzy i artystów przekonało się, że Internet nie jest ich wrogiem. Wręcz przeciwnie! W Internecie można znaleźć sporo przykładów pisarzy, zespołów muzycznych itp., gdzie udostępnienie utworów w Internecie, za darmo, wręcz zwiększyło ich dochody! Bo jeżeli zacznę czytać jakąś piracką lub darmową wersję książki, to najprawdopodobniej kupię tę książkę, bo znacznie wygodniej czyta się tradycyjną książkę, niż z ekranu komputera. Podobnie jest z piosenkami. Jeżeli mi się spodobają, to wprawdzie płyty już być może nie kupię, ale z pewnością chętnie wybiorę się na koncert tego wykonawcy.

Skoro, jak pokazują liczne przykłady, udostępnienie utworów w Internecie, za darmo, powoduje zwiększenie dochodów ich autorów, to w całej tej wojnie chyba wcale nie chodzi o ochronę praw autorów, ale o dochody koncernów medialnych. A to już stawia sprawę w nieco innym świetle, nieprawdaż?

Wracając do umowy ACTA — moim zdaniem ochrona praw autorskich jest tylko pretekstem do umożliwienia rządom totalnej inwigilacji swoich obywateli. Z pewnością taka inwigilacja zostanie wykorzystana do walki z różnymi terrorystami, ale przecież każdy z nas może sobie przypomnieć wiele przykładów (z Polski i nie tylko), gdy tego typu narzędzia zostały wykorzystane do walki z opozycją, albo nawet z przeciwnikami gospodarczymi. Kto nam zagwarantuje, że nie zostanie to wykorzystane w takim celu? Bo jakiś minister to obiecał? Wolne żarty!

Umowa ACTA broni nie tylko praw pisarzy czy kompozytorów. Jej celem ma być również obrona producentów przed podróbkami. Teoretycznie słusznie. Tylko że… Po wejściu ACTA producent może zabronić produkcji tańszych zamienników. I nie chodzi tylko o tańsze tonery do drukarek komputerowych, ale o tańsze części zamienne do samochodów, tańsze odpowiedniki drogich leków itp. Ilu ludzi umrze wcześniej tylko dlatego, że nie będzie ich stać na kupno drogich leków?

ACTA ma chronić również interesy producentów żywności genetycznie modyfikowanej. Problem jednak w tym, że jeżeli na jednym polu rośnie pszenica genetycznie modyfikowana, a na sąsiednim — tradycyjna, to przecież z powodu naturalnych procesów one stopniowo mieszają się. Pyłki przecież nie wiedzą, którą pszenicę wolno im zapylać, a której nie wolno. W efekcie po pewnym czasie można będzie wykazać, że każda żywność jest genetycznie modyfikowana, a my wszyscy staniemy się zakładnikami koncernów będących właścicielami praw do takiej żywności.

Władze doskonale zdają sobie sprawę, że ochrona praw autorskich jest tylko pretekstem do przepchnięcia przepisów umożliwiających im jeszcze większą inwigilacje ludzi. W przeciwnym razie po co jej treść ogłaszaliby na kilku-dziesiątej stronie jakiejś umowy o rolnictwie i rybołówstwie? No i te konsultacje w tej sprawie, które ponoć rząd przeprowadził, ale które jakiś dziwnym zbiegiem okoliczności były wyłącznie z organizacjami żywotnie zainteresowane utrzymaniem za wszelką cenę systemu, organizacjami żyjącymi z praw autorskich.

Uważam, że ludzie rozumieją, że jeżeli pozwolą władzy na zbyt wielką swobodę, to ta wykorzysta ją z korzyścią dla siebie (bardzo nielicznych), ale ucierpią na tym wszyscy pozostali. Umowa ACTA pozwoli władzy na zaprowadzenie dyktatury totalnej. Wydaje ci się, że to nam nie grozi? Być może. Zauważ jednak, ze w roku 1930. większość Niemców też uważała, że NSDAP to taka mała, niegroźna partia politycznych wariatów. Moim zdaniem ludzie instynktownie rozumieją to niebezpieczeństwo i właśnie to jest prawdziwym źródłem tak masowych protestów przeciwko umowie ACTA.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Rząd postanowił olać obywateli

Pomimo masowych protestów przeciwko umowie ACTA, o których informują praktycznie wszystkie media, polski rząd postanowił jednak podpisać tę umowę.

Przeczytaj, co Robert Gwiazdowski ma do powiedzenia o tej umowie:
A to pod pretekstem walki z pedofilami, a to „ochrony prawa własności intelektualnej”, różnej maści bolszewicy starają się za wszelką cenę skończyć z wolnością Internetu.

Ile czasu zajmie w Polsce proces pedofila? Prokuratura potrzebuje kilkanaście miesięcy na sporządzenie aktu oskarżenia. Pierwsza rozprawa odbędzie się co najmniej po kolejnych sześciu miesiącach. Proces w pierwszej instancji toczył się będzie kilka albo kilkanaście miesięcy. W apelacji kolejne kilka miesięcy, a na rozpatrzenia kasacji czekać trzeba ze dwa lata. W procesach o naruszenie prawa własności intelektualnej jest jeszcze gorzej. I z tym ustawodawca nie zamierza zrobić nic. Ale za to dostęp do komputera, nawet nie podej­rza­ne­go — bo podejrzanym się człowiek staje dopiero po przedstawieniu mu zarzutów — tylko podejrzanego o to, że może być podejrzany, organy ścigania chcą mieć natychmiast.

A jak podam link do jakiejś strony nie wiedząc, że jej administrator „dokonał naruszenia”, to mogą wpaść mi do chałupy „bez wysłuchania” moich racji i zarekwirować laptopa. I proszę nie zapewniać, że tego na pewno nie zrobią. Bo jak mogą, to kiedyś w końcu zrobią.
Kto jak kto, ale Robert Gwiazdowski z pewnością zna się na prawie. Powyżej zacytowane są tylko fragmenty jego analizy. Pełny tekst jest opub­li­ko­wa­ny w blogu autora.

Długofalowe konsekwencje ACTA

Polski rząd jeszcze nie podpisał tego dokumentu. Jeżeli internetowe doniesienia są prawdziwe, to politycy zaczynają się wahać. Od nas zależy, czy ta ustawa przejdzie. Im więcej ludzi będzie przeciwko niej protestować, tym większa szansa, że w ogóle jej nie podpiszą.

Jeżeli ACTA wejdzie w życie, każdy może zostać za przestępcę. Również poziom inwigilacji każdego człowieka będzie nieporównanie większy, niż kiedykolwiek w historii. Wolność? Zapomnijcie o niej! Wolność była. Po wejściu ACTA w życie będziecie żyć w innym świecie. Początkowo zmiany nie będą wielkie. Ale niepostrzeżenie, z upływem czasu, przekonacie się, że konsekwencje będą głębokie i dla wszystkich dotkliwe. To tylko kwestia czasu.

Nie dajcie sobie wmówić, że chodzi o ochronę praw autorskich. To jest tylko pretekst. Naprawdę chodzi o totalną inwigilację — wszystkich bez wyjątku. Teraz można to jeszcze zatrzymać, zablokować. Później władza będzie mieć narzędzia, aby skutecznie blokować próby takich oddolnych działań.

niedziela, 22 stycznia 2012

Internet się zmienia

Świat się zmienia. Internet też się zmienia, ewoluuje. Nie zawsze zmiana jest korzystna. To znaczy na każdej zmianie ktoś korzysta, a ktoś inny traci. Chodzi mi o to, że na niektórych zmianach korzystają bardzo nieliczni, a tracą niemal wszyscy.

Wydaje się, że taka sytuacja jest w przypadku ACTA. Teoretycznie chodzi w niej o ochronę praw autorskich. W praktyce wydaje się, że to tylko wersja uzasadnienia dla naiwnych. Okazuje się, że na podstawie tej ustawy można zablokować niemal każdą stronę internetową. Jaki problem, aby na przykład korzystając z dowolnej kafelki internetowej anonimowo wpisać na dowolną publiczną stronę, taką jak na przykład Wikipedia, kilka tekstów zerżniętych z dowolnego źródła chronionego prawami autorskimi i natychmiast złożyć donos na taką witrynę. Zanim zdążą zweryfikować nowe artykuły, mogą zostać zamknięci.

W Internecie można znaleźć dużo argumentów, dlaczego ACTA jest niezwykle szkodliwa dla większości użytkowników Internetu. Uderza nie tylko w piratów. Piraci bez większego problemu znajdą inne sposoby. Ta ustawa uderzy głównie w wielu zwykłych użytkowników.

O szkodliwości takiego podejścia do problemu piractwa, o jaki chodzi w ACTA, świadczą między innymi ostatnie działania amerykańskiego FBI, które ostatnio całkowicie zamknęło serwisy MegaUpload oraz MegaVideo. To był dziesiąty serwis na świecie — pod względem popularności. Podstawą zamknięcia tych serwisów jest oskarżenie, że w tych serwisach było dużo pirackich filmów. Nawet jeżeli to prawda, to przecież te serwisy sprzedawały również płatne konta, na których użytkownicy przechowywali swoje własne filmy, na przykład nakręcone podczas ślubu, urodzin i innych własnych imprez. Decyzją FBI wszyscy, którzy mieli tam płatne konta, również stracili swoje dane. To tak, jakby w jakimś bloku w jednym z mieszkań ktoś popełnił przestępstwo i na tej podstawie władze zażądały wyburzenia całego bloku.

Nieco łagodniej, ale w gruncie rzeczy podobnie postąpili z dwoma kolejnymi podobnymi, bardzo popularnymi serwisami: VideoBB oraz VideoZer. Tych serwisów wprawdzie władze nie zamknęły jeszcze, ale usunęły z nich wszystkie filmy dłuższe niż 25 minut. Czyli podobnie jak w poprzednim serwisie — jeżeli ktoś wykupił sobie tam płatne konto i przechowywał na nim dłuższy film ze ślubu lub urodzin cioci, to właśnie stracił te filmy.

Władze oskarżają zamknięte serwisy, że spowodowały straty przemysłu rozrywkowego w wysokości 500 milionów dolarów. Taki argument bardzo często pada w dyskusjach o ochronie praw autorskich. Jeżeli się trochę zastanowić, to łatwo zauważyć, że to kompletna bzdura. Obrońcy tych wszystkich restrykcji w ogóle nie biorą pod uwagę, że ci wszyscy, którzy oglądali te pirackie filmy, poza pojedynczymi przypadkami, na pewno nie poszli by do kina na te filmy ani nie kupiliby tych płyt.

Jeżeli władze są konsekwentne, to powinny również zamknąć Google. Przecież w ich serwisie YouTube można znaleźć mnóstwo kompletnych, pełnometrażowych filmów. A w innej usłudze firmy Google, w Dokumentach Google można przechowywać i udostępniać innym pirackie wersje książek. Do tego wyszukiwarka Google pozwala znajdować pirackie filmy, książki, pliki MP3 i tym podobne.

Microsoft też powinni jak najszybciej zamknąć. W ich usłudze SkyDrive też można przechowywać różne pliki, w tym pirackie kopie. Można je udostępniać innym. Wyszukiwarka Bing, będąca własnością firmy Microsoft, też pozwala wyszukiwać pirackie pliki.

Na tej zasadzie można by również wskazać wiele innych popularnych portali. Wszystkie powinny zostać zamknięte. Praktycznie cały Internet trzeba by zamknąć. I naprawdę nie przesadzam!

Oczywiście nie zamkną ani Internetu, ani Google, ani Microsoft — mimo, że gdyby kierowali się tylko prawem, to skoro tak potraktowali kilka serwisów, podobnie powinni potraktować inne. Wiadomo jednak, że to nie chodzi o prawo, tylko o spektakularne przypieprzenie kilku portalom, żeby pozostałe nie protestowały wobec coraz powszechniejszego śledzenia wszystkich obywateli.

Czy możemy temu jakoś zaradzić? Prawo uchwalają politycy. Politycy chętnie uchwalają prawo korzystne dla sponsorów ich kampanii wyborczych. Największymi sponsorami są wielkie koncerny. Wydawać by się mogło, że my, zwykli obywatele, jesteśmy na przegranej pozycji. Na szczęście tak nie jest. Jest jedna rzecz, której politycy się boją: boją się, że w następnych wyborach możemy nie oddać głosu na nich. Jeżeli dostaną dużo listów protestacyjnych przeciwko ACTA, mogą się przestraszyć i zrezygnować z poparcia dla ACTA. Są już przykłady, również w ostatnich latach, skutecznych działań tego typu — w Polsce i na świecie.

Swój sprzeciw przeciwko ACTA można wyrazić na wiele sposobów. Można pisać takie artykuły. Można na swoich stronach lub blogach umieszczać grafiki lub filmy protestujące przeciwko ACTA. Można polubić stronę https://www.facebook.com/nieACTA. Można podpisać się pod internetową petycją. Można wreszcie wysłać list do wybranego posła z informacją, dlaczego protestujecie przeciwko ACTA.

Nie bądź naiwny(-a) — protestuj przeciwko ACTA!

piątek, 20 stycznia 2012

ACTA

Czy wyobrażasz sobie świat, w którym twój dostawca Internetu kontroluje wszystko, co robisz w Internecie? Czy wyobrażasz sobie świat, w którym leki generyczne, które mogłyby uratować ludzkie życie, będą zabronione? Czy możesz wyobrazić sobie świat, w którym nasiona mogące wykarmić tysiące ludzi będą kontrolowane i blokowane w imię patentów? Czy wyobrażasz sobie świat, w którym takie serwisy internetowe, jak Wikipedia, Twitter, Blib i wiele innych może zostać uznane za nielegalne i zostaną zamknięte? Nawet skorzystanie z internetowych wyszukiwarek może być nielegalne. To nie jest fikcja. Taka będzie rzeczywistość gdy ACTA wejdzie w życie.

Co to takiego ta ACTA? Jest to Anti-Counterfeiting Trade Agreement, czyli międzynarodowe porozumienie mające na celu zwalczania piractwa i podrabiania towarów. Teoretycznie jest do słuszne porozumienie. Teoretycznie...

Pod pozorem porozumienia handlowego ACTA idzie dużo, dużo dalej! Porozumienie to było negocjowane przez 39 państw przez ostatnie trzy lata — w wielkiej tajemnicy. Celem tego porozumienia jest przeniesienie odpowiedzialności za działania użytkowników na serwisy internetowe i dostawców Internetu. Tym sposobem de facto staną się oni rodzajem prywatnej policji, autorytarnie rozstrzygając, co jest lub nie jest zgodne z prawem autorskim, cenzurując Internet. Konsekwencje dla wolności słowa mogą być… straszne. Pod pretekstem obrony patentów, ACTA da wielkim koncernom możliwość wstrzymania niektórych leków, zanim dotrą one do potrzebujących. Może też zabronić siania niektórych nasion.

Polski rząd zmierza podpisać ACTA już 26 stycznia. Jeżeli do tego dojdzie, ten dzień będzie początkiem końca Internetu jaki znamy. Jaki będzie ten nowy Internet. Z całą pewnością będzie w nim znacznie mniej wolności, niż dotychczas. Wbrew pozorom, ucierpią na tym niemal wszyscy.

Informacje o ACTA można znaleźć między innymi w:

czwartek, 12 stycznia 2012

Właściciel Ryanair o Unii Europejskiej

Ciekawa, 17-minutowa wypowiedź właściciela linii lotniczych Ryanair — o Unii Europejskiej i jej przyszłości.

Oczywiście jest w tej wypowiedzi dużo reklamowania Ryanair, ale warto zwrócić uwagę na źródła sukcesu tych linii oraz na władz Unii do nich.

niedziela, 8 stycznia 2012

Czy III wojna światowa przestaje być fikcją?

W sieci znalazłem ciekawy wywiad z maklerem z Wall Street. Osoba, która umieściła ten wywiad w Internecie, zatytułowała go Szokujący wywiad z maklerem… Może dla niektórych jest on szokujący. Dla mnie nie ma w nim niemal niczego, o czym nie wiedziałbym wcześniej. Bo i cóż w nim takiego szokującego? Przecież to, że banki i rynki nie myślą nieustannie o naszym dobru, ale o tym, jak więcej zarobić — o tym wiedzą chyba nawet dzieci w przedszkolu. Że rynki nie wierzą w możliwość uratowania strefy Euro? Też mi nowina! Rynki jedynie kombinują, jak na tym zarobić.

Nie tylko ten makler przewiduje, że cała ta strefa Euro w najbliższym czasie zawali się. Od dawna trąbią o tym nie tylko przeciwnicy Unii (w jej obecnej postaci) oraz eksperci uznawani za przeciwników obecnego rządu. Mówią o tym również zwolennicy Unii. Mało tego, wieszczą wręcz, że upadek Euro doprowadzić może do upadku całej Unii, co w konsekwencji może doprowadzić do wojny w Europie.

Problemy Euro to nie jedyne wydarzenia, których konsekwencje mogą być dla nas przykre. Czytałem niedawno kilka analiz, z których wynikało, że coraz więcej ekspertów nie zastanawia się już, czy wybuchnie kolejna wojna o ropę, tylko kiedy ta wojna wybuchnie. Tym razem celem ma być Iran. Gdyby do tego doszło, to oczywiście ceny ropy i wszystkich pochodzących z niej paliw gwałtownie i mocno wzrosną. Konsekwencją będą podwyżki cen wszystkiego. W połączeniu z krachem ekonomicznym w Europie, jeżeli przewidywania takich ludzi, jak ten makler, spełnią się, to w najbliższym czasie może dojść nawet do III wojny światowej.

Wspomniany makler zaleca między innymi skupienie się w najbliższych miesiącach przede wszystkim na ochronie posiadanych zasobów. Dla osób takich jak ja, których jedynym zasobem jest wiedza  i doświadczenie (nie związane z ekonomią lub finansami), pozostaje tylko nadzieja, że mimo wszystko jakoś to będzie. Przecież ci wszyscy biurokraci doskonale sobie zdają sprawę, że jeżeli katastrofa będzie zbyt wielka, to oni mogą stać się bohaterami powyższego rysunku.

sobota, 7 stycznia 2012

Kara Boża

Coś takiego jak Kara Boża naprawdę istnieje. Tyle że często jest niezauważana, bo nie polega ona, jak to sobie wyobrażali kiedyś prości ludzie, na tym, że winnego trafia grom z jasnego nieba. Pan Bóg pracuje na wielkich liczbach, w sposób mało spektakularny - ślady Jego ręki najłatwiej zauważyć w statystykach. 
Kiedy jednostki pozostają bezkarne i utwierdzają się w przekonaniu, że "anything goes", można zrobić wszystko, wszystko ujdzie na sucho, żadnej sprawiedliwości, ani ludzkiej, ani nadprzyrodzonej, obawiać się nie trzeba - skutki tolerowania draństwa spadają na całą społeczność, która na nie przyzwoliła. Nie umiecie ukarać swoich złodziei, cwaniaków i grandziarzy, to wszyscy poniesiecie za to karę, tracąc szansę na godziwe, porządne życie.

środa, 4 stycznia 2012

Postarzanie rzeczy

To było dobre parę lat temu. Pewnemu  drukarka igłowa przestała działać. Nie było żadnych widocznych powodów tej awarii. Po prostu nie chciała drukować i już! Oddał sprawę do serwisu, ale nie mogli znaleźć żadnej przyczyny. Drukarka miała już kilka lat, więc znajomy zdecydował się kupić nową drukarkę, a tę niedziałającą oddał innemu znajomemu, elektronikowi, który lubi wyjaśniać sprawy do końca. Ten drugi znajomy znalazł przyczynę. Okazało się, że głowica drukarki ma zaprogramowane przez producenta, że po wydrukowaniu pewnej ilości stron przestaje drukować. Na pytanie o to producent odesłał uprzejme wyjaśnienie, że jest to związane z polityką firmy, która w trosce o dobre imię firmy musi dbać o jakość wydruków i nie mogą sobie pozwolić, aby ich drukarki dawały wydruki złej jakości.

Niby racja, ale z drugiej strony dlaczego klient nie miałby sam decydować, że jakość wydruków jest już zbyt słaba? Przecież zamiast odmawiać dalszej pracy drukarka mogłaby jakoś ostrzegać, że od tej chwili producent nie gwarantuje już odpowiedniej jakości wydruków. Wystarczyłoby zapalać jakąś diodę ostrzegawczą.

Wśród ludzi, którzy przeżyli już trochę lat, istnieje powszechne przekonanie, że jakość produktów jest coraz słabsza. Pod koniec XIX wieku mężczyzna wchodząc w dorosłe życie kupował garnitur i gdy po kilkudziesięciu latach umierał, ubierano go do trumny w ten sam garnitur, bo był nadal dobrej jakości. Żarówki wyprodukowane w tamtym czasie potrafiły świecić ponad 100 lat.

Producenci świadomie produkują produkty tak, aby nie działały zbyt długo. Dzięki temu ciągle mają zbyt na swoje produkty. Można by pomyśleć, że dzięki temu wszyscy mają pracę, więc może jest to zło konieczne. Jednak konsekwencje są znacznie głębsze, niżby wielu ludzi przypuszczało.

Czy można to zmienić? Zapewne. Czy zostanie to zmienione? Z pewnością nie! Zmiana musiałaby polegać na gruntownej przebudowie całego systemu społecznego i gospodarczego. 

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Mniej czyli więcej

Pani Kopacz, gdy jeszcze była Ministrem Zdrowia, twierdziła, że ustawa refundacyjna wprowadza mechanizmy negocjacji z firmami farmaceutycznymi, co [...] przyczyni się do obniżki cen leków.

Od niedawna Ministrem Zdrowia jest pan Arłukowicz. Twierdził on, że w wyniku negocjacji z firmami farmaceutycznymi udało się obniżyć koszty refundacji leków o 10 procent. Oczywiście „obniżenie kosztów refundacji leków” wcale nie oznacza, że leki będą tańsze dla pacjentów. Wiadomo tylko, że państwo mniej do leków dołoży. Koncerny farmaceutyczne raczej nie będą skore do obniżenia swoich dochodów, więc można by z tej wypowiedzi wysnuć przypuszczenie, że skoro koncerny zarobią tyle co dotychczas, a państwo mniej zapłaci, to pacjenci muszą zapłacić więcej.

W jednej z najnowszych wypowiedzi minister Arłukowicz powiedział, że sztywne ceny i marże leków oraz możliwość negocjacji powodują systemową obniżkę cen. Skoro to nie będzie zwykła obniżka cen, tylko „systemowa”, więc prawdopodobnie większość zapłaci więcej. W tym samym wywiadzie pan Arłukowicz był uprzejmy wyjaśnić, że stałe ceny leków i marże leków refundowanych mają doprowadzić do równego — dla wszystkich pacjentów — dostępu do medykamentów, gdyż nie wszystkie apteki, zwłaszcza w mniejszych miastach lub wsiach, stosowały promocje

Czyli chodzi o to, że tylko część aptek sprzedawała leki taniej niż inne, to psuła biznes tym, które nie sprzedawały taniej. Trzeba więc zabronić sprzedawania leków po niższych cenach. Tylko czy to na pewno nie jest w sprzeczności z powyższą deklaracją, że ceny spadną?

Wszelkie wątpliwości na temat cen leków rozwiał pan premier Tusk stwierdzając, że to jest nie do uniknięcia, że ktoś to odczuje boleśnie, ponieważ będzie musiał płacić trochę więcej pieniędzy za leki. Czyli nie ma wątpliwości: będzie drożej.

Prawdopodobnie jednak rację ma Robert Gwiazdowski twierdząc, że cena sztywna, której nie można obniżyć, w żaden sposób nie może być korzystniejsza dla pacjentów — od ceny maksymalnej, którą apteki mogłyby obniżać. Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby cena maksymalna była taka, jak obecna sztywna cena. Ceny sztywne są korzystne jedynie dla koncernów farmaceutycznych, a nie dla pacjentów!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...