Strona główna

piątek, 22 października 2010

Kto nasz, a kto nie nasz

U nas poglądy polityczne, jak w promocji w supermarkecie, media sprzedają w pakietach. Balcerowicz, Michnik, jak zresztą i Tusk, są w jednym pakiecie, Kaczyński, Macierewicz i na przykład Jurek w drugim, i prostym organizmom nie mieści się w głowach, że można odróżniać konkretne polityczne sprawy, problemy, mieć poglądy własne, nie pakietowe, a już to, co jest sensem normalności — że się jest za albo przeciw jakiejś sprawie, a nie osobie, to już w ogóle do nich nie dociera.

Jeśli Kaczyński mówił o łże-elitach, a Ziobro wyrokował o winie doktora G. zaraz po jego pokazowym zatrzymaniu, to było straszne, okropne, zagrażało wolności etc. Kiedy Tusk pluje się na jednogłośnie krytykujących go ekonomistów i zapowiada, że właściciel sklepów z dopalaczami na sto procent wyląduje w więzieniu, to jest przez tych samych hipokrytów całowany po wszystkim, co im do ucałowania wskaże.

No, można jeszcze tylko mieć pełną lęku nadzieję, [...] że ktokolwiek przejmie władzę — niestety, prawdopodobnie dopiero po jakiejś iście argentyńskiej katastrofie — [...] będzie musiał większość urzędniczych latyfundiów zlikwidować, zamiast je przejmować. Nawet jeśli nie będzie mądry i zatroskany o Polskę, tylko po prostu dlatego, że nie będzie miał dość swoich ludzi do obsadzenia i kontrolowania tak szerokich struktur, a dotychczasowi, platformiani mandaryni, pozostawieni przy wpływach, wbiliby mu nóż w plecy.
Cały felieton, jak zwykle znakomity, można przeczytać »tutaj«.

środa, 20 października 2010

Jeżeli...

Wielu uważa, że prasa endecka była odpowiedzialna za śmierć prezydenta Gabriela Narutowicza. Wielu uważa też, że propaganda PRL była winna śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. W takim razie prasa III RP jest winna śmierci pracownika łódzkiego biura PiS.

Uważam, że cała ta nienawiść między czterema partiami (PO, PiS, SLD, PSL) ma na celu zamaskowanie faktu, że nie ma między nimi żadnych istotnych różnic programowych.

środa, 13 października 2010

O dopalacze raz jeszcze

Niedawno deklarowałem, że nie będę więcej pisać o dopalaczach. Powiedzmy, że dotrzymałem słowa, bo poniżej są tylko niektóre fragmenty jednego z ostatnich felietonów Rafała Ziemkiewicza, opublikowanego w portalu Interia.pl.
Jeszcze w sierpniu, ledwie dwa miesiące temu, rząd przygotował i wysłał do Sejmu nowelizację Ustawy o Przeciwdziałaniu Narkomanii, utrzymaną w duchu liberalizacji. Zlikwidowano w niej karalność posiadania niewielkiej ilości narkotyku na własny użytek [...]. Wydawało się więc oczywiste, że sprawa idzie zgodnie z zasadą, propagowaną konsekwentnie, od wielu lat [...]: nie zakazy, nie penalizacja, ale legalizacja mniej szkodliwych używek są drogą do rozwiązania problemu.

Aż tu pewnej nocy zebrał się rząd. [...] Silny człowiek zwołał nocą podwładnych i powiedział: dość, tak dalej być nie może.

I jak za dotknięciem magicznej różdżki — wszystko się zmieniło. Najświętszy dotąd argument „tak jest w Europie” z dnia na dzień przestał obowiązywać. Teraz to my wyznaczamy standardy europejskie, my im wskazujemy drogę w walce z dopalaczową zarazą, a Europa patrzy na nas z podziwem i przemierza się do naśladowania. Jak w thrillerze, najpierw sypnęło w mediach informacjami o zatruciach i zgonach "prawdopodobnie po dopalaczach". Przez kilka lat "kolekcjonowały" je tysiące ludzi i nigdy media nie poinformowały, by któryś się pochorował, a teraz, nagle, zaczął się istny pomór. Tylko jednego, pierwszego dnia operacji "prawdopodobnie po zażyciu dopalaczy" umarło dwóch ludzi.

Nagle okazało się, że i „Europa walczy z dopalaczami”. A konkretnie, to jedna z komisji europarlamentu wystosowała do Komisji Europejskiej rezolucję domagającą się, żeby zaczęła walczyć. A jeszcze bardziej konkretnie, to napisał tę rezolucję i przeprowadził przez komisję, czystym przypadkiem akurat właśnie teraz, eurodeputowany PO. [...] Równie przypadkowo pojawiła się nagle w mediach wstrząsająca narracja o uzależnionej od dopalaczy szesnastolatce... Świat zawirował wokół dopalaczy, rząd jednego dnia napisał ustawę, już następnego dnia klepnął ją parlament.

I kto raczy pamiętać, że antydopalaczową ustawę złożono [...] „do laski marszałkowskiej”, na ręce obecnego prezydenta Komorowskiego, już ponad dwa lata temu? Wtedy, gdy w Polsce było 20 sklepów, a nie tysiąc z hakiem.

Nowa ustawa problemu nie rozwiąże, bo on jest nie do rozwiązania, ale stworzy pozór jego rozwiązania — handel dopalaczami wróci do podziemia. Za to natomiast pozostawiając wszystkie praktycznie decyzje do uznania urzędników, od pozwolenia komuś na milionowe zyski, po zgnojenie go milionowymi karami, stworzy fantastyczne wręcz, gigantyczne pola do korupcji. Z jednej strony, sfery rządzące zyskają nowe, potężne źródło dochodu, a z drugiej, od czasu do czasu, jeśli zajdzie pijarowska potrzeba, będzie mógł premier [...] znowu okazać stanowczość i siłę, walcząc z nią.
Całość »tutaj«. Polecam!

niedziela, 10 października 2010

Prawdziwa władza

Postanowiłem, że nie będę więcej pisać o dopalaczach. Kto ogląda jedynie telewizję bądź zagląda jedynie do takich portali internetowych, jak Onet czy WP, ten najprawdopodobniej nie ma żadnych wątpliwości, że dobrze zrobił. Kto ma swój rozum lub zada sobie trochę trudu, żeby przyjrzeć się temu trochę dokładniej, prawdopodobnie nie ma wątpliwości, że sprawa po prostu śmierdzi, a działania rządu budzą co najmniej poważne wątpliwości. Tych drugich jest niewielu — kto by się nimi przejmował… Zajmijmy się więc czymś innym.

Usłyszałem wczoraj lub dzisiaj w radio, że partia, której nie ma, ma już poparcie na poziomie 4-5%. Dziwne? W Polsce są partie polityczne istniejące od 20 lat, mające ciągle taki sam program (w przeciwieństwie do większości polityków w parlamencie i rządzie), a nie zauważane przez wyborców. Tymczasem partia, która jeszcze nie istnieje, właściwie nie ma programu ani nazwy, ma już poparcie wystarczające do przekroczenia progu wyborczego.

Jak się chwilę zastanowić, nie ma w tym niczego niezwykłego. Założycielem partii, która nie istnieje, jest Janusz Palikot. Jest to polityk, o którym chyba najczęściej wspominają wszelkie media, a zwłaszcza telewizja i radio. Jak wiadomo każdemu fachowcowi od reklamy, nieważne co mówią, byle nazwisko wymawiali wyraźnie. Tak też jest w przypadku Palikota. Jak to ujmują liczni komentatorzy, Palikot pajacuje. Dlatego często jest o nim mowa w mediach. W efekcie partia, której nie założył, ma już na starcie zauważalne poparcie.

Ten przykład uświadamia nam, jak ważna jest rola mediów, zwłaszcza telewizji i radia. Jeżeli w tych mediach jakaś partia lub polityk pojawia się często (osobiście lub jest o nim mowa), to jego popularność gwałtownie rośnie. Zrozumiałe jest więc, dlaczego wszystkie partie tak zawzięcie walczą o zdobycie wpływów w telewizji i radio — nawet jeżeli jawnie deklarują coś wręcz przeciwnego.

poniedziałek, 4 października 2010

Dopalacze

Słyszałem w radio, że w tych dniach odbyła się wielka akcja Policji, dzięki której zamknięto chyba większość sklepów handlujących tak zwanymi dopalaczami. Pewnie nie zainteresowałoby mnie to za bardzo, bo ani nigdy ich nie próbowałem, ani nawet nie wiem, gdzie w okolicy można je kupić. Zastanawia mnie jednak kilka spraw.

Jak to się dzieje, że podobno rząd pracuje właśnie nad ustawą ograniczającą handel tymi dopalaczami, a tu właśnie jak na zawołanie wybucha afera w związku z jakimiś zatruciami tymi substancjami? Może to przypadek. Jednak obserwując scenę polityczną jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć w tego typu przypadki. Gdyby chociaż najpierw były te zatrucia, a dopiero w ich efekcie rząd zabrał się za tę ustawy…

Te zamknięte sklepy handlowały chyba różnymi dopalaczami. Jeżeli dobrze zrozumiałem, problem stwarza jedna z tych substancji. Dlaczego w takim razie zamknięto sklepy, a nie producenta tej substancji?

Kolejny problem jest natury prawnej. Skoro dotychczas te sklepy handlowały dopalaczami legalnie, to co się zmieniło, że nagle przestały być legalne? Bo przecież przepisy są takie same, jakie były choćby kilka miesięcy temu, a rząd dopiero zamierza je zmienić. Czyżby w takim razie zamykanie tych sklepów odbyło się na podstawie naciąganej interpretacji tych przepisów? W takim razie, skoro państwo posuwa się do naciągania przepisów, jak my — jego obywatele — mamy mieć zaufanie do takiego państwa?

Chyba jakiś rok temu (w każdym razie raczej niedawno) Unia Europejska zablokowała próby polskiego rządu zmierzające do ograniczenia handlu dopalaczami. Skoro kilka miesięcy temu próby ograniczenia handlu dopalaczami były niezgodne z przepisami Unii, to przecież od tego czasu nic się w tym zakresie nie zmieniło. W takim razie uzasadnione staje się podejrzenie, że cała ta afera została sztucznie wywołana i ma na celu odwrócenie uwagi opinii publicznej od innych działań rządku (prawdopodobnie chodzi o podwyżki podatków). Gorzej, że jeżeli mam rację, to można się spodziewać, że wkrótce państwo będzie musiało właścicielom nielegalnie zamkniętych sklepów wypłacić wysokie odszkodowania. A skąd państwo weźmie na to pieniądze, jak nie z naszych podatków? Innymi słowy wszyscy za to zapłacimy.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...