Strona główna

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Kto nami rządzi (w UE)

Po ratyfikowaniu Traktatu Lizbońskiego staliśmy się obywatelami Unii Europejskiej. Wprawdzie tak zwane mainstream-owe media wmawiają nam, że nadal jesteśmy obywatelami Polski, ale przecież te same media twierdzą, że po ratyfikowaniu tego traktatu Unia Europejska stała się de facto państwem — ma swojego prezydenta, ministrów, parlament, flagę, hymn, policję, paszporty. Oczywiście dane terytorium może należeć tylko do jednego państwa. Jesteśmy więc obywatelami Unii Europejskiej, mieszkającymi na polskim terytorium etnicznym lub w polskiej prowincji Unii.

Słyszałem niejednokrotnie argumenty zwolenników przystąpienia Unii, że jeżeli przystąpimy niej to wymusi na naszych skorumpowanych lub durnych władzach jakiś porządek. Uważam, że jest to strasznie naiwne myślenie. Ten krótki film doskonale pokazuje, kto będzie nam wprowadzać nowe porządki. Naszych dobroczyńców prezentuje osoba raczej dobrze zorientowana — jeden z posłów do Parlamentu Europejskiego.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Pandemia głupoty IV

Najpierw była grypa ptasia. W mediach były o tym audycje i artykuły — przeważnie utrzymane w alarmistycznym tonie. Wtedy jeszcze wielu się przejęło tymi rewelacjami, wielu miało jeszcze zaufanie do naukowców. Życie pokazało, że żadnej pandemii nie było. Teraz nikt nawet nie wspomina o ptasiej grypie? Czyżby sama zniknęła? Nie sądzę, bo ptaki przecież sobie nadal wędrują, jak to robiły od setek lat. Sądzę, że nadal od czasu do czasu chorują na swoją grypę. Nadal pewnie ktoś od czasu do czasu zarażają się nią ludzie — prawdopodobnie zarażali się od dawna i nadal będą od czasu do czasu zarażać. Tyle, że paniki nie ma, więc zapewne nikt nawet nie sprawdza, czy grypa jest ptasia, bo jak wiadomo z doświadczenia, jest mniej niebezpieczna od naszej ludzkiej grypy.

Najwidoczniej koncerny farmaceutyczne wyciągnęły wnioski z efektów ptasiej grypy. Najwyraźniej postanowiły zarobić więcej. Wybuchła więc epidemia świńskiej grypy. Koncerny farmaceutyczne przeniosły na polityków zadanie zapewnienia im odpowiednio dochodów, a na dziennikarzy — zadanie wprawienia ludność w panikę, skutkiem której będą odpowiednio mocne naciski na polityków. Widać, że w zarządach tych koncertów są mądrzy ludzie. Doszli do słusznego wniosku, że ludzie wydając swoje własne pieniądze nie są skorzy do wydawania ich bez sensu. Natomiast politycy wydają nie swoje pieniądze. Dlatego politycy wydadzą ich znacznie więcej. Słyszałem niedawno, że rząd Szwecji wydał chyba kilkanaście czy kilkadziesiąt miliardów € za dużo na szczepionki, których nikt nie chce. Co tam — chyba stać ich. Ostatnio słyszałem, że we Włoszech jest afera z podobnego powodu. Tam również rząd kupił miliony nikomu niepotrzebnych szczepionek. Ich chyba też stać. W końcu Włochy to też jeden z bogatszych krajów Europy. Przypuszczam, że większość krajów kupiła o wiele za dużo tych szczepionek. To są bezpośrednie konsekwencje takiej demokracji, jaką obecnie mamy.

Koncerny farmaceutyczne nieźle na tych pandemiach zarobiły. Widać próbują wyeksploatować pomysł do cna. Właśnie dowiedziałem się o nowej odmianie grypy. Tym razem atakuje nas grypa kozia. No cóż, zwierząt mamy jeszcze całkiem sporo. Ciekawe co będzie następne… Może grypa owcza albo krowia?

czwartek, 3 grudnia 2009

Dyskusja o ekologii

Sądzę, że nie nikt nie ma wątpliwości, że znaczniej lepiej żyje się w czystym środowisku, niż w smrodzie i brudzie. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że obowiązek stosowania filtrów w kominach fabryk i elektrowni jest czymś pożytecznym. Podobnie z oczyszczalniami wody. Ekologia nie jest zła. Problemem jest, że pod płaszczykiem ekologii działa zbyt wielu oszustów i naciągaczy. Udało się im doprowadzić do sytuacji, że przez lata wszelkie próby nie tylko podważania, ale w ogóle dyskutowania o zasadności niektórych postulatów ekologów były flekowane. Naukowcy próbujący podważać twierdzenia ekologów byli przedstawiani jako szarlatani. Ostatnio wydaje się to zmieniać. Coraz częściej w poważnej prasie pojawiają się artykuły zarówno zwolenników, jak i przeciwników teorii globalnego ocieplenia.

W „Rzeczpospolitej” ukazał się ostatnio cykl artykułów o ekologii. Pierwszym artykułem z tego cyklu jest Tragedia globalnego ocieplenia Julii Michalak, działaczki ruchu Greenpeace. Autorka pisze w nim między innymi, że Debata o wykradzionych e-mailach naukowców jest bezproduktywna. Wstyd ją prowadzić w czasach, gdy na świecie zmiany klimatu zabijają 300 tys. ludzi rocznie.

Ciekawe, dlaczegóż ta debata nie jest produktywna? Przecież to nie jest prawda objawiona, podana nam maluczkim do wierzenia. Tym bardziej warto o tym dyskutować, skoro jeden z wiodących ośrodków badania zmian klimatu dopuszcza się grubych poważnych oszustw, byle tylko wykazać istnienie globalnego ocieplenia!

Ciekawe, skąd autorka wzięła te 300 tys. ludzi ginących co roku z powodu zmian klimatycznych. Chyba, że każde możliwe nieszczęście, każdą powódź, każdy silniejszy wiatr przypiszemy zmianom klimatycznym.

Autorka pisze, że w sprawie globalnego ocieplenia jest naukowy konsensus. Czyżby? Czy aby nie dlatego jest ten konsensus, że każdego naukowca próbującego dowieść, że globalnego ocieplenia nie ma, traktuje się jak świra i nie dopuszcza do dyskusji?


Następnym artykułem w tym cyklu jest Globalne oszustwo Agnieszki Kołakowskiej. Uważa ona, że nawet jeśli mit ocieplenia klimatu zostanie doszczętnie skompromitowany, to nie należy się spodziewać całkowitego zwrotu: zbyt wielu ludzi, instytucji, biznesmenów, polityków i państw zbyt wiele zainwestowało w walkę z globalnym ociepleniem.

To jest właśnie to, o czym pisałem we wstępie. Zbyt wielu ludzi czerpie zbyt wiele korzyści z życia z walki z globalnym ociepleniem, żeby łatwo pozwolili na rzeczową dyskusję na ten temat.


Po kilku dniach ukazał się artykuł Klimategate socjologa Andrzeja Strzeleckiego. Zastanawia się w nim, jeśli analizy czołowych zwolenników globalnego ocieplenia są wątpliwe, to czy w oparciu o nie można decydować o polityce klimatycznej świata?

No właśnie — czy można ufać naukowcom przedstawiającym wyniki w oparciu o zmanipulowane dane?


Następnego dnia Jan Wróblewski opublikował Rok sceptyka. Twierdzi on, że katastroficzne badania miały wymóc na politykach ustanowienie ekologicznego reżimu. Policyjnego systemu nadzorowania nowych standardów. Jak niegdyś klasycy komunizmu ekolodzy przekonani byli, że lepiej od nas wiedzą, czego nasza planeta potrzebuje. Jeżeli liczby tego nie potwierdzały, to tym gorzej dla tych, którzy się na nie powoływali.

No cóż, jak dotąd wydaje się, że się to ekologom udawało. Może najwyższy czas zastanowić się, czy aby na pewno kierowały nimi zawsze szlachetne pobudki.


Ostatnim, jak dotąd, artykułem z ekologicznego cyklu jest Sztuczki klimatyczne Jakuba Bożka. Autor w zasadzie broni ekologów, choć przyznaje również, że nie wszystkie ich pomysły okazały się dobrymi — na przykład biopaliwa wyrządzają więcej szkód niż benzyna.


Mnie trochę bardziej przekonują argumenty krytyków teorii globalnego ocieplenia. Wydają mi się być bardziej rzeczowe. Argumenty jej zwolenników są często utrzymane w tonie, że nie ma sensu dyskutować o oczywistościach. Sęk w tym, że to wcale nie są oczywistości. W tej sprawie, podobnie jak w wielu innych, nie dopuszczono do rzeczowej dyskusji.

Jak napisałem we wstępie, nie ma wątpliwości, że powinniśmy starać się jak najmniej zanieczyszczać środowisko. Niemniej ekolodzy we własnym interesie powinni zrobić wszystko, żeby ze swoich szeregów pozbyć się ludzi, dla których ekologia stała się sposobem na zarabianie ciężkiej kasy, wyciąganej od nas wszystkich w formie różnych ekologicznych podatków.

środa, 2 grudnia 2009

Postępy demokracji II

Pisałem niedawno o wyborze prezydenta Unii Europejskiej oraz ministra spraw zagranicznych Unii. Prezydentem Unii został belgijski polityk Herman Van Rompuy, a ministrem spraw zagranicznych — Brytyjka Catherine Ashton. Nie jestem żadnym znawcą polityki międzynarodowej. Trochę się tym interesuję, ale o tych dwóch politykach nigdy nie słyszałem. Troszkę się więc zdziwiłem, gdy po raz pierwszy o nich usłyszałem. W końcu od wczoraj Unia Europejska stała się państwem (wszedł w życie Traktat Lizboński). Wydawało by się więc, że pierwszym premierem i ministrami będą wybrani najwybitniejsi europejscy politycy. Jeszcze bardziej się zdziwiłem, że również dziennikarze zgodnie twierdzili, że zostali wybrani politycy z drugiego rzędu. Czyżby rację mieli ci, którzy twierdzą, że będą oni tylko figurantami, a rzeczywistą władzę będą sprawować szare eminencje z największych państw europejskich (Niemcy, Francuzi, Włosi, Brytyjczycy).

Poniżej prezentuję bardzo ciekawą wypowiedź na ten temat, wygłoszoną w Parlamencie Europejskim przez jednego z brytyjskich posłów w dniu 25 listopada 2009 r.



piątek, 27 listopada 2009

Rządzą nami agenci II

Pisałem już, że — moim zdaniem — rządzą nami agenci. Ostatnio znalazłem kolejny dowód potwierdzający tę tezę.

W Tygodniku Solidarność niedawno ukazał się wywiad z Lechem Wałęsą. Kto jak kto, ale były prezydent Polski chyba jest dobrze zorientowany w tych sprawach. W wątku dotyczącym lustracji i agentów pan Wałęsa powiedział między innymi, że
Oni [agenci] jeszcze dzisiaj są silniejsi od nas! [...] gdybym w tamtym czasie zrobił siłową lustrację, bo po pierwsze, nie byliśmy przygotowani, nie mieliśmy odpowiednich kadr, po drugie, agenci mnie podpuszczali. Nawet dzisiaj, po takich doświadczeniach, nie jesteśmy w stanie zrobić tego dobrze.
Czytałem gdzieś, że jeden z polskich ministrów spraw zagranicznych został odwołany ze swojego stanowiska gdy wyszło na jaw, że jest szantażowany przez osoby spoza Polski, że jeżeli będzie zbyt nieustępliwy w negocjacjach, to ujawnione zostaną dokumenty świadczące o tym, że w przeszłości współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. Jest to całkiem możliwe, bo przecież jeszcze za rządów Olszewskiego jeden z urzędników MSW publicznie oświadczył, że akta agentów zostały w minionych latach utrwalone na trzech kompletach mikrofilmów, z czego dwa są poza granicami Polski. Wiele osób podejrzewa, że najprawdopodobniej jeden komplet  tych mikrofilmów mają Rosjanie, a drugi — Niemcy. Gdziekolwiek one są, ich posiadacze mogą tych ludzi skutecznie szantażować. Nie zaradzimy temu inaczej, niż przez ujawnienie wszystkich akt wszystkich agentów PRL.

środa, 25 listopada 2009

Pandemia głupoty III

Pandemia nowej grypy może okazać się największą aferą korupcyjną naszych czasów.

[...] Zaniepokojenie wywołuje fakt, że wielu naukowców, zasiadających w różnych komitetach WHO, przedstawia się jako niezależni eksperci, a w istocie figurują na liście płac farmaceutycznych gigantów. [...] Choć naturalne środki zaradcze przeciw grypie, jak higiena i częste mycie rąk, mogą być skuteczniejsze, to w dokumentach WHO wspomina się o tym zaledwie kilka razy, podczas gdy o szczepionkach kilkadziesiąt.

[...] Wielu naukowców pracujących w WHO, ukrywa fakt otrzymywania pieniędzy od światowych gigantów farmaceutycznych.

[...] Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła stan pandemii pod naciskiem grupy ekspertów, na czele której stoi Albert Osterhaus, wirusolog z Erasmus Medical Center w Rotterdamie. [...] Otrzymuje on pieniądze od kilku firm farmaceutycznych produkujących szczepionkę na nową grypę.

Przeczytaj: Media: nowa grypa to farsa? Sensacyjne wyniki śledztwa

No cóż, niektórzy rozsądni ludzie podejrzewali, że w WHO też niektórzy kręcą lody. Wygląda na to, że mieli rację. Swoją drogą po aferze bankowej, która spowodowała cały obecny kryzys finansowy nie spodziewałem się, że tak szybko dowiemy się o jeszcze większej aferze.

Niektórzy starsi ludzie twierdzą, że świat schodzi na psy. Zawsze wydawało mi się, że to tylko takie gderanie starszych ludzi, którzy narzekają, że świat jest inny niż wtedy, gdy byli młodzi i piękni. Ostatnio niekiedy zastanawiam się, czy oni przypadkiem nie mają racji...

Pandemia głupoty II

Pisałem niedawno o wątpliwościach wokół świńskiej grypy. Od tamtego czasu mam wrażenie, że w Polsce panika grypowa nasila się — głównie za sprawą polityków opozycji (jest okazja dopieprzyć PO) oraz dziennikarzy (mają newsa). W całej tej wrzawie giną wypowiedzi lekarzy, że objawy tej świńskiej grypy są znacznie łagodniejsze, niż objawy zwykłej grypy.

Okazuje się również, że szczepionka przeciw świńskiej grypie budzi coraz więcej kontrowersji. Ostatnio władze Kanady wycofały część szczepionek, ponieważ wywoływały one niepokojące skutki. Światowa Organizacja Zdrowia mówi o „nietypowej liczbie reakcji alergicznych”.

sobota, 21 listopada 2009

Ekologiczny szwindel

Pod koniec lata pisałem o cyklu artykułów Mariusza Max Kolonko, w których udowadnia, że globalne ocieplenie jest bardziej ściemą lansowaną w celu zdobycia pieniędzy podatników, niż rzeczywistym zagrożeniem.

Zwolennicy tezy o wielkim ekologicznym oszustwie zyskali kolejne mocne argumenty. Jakiś haker wykradł 1079 maili i 72 dokumenty z największego ośrodka badań klimatycznych w Wielkiej Brytanii. Fakt włamania potwierdził szef tego ośrodka. Z wykradzionych danych wynika, że ośrodek ten tendencyjnie tak preparował dane, żeby wynikało z nich istnienie globalnego ocieplenia. „Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z największym skandalem naukowym naszych czasów
. Zamieszani są najwięksi klimatolodzy.


Więcej o tym skandalu można przeczytać w »tym artykule«. Są tam również odsyłacze do treści niektórych wykradzionych listów, w których autorzy otwartym tekstem piszą, jakich manipulacji danymi dopuścili się.

Podejrzewam, że sprawie ukręci się łeb. W tym celu poświęconych zostanie kilka kozłów ofiarnych, ale przecież — zgodnie z oficjalnie obowiązującą propagandą — co do globalnego ocieplenia nie ma żadnych wątpliwości. Naukowców, którzy próbują udowadniać co innego nadal się nie dopuszcza do mediów. Jeżeli czasem któremuś uda się coś w mediach ogłosić, najczęściej albo zbywa się go lekceważącym milczeniem, albo zwyczajnie ośmiesza. Wydaje się jednak, że teoria globalnego ocieplenia coraz trudniej się broni.

Przez niemal 10 lat silnym argumentem zwolenników teorii ocieplenia był systematyczny, szybki wzrost średnich rocznych temperatur, zwłaszcza w Europie. Kilka lat temu to zjawisko samo ustąpiło. Spowodowało to niezłą konsternację klimatologów. Ostatnio tłumaczy się to (rozsądnie) tym, że dawniej w dużej części Europy (tej pod kontrolą ZSRR) fabryki i elektrownie dymiły na potęgę. Około 15 lat temu we wszystkich tych krajach najbardziej dymiące przedsiębiorstwa pozamykano, albo zainstalowano porządne filtry. W efekcie oczyściło się powietrze. Mniej dymu w powietrzy spowodowało, że znacznie mniej jest chmur, które odbijają promieniowanie słoneczne. Innymi słowy przyczyną tego gwałtownego ocieplenia było oczyszczenie powietrza.

Nie znaczy to oczywiście, że zanieczyszczone powietrze było czymś pozytywnym. Po prostu mamy teraz normalną temperaturę.

Rządzą nami agenci

Niecałe dwa miesiące temu pisałem, że wiele wskazuje na to, że Polską rządzą (byłe?) służby specjalne. W tym samym duchu napisał ostatnio Rafał Ziemkiewicz na swoim blogu w Rzeczpospolitej. Przywołuje oficjalną wypowiedź generała Czesława Kiszczaka, który między innymi był ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Mazowieckiego.
W 1989 roku przychodzili do mnie, jako do szefa MSW, działacze opozycji, którzy byli tajnymi współpracownikami SB, wywiadu i kontrwywiadu. Naciskałem na guzik. Odbierał szef biura, w skład którego wchodziły archiwa. Prosiłem o przyniesienie teczki. Następnie dawałem ją mojemu gościowi. A on na zapleczu gabinetu wrzucał dokumenty do niszczarki.

[...] na pytanie „Kim były te osoby?” były szef bezpieki odpowiada: Porządni ludzie − działacze, politycy. Niektórych do dziś oglądam w telewizji.

Trudno o bardziej cyniczne podsumowanie minionego dwudziestolecia. Wieloletni szef komunistycznego aparatu przemocy, zbrodni i łamania ludzi wystawia świadectwo moralności tym, którym oddał władzę − tajnym współpracownikom SB, wywiadu i kontrwywiadu: „bardzo porządni ludzie”. A ci, którym oddał władzę, wystawiają świadectwo moralności jemu: „człowiek honoru”.
To tylko kilka fragmentów. Warto przeczytać cały artykuł.

piątek, 20 listopada 2009

Wszystko dla naszego dobra IV

Przeczytałem właśnie, że znaczną większością głosów Sejm przyjął ustawę hazardową. Powinniśmy się chyba cieszyć, bo to przecież dla naszego dobra. Gdyby nie ta ustawa, to  z pewnością przepuścilibyśmy na hazard wszystko, co zarobimy.

Ciekawe, że zanim Sejm zdążył uchwalić tę ustawę, właściciele jednorękich bandytów znaleźli sposób na jej obejście.

Nie znam treści tej ustawy. Skoro jednak wybrańcy narodu tak bardzo pragną nas uchronić od pokusy hazardu, to z pewnością zakazali również działalności Lotto. Z rzadka kupuję jeden los w którymś z punktów tej firmy. Nie raz widziałem, że losy kupowały tam osoby z całą pewnością nie będące nawet pełnoletnimi. Zdecydowanie powinno się zamknąć to wszechobecne źródło pokusy dla młodocianych i dorosłych hazardzistów!

Ciekawe, czy posłowie opracowując tę ustawę hazardową uwzględnili również i to, że — jak dobitnie wykazał Robert Gwiazdowski — gra na giełdzie ma charakter hazardowy.

Jeszcze ustawa nie została uchwalona, a okazuje się, że można ją łatwo obejść i jakoś tak wybiórczo działa. Ciekawe — głupota posłów czy może raczej skuteczny lobbing którejś z zainteresowanych stron? Tego oczywiście oficjalnie nie wiadomo… Jedyne, co wydaje się być pewne, to jakich polityków naród sobie wybrał, taką ustawę mu zmajstrowali.

Jeżeli chcesz przeczytać rzetelną analizę afery hazardowej, przeczytaj cykl artykułów na ten temat na blogu Kataryny.

Postępy demokracji

Po podpisaniu Traktatu Lizbońskiego przez prezydenta Czech, Wacława Klasusa, powstało nowe państwo o nazwie Unia Europejska. Wprawdzie oficjalni propagandziści twierdzą, że to nie jest żadne państwo. No cóż… co to w takim razie jest, skoro ma swojego prezydenta oraz ministra spraw zagranicznych? Ma też swoją Policję, a Siły Szybkiego Reagowania mają być przekształcone w armię. Nie wątpię, że jest tylko kwestią czasu, gdy powstaną i inne stanowiska ministerialne. Przecież Unią rządzą biurokraci, a nieubłaganym prawem każdej biurokracji jest ciągłe rozmnażanie się poprzez tworzenie nowych stanowisk.

W tym nowym państwie nie ma ani jednego polityka bądź propagandzisty, który nie potrafiłby gładko i bez najmniejszego zająknięcia mówić o tym, jaka to demokratyczna jest ta Unia. A jak to wygląda w praktyce?

Unią kierują Komisarze (ministrowie UE). Komisarzami zostawali różni ludzie nie w wyniku jakichkolwiek wyborów, tylko w wyniku targowania się poszczególnych rządów. Istnieje również Parlament Europejski. Nie śledzę tego zbyt uważnie i być może ostatnio coś się w tym zakresie zmieniło. Jeszcze niedawno Komisarze traktowali decyzje Parlamentu jako zalecenia. Nie byli jednak tymi zaleceniami do niczego zobligowani. Innymi słowy, rządzili jak chcieli, a ten cały Parlament był tylko rodzajem listka figowego dla ciemnego tłumu.

Teraz, gdy na naszych oczach powstaje nowe państwo (Unia Europejska staje się państwem w świetle prawa międzynarodowego), są nowe stanowiska do obsadzenia: stanowisko prezydenta oraz ministra spraw zagranicznych. Oczywiście o żadnych demokratycznych wyborach na te stanowiska nikt nawet nie pomyślał. Polska zaproponowała, żeby choć pozory zachować i publicznie wysłuchać zamierzeń kandydatów przed ich wyborem. Pozostałe kraje wybiły nam to z głowy i Polska oficjalnie wycofała się z tego pomysłu. W tych okolicznościach nic już nie przeszkadzało w sprawnym wybraniu osób, które będą pełnić te zaszczytne funkcje. Decyzje zapadły na wieczornej kolacji podczas szczytu w Brukseli.

Ostatnio słyszałem w radio, że w Unii zawsze tak było, że w przypadku jakichkolwiek trudnych sytuacji wiążące decyzje podejmowano nieformalnie, podczas prywatnych spotkań w prywatnych domach polityków.

Najwidoczniej co mądrzejsi politycy doskonale wiedzą, że demokracja jest systemem niewydolnym.

wtorek, 17 listopada 2009

Cywilizacji śmierci postępuje

Jeden z francuskich szpitali został pozwany za to, że uratował dziecko od śmierci. Po 20 minutach reanimowania niemowlęcia lekarzom udało się przywrócić akcję serca. Okazało się jednak, że niedotlenienie mózgu w tym czasie spowodowało, że 7-letni obecnie chłopak jest ciężko upośledzony fizycznie i umysłowo. Ojciec dziecka pozwał szpital, powołując się na „nieuzasadniony upór” lekarzy prowadzących akcję reanimacyjną. Wysokość odszkodowania, jakie szpital będzie musiał wypłacić, zależeć będzie od wyników trwających właśnie ekspertyz.

W zasadzie wszyscy się zgadzamy, że życie ludzkie należy chronić z wielką starannością i zaangażowaniem. Jednak w takich jak ten przypadkach wielu ludzi zastanawia się, czy nie lepiej byłoby pozwolić temu dziecku umrzeć. Być może byłoby to dla niego lepsze. Być może…

Zastanówmy się jednak nad konsekwencjami tej sprawy. Szpital przegrał proces za to, że starał się chronić ludzkie życie. Na pewno odbije się to na lekarzach, na ich podejściu do swoich obowiązków w przyszłości. Ile razy w przyszłości lekarze zaniechają „uporczywych” prób ratowania pacjentów, żeby nie narażać się więcej na podobne przykrości?

Rozumiem rozpacz rodziców, którzy na co dzień muszą się opiekować ciężko upośledzonym dzieckiem. Jednak czy sąd wydając wyrok skazujący lekarzy nie zrobił znacznie większej szkody?

poniedziałek, 16 listopada 2009

Wszystko dla naszego dobra III

Niedawno pisałem, że demokracja jest kalekim systemem — między innymi dlatego, że promuje wyborców przeciętniaków. Ci wyborcy przeciętniacy wybierają, parlamentarzystów przeciętniaków — w najlepszym razie. Nie spodziewałem się, że życie tak szybko podsumie mi kolejny przykład potwierdzający tę tezę.

Przeczytałem właśnie, że poseł PiS Waldermar Andzel zabiega, żeby solaria obowiązkowo rejestrowały imiennie wszystkich klientów. Uzasadnia to tym, że być może za kilkadziesiąt lat klienci solariów będą masowo wytaczać salonom sprawy cywilne na wzór dzisiejszych sądowych zmagań palaczy z koncernami tytoniowymi. Ewidencja klientów pomogłaby zabezpieczyć dowody.

W ciągu kilkudziesięciu lat mojego dorosłego życia czytałem już artykuły o szkodliwości różnych rzeczy. Za każdym razem zawarte w tych artykułach tezy poparte były badaniami naukowymi oraz przeważnie nazwiskami konkretnych naukowców. Z tego, co pamiętam, szkodliwe są między innymi:
  • alkohol
  • papierosy (niektórzy naukowcy twierdzą, że szkodzą bardziej niż lekkie narkotyki)
  • słodziki (np. aspartan dodawany do większości napojów i wielu przetworów)
  • mięso (zwłaszcza gdy go brakowało w sklepach)
  • masło (jak wyżej)
  • masło roślinne (badania były zdaje się sponsorowane przez producentów masła zwierzęcego, co oczywiście nie musi oznaczać, że nie były przeprowadzone rzetelnie)
  • miks masła zwierzęcego i roślinnego
  • pączki (bo wsiąka do nich zbyt dużo tłuszczu)
  • kawa (m. in. wypłukuje magnez z organizmu; chyba witaminę B również)
  • herbata (bo wysusza jelita, jeżeli dobrze pamiętam)
  • chipsy
  • hamburgery (nie wiem, czy były badania naukowe; jeden facet omal nie umarł, gdy przez miesiąc żywił się wyłącznie w McDonalds — był o tym kiedyś film dokumentalny)
  • wody gazowane
  • wszelkie napoje słodzone cukrem (ostatnio któryś z posłów chce obłożyć je dodatkową akcyzą z powodu szkodliwości cukru)
  • olej rzepakowy (podobno nadaje się tylko do maszyn, nie do jedzenia)
  • posiłki typu instant, takie jak zupy w proszku, chińskie zupki itp.
  • kurczaki (są mocno nafaszerowane antybiotykami i hormonami wzrostu; szczególnie niebezpieczne dla dzieci, zwłaszcza dla dziewczynek)
  • wędliny (są nafaszerowane saletrą i chyba glonami; coś muszą dodawać, żeby z 1 kg mięsa zrobić 2,5 kg wędlin)
  • soja (sama w sobie nie jest zła, ale dodaje się ją dosłownie do wszystkiego i w efekcie chcąc nie chcąc zjadamy jej za dużo)
  • sól (chyba podnosi ciśnienie)
  • jogurty (bo ich produkcja powoduje, że cząsteczki czegoś-tam w nich zawartego są zbyt małe i przenikają gdzieś-tam do naszego organizmu, w efekcie czego jedząc jogurty tyjemy)
  • cukierki (niszczą zęby dzieciom, poza tym od cukru się tyje)
  • napoje typu Red Bull (czytałem gdzieś niedawno, jakie mogą powodować spustoszenia w organizmie człowieka)
Pisząc ten tekst nie przypominam sobie innych szkodliwych produktów.  Z całą pewnością  lista szkodliwych rzeczy jest znacznie dłuższa. Jeżeli pan poseł chce być konsekwentny, to powinien również zażądać imiennego ewidencjonowania nabywców wszystkich tych produktów. Ich szkodliwość została przecież udowodniona naukowo. Być może za jakiś czas konsumenci tych produktów będą chcieli masowo skarżyć ich producentów o uszczerbek na zdrowiu spowodowany tymi produktami. Taka szczegółowa ewidencja pomogłaby zabezpieczyć dowody na potrzeby ewentualnych przyszłych procesów.

Kiedyś któryś z polityków zaproponował, żeby wszyscy kandydaci na parlamentarzystów przechodzili obowiązkowe badania psychiatryczne. Może to nie jest taki głupi pomysł, jak się wtedy wydawało. Może psycholodzy potrafią jakoś zmierzyć zdrowy rozsądek.

niedziela, 15 listopada 2009

Pandemia głupoty

Rzecznik Praw Obywatelskich zaszantażował ostatnio panią minister zdrowia, że jeżeli ta nie kupi szczepionek przeciwko świńskiej grypie, to poskarży się na nią. O ile dobrze się orientuję, pani minister nie uległa szantażowi — i bardzo dobrze!

W mediach nie zobaczycie ani nie usłyszycie o tym zbyt wiele, ale naukowcy nie są jednomyślni co do wielkości zagrożenia tą grypą. Wielu lekarzy twierdzi, że ludzie, którzy na nią zachorowali, mają znacznie łagodniejsze objawy, niż w przypadku zwykłej grypy sezonowej. Wiele zdaje się wskazywać, że świńska grypa jest znacznie mniej groźna od zwykłej grypy sezonowej.

Zdaje mi się, że pana Rzecznika sprowokowała do działania informacja, że w Polsce zmarł jeden pan, który zachorował na tę świńską grypę. Jednak z informacji, którą słyszałem w radio wynikałoby, że ten pan nie zmarł na grypę, tylko na powikłania wynikające z jednoczesnego zachorowania na grypę i na zapalenie płuc.

Czytałem gdzieś niedawno, że w Polsce średnio każdego roku umiera 18 tys. ludzi z powodu powikłań po zwykłej grypie sezonowej. Niemal wszystkie te przypadki to ludzie, którzy zachorowali na grypę i jednocześnie na jakąś inną jeszcze chorobę. Nie panikujemy z powodu 18 tysięcy zgonów, a wpadamy w panikę z powodu jednego??? To najlepiej ilustruje, jak większość ludzi jest podatna na manipulacje medialne, jak bezkrytycznie wierzy we wszystko, co usłyszy lub zobaczy w telewizji (lub w radio).

Dużą część tej paniki powodują doniesienia z Ukrainy. Rzadko jednak w tych informacjach dodaje się, że tam wprawdzie umarło około 250 osób, ale nie na świńską grypę tylko z powodu problemów z drogami oddechowymi. Na dobrą sprawę nawet nie wiadomo, na co ci ludzie umarli! Poza tym na Ukrainie w styczniu będą wybory i zarówno premier Tymoszenko, jak i prezydent Juszczenko swobodnie manipulują informacjami o liczbie zachorowań — w zależności od bieżących potrzeb kampanii wyborczej. Na przykład chcąc pokazać, jak szybko rozprzestrzenia się epidemia, porównuje się tam liczbę nowych chorych z niedzieli (gdy przychodnie są nieczynne) z danymi z poniedziałku (gdy do przychodni przychodzą wszyscy, którzy zachorowali w weekend).

Jeżeli nie przekonują cię powyższe argumenty, obejrzyj sobie ten wykres. Przedstawia on liczbę zgonów na świecie na różne choroby (tylko te popularniejsze). Nie mam pewności, czy przedstawione na tym wykresie dane są prawdziwe ani skąd one się wzięły. W każdym razie ja w tę świńską grypę wierzę tak samo mocno, jak w tę ptasią. Czy nadal boisz się pandemii ptasiej grypy? Jeżeli tak, to spróbuj zaszczepić się na nią. Nie sprawdzałem, bo mnie to zupełnie nie interesuje, ale podobno nie można tej szczepionki dostać w żadnej aptece. Bynajmniej nie dlatego, że została wykupiona przez panikujących ludzi.

Ciekawe, pandemia jakiej grypy zostanie ogłoszona za dwa lub trzy lata… A może w pandemie grypy już nikt nie będzie wierzył i trzeba będzie ogłosić pandemię anginy lub kataru. Najfajniejsza byłaby pandemia chrypy. Pewna znajoma twierdzi, że zachrypnięty facet ma taki fajny, seksowny głos… ;-)

Im dłużej rządzą, tym gorzej dla Polski

[...] od Peerelu nie było w polskich mediach takiego festiwalu propagandy sukcesu, jaki trwa od momentu dojścia do władzy przed dwoma laty Donalda Tuska. 

[...] na półmetku rządów Tuska trudno znaleźć jakiekolwiek sukcesy.

[...] Likwidacja zezwoleń budowlanych była zwykłym [...] propagandowym picem, gdyż dotychczasowe zezwolenia po prostu przemianowano na „zgody”, jeszcze bardziej komplikując procedurę ich udzielania.

Podobnym oszustwem okazało się rzekome ograniczenie liczby kontroli w firmie; za sprawą jednego słowa w ustawie [...] ograniczono tylko liczbę kontroli „jednoczesnych”.

Nawet obiecywane od lat i w końcu otrąbione triumfalnie „jedno okienko” [...] okazało się [...] znajdować się w czterech urzędach.

Obietnice ulżenia przedsiębiorcom należą do tych, o których partia Tuska po dojściu do władzy całkowicie zapomniała. Do tej kategorii należy zaliczyć także reformy służby zdrowia oraz finansów.

[...] Chyba największą spowodowaną przez obecny rząd katastrofą [...] jest kompletna destrukcja armii. [...] Armia teoretycznie stutysięczna jest więc w stanie wystawić „prawdziwego” wojska nie więcej niż 3 tysiące.
To tylko niektóre fragmenty niezwykle interesującego, jak zwykle, artykułu Rafała Ziemkiewucza, zatytułowanego „Pasmo sukcesów, czyli katastrofa”. Namawiam do przeczytania tego artykułu!

piątek, 13 listopada 2009

Alternatywa demokracji

W poprzednim wpisie wykazywałem, że demokracja jest systemem kalekim, skazanym na porażkę. Podobnie jak socjalizm czy komunizm — jest to ładna, ale nierealna idea.

Lepsza demokracja

Jaki system byłby lepszy od demokracji? Jest kilka możliwości. Mnie się wydaje, że znacznie lepszy byłby system, który nazywam demokracją ważoną. Jest to taka modyfikacja demokracji, w której głosy różnych ludzi mają różne wagi (nie są jednakowo ważne).

Na przykład w USA obowiązywał kiedyś system, w którym najbiedniejsi w ogóle nie płacili podatków, ale też nie mieli prawa głosu. Można to prosto uzasadnić: jeżeli jesteś wystarczająco mądry, żeby zadbać o siebie, masz wystarczające kwalifikacje do wyboru ludzi, którzy zadbają o przyszłość kraju?

Można też przyjąć zasadę, że im ktoś ma wyższe wykształcenie, tym jego głos ma większe znaczenie. W dzisiejszych skomputeryzowanych czasach nie byłoby z tym żadnego problemu.  Można by na przykład przyjąć zasadę, że głos osób bez matury liczy się jak pojedynczy głos, jeżeli ktoś ma maturę, to jego głos liczy się jako półtora głosu, a dla osób z wyższym wykształceniem głos jest mnożony przez dwa. Im ktoś ma wyższe wykształcenie, tym większa jest szansa, że ma jakiekolwiek pojęcie o sensownych kryteriach wyboru najlepszych posłów.

Wprowadzenie kryterium wykształcenia nie jest żadnym problemem. Wystarczyłoby zrobić referendum, w którym pytano by, czy zgadzasz się, żeby głos ludzi inteligentnych miał większe znaczenie? Czy znacie kogoś, kto myśli o sobie, że nie jest inteligentny? Wszyscy by to poparli! Reszta byłaby tylko praktyczną realizacją woli obywateli wyrażonych w referendum. A że potem okazało by się, że niektórzy okazali się nie być aż tak bardzo inteligentni, jak im się wcześniej wydawało — no cóż…

Usprawnienie obecnego systemu

Jeżeli firma przyjmuje kogoś na stanowisko dyrektora, to nikogo nie razi, że zwraca się uwagę na kwalifikacje kandydatów. Dlaczego nie miałoby być tak samo w przypadku wyborców? Nie każdy ma jednakowe kwalifikacje (wiedzę o ekonomii, prawie czy polityce) do wybierania osób, które będą kierować krajem.

Jeżeli kogoś jednak razi nierówne traktowanie obywateli pod tym względem, nadal łatwo można poprawić obowiązujący w Polsce system wyborczy. Wystarczy wprowadzić jednomandatowe okręgi wyborcze. Polega to na tym, że cały kraj dzieli się na tyle okręgów wyborczych, ilu chcemy mieć posłów. Posłem zostają te osoby, które w danym okręgu uzyskały najwięcej głosów. Szefowie partii nie mają tutaj nic do gadania. Jeżeli w trakcie kadencji zdarzy się, że z jakiegoś powodu ta osoba nie może być nadal posłem, to na jej miejsce automatycznie wchodzi osoba druga na liście. Nie trzeba wydawać kupy pieniędzy na wybory uzupełniające.

Ten system ma wiele zalet. Przede wszystkim posłowie muszą liczyć się z opinią wyborców, a nie z opinią szefów partii. Poza tym najczęściej tak się składa, że drugi na liście jest kandydat konkurencyjnej partii. W tych okolicznościach koledzy posła z jego partii pilnują go, żeby nie popełnił jakiegoś głupstwa, bo wtedy wyleci z parlamentu, a na jego miejsce wejdzie poseł konkurencyjnej partii. Członkowie konkurencyjnej partii też patrzą posłom uważnie na ręce, bo jeżeli przyłapią kogoś na przekręcie, mogą na jego miejsce wprowadzić swojego człowieka.

Taki system nadal ma tę wadę, że premiuje wyborców przeciętniaków, ale przynajmniej posłowie bardziej się starają, liczą się z opinią wyborców, a politycy znacznie skuteczniej wzajemnie się kontrolują.

Demokracja w obecnej postaci jest tak karykaturalna, że coraz częściej jest to tylko fasada, za którą rzeczywiste decyzje podejmowane są w zupełnie inny sposób.

czwartek, 12 listopada 2009

Demokracja - kaleki system

Demokracja to taki system, w którym wszyscy mają taką samą siłę głosu. Czyli na przykład głos gościa, którego interesuje wyłącznie, gdzie by się można napić, jest tam samo ważny jak głoś profesora wyższej uczelni. Teoretycznie te skrajne głosy powinny się bilansować i w wyniku demokracji powinna powstać siła kierująca optymalnie rozwojem. Niestety, wydaje się, że życie nie jest takie proste.

Weźmy na przykład wybory do parlamentu. W ogólnokrajowych wyborach powinniśmy wybrać takich ludzi, którzy najmądrzej będą kierowali Polską, to znaczy będą uchwalać mądre przepisy prawa i będą starać się uzyskać dla Polski jak najwięcej korzyści na arenie międzynarodowej. Należałoby więc wybrać ludzi, którzy są dobrymi prawnikami — żeby uchwalali mądre prawo, lub mają dużą wiedzę ekonomiczną — żeby mądrze balansowali między rozsądnie wysokimi podatkami i wydatkami państwa, lub mieli dużą wiedzę o innych krajach — żeby potrafili walczyć o interesy Polski na arenie międzynarodowej.

Jak to wygląda w praktyce? Podobno mniej niż 5% Polaków czytuje artykuły lub zagląda na strony internetowe o polityce lub ekonomii. Większość Polaków w ogóle się tym nie interesuje. Gdy zbliżają się wybory, niektórzy stwierdzają, że powinni spełnić swój obywatelski obowiązek. Ale jak tu spełnić swój obowiązek, skoro nie ma się zielonego pojęcia ani o ekonomii, ani o polityce, ani o stosunkach międzynarodowych? Wiele znanych mi kobiet otwarcie przyznaje, że to jest problem męża — będą głosować na tę partię, którą mąż im wskaże (po co im prawa wyborcze?). Większość pozostałych kobiet i większość mężczyzn ogląda spoty wyborcze. Często mówią wprost, że zagłosują na tych, którzy będą najbardziej przekonujący. Nie zdają sobie oczywiście sprawy z tego, że de facto będą głosować na te partie, które zatrudnią lepszych fachowców od reklamowania proszku do prania. Bardziej przekonujący będą nie ci politycy, którzy mają lepszy program gospodarczy czy polityczni (bo o tym 95% wyborców nie ma zielonego pojęcia i ich to nudzi), lecz ci, którzy zostali lepiej wytrenowani przez speców od wizerunku w odpowiedniej gestykulacji i odpowiednim sterowaniu swoim głosem. Jeżeli nie wiesz, o czym przed chwilą napisałem, to poczytaj sobie trochę o mowie ciała itp.

Że mam rację, widać to najlepiej na przykładzie kilku ostatnich kampanii wyborczych. W spotach wyborczych w ogóle nie mówi się ani o ekonomii, ani o gospodarce. Są tylko lepiej lub gorzej wyreżyserowane scenki, których jedynym celem jest wywoływanie pozytywnych emocji w stosunku do reklamującej się partii i negatywnych emocji wobec konkurentów. Żadna spośród rządzących wymiennie partii (PO, PiS, SLD, PSL) nie przedstawia swojego programu, a tylko gładkie ogólniki. Jeżeli nawet padną jakieś konkrety — nigdy nie są realizowane.

Jak to wytłumaczyć? Albo te sondaże są sfałszowane, albo większość ludzi bezmyślnie przyjmuje do aprobującej wiadomości każdą bzdurę, którą im telewizja podsunie — byle było to podane odpowiednio sugestywnie (stąd te zażarte boje o władzę nad TV).

Oczywiście w każdym społeczeństwie jest niewielka mniejszość inteligentnych ludzi. Spośród tej mniejszości część ludzi idzie do polityki. Ludzie ci doskonale rozumieją, że cała ta demokracja to jest tylko taka bajeczka dla ciemnego ludu, żeby go łatwiej w ryzach trzymać. Dlatego w naprawdę ważnych sprawach nie bawią się w żadne demokracje.

Przykładem na to może być nasz program wyborczy. Większość ludzi prawdopodobnie nie ma zielonego pojęcia, że głosując na wybranego kandydata oddają głos nie na tę osobę, ale na partię, która tę osobę wpisała na listy wyborcze. Głosy na partię są sumowane i na tej podstawie określa się, ilu przedstawicieli będzie mieć dana partia w parlamencie. Kim w rzeczywistości będą posłowie, decydują zarządy poszczególnych partii. Chyba wszystkie partie stosują zasadę, że w pierwszej kolejności posłami zostają członkowie najwyższych władz partii. Dopiero w następnej kolejności dobierani są ci, na których ludzie głosowali. W efekcie posłem może zostać osoba, na którą oddano bardzo mało głosów, bo jest we władzach partii (to nie jest tylko teoretyczna możliwość!). Innymi słowy wybieramy ludzi cwanych w zdobywaniu władzy, ale niekoniecznie znających się na prawie czy ekonomii (przeważnie nie mających o tych sprawach zielonego pojęcia).

Jeszcze lepszym przykładem jest Unia Europejska. Tam nawet nie udają, że w istotnych sprawach kierują się jakąś demokracją. Jak wybierani są Komisarze Unii Europejskiej? Nie ma mowy o żadnych wyborach. O stanowiska targują się rządy poszczególnych państw członkowskich. Okazuje się jednak, że i tam są równi i równiejsi. W związku z wejściem w życie Traktatu Lizbońskiego powstają w Unii nowe stanowiska. Decyzje, kto je obejmie, zapadną w bardzo wąskim gronie przywódców dwóch-trzech najpotężniejszych państw.

Demokracja jako system rządzenia jest nieefektywna. Natomiast do trzymania w ryzach ciemnego ludu nadaje się doskonale.

wtorek, 10 listopada 2009

Wszystko dla naszego dobra II


Unia Europejska wydała podobno zalecenie, żeby w każdym samochodzie została zainstalowana tzw. czarna skrzynka. Ma ona rejestrować  wszystkie zdarzenia na 30 sekund przed wypadkiem i 15 sekund po nim. Urządzenie automatycznie zaalarmuje o wypadku służby drogowe i pogotowie. Takie skrzynki będą kosztować około 500 funtów (około 2350 zł).

No cóż, wydanie trochę ponad 2 tys. złotych nie wydaje się wygórowaną ceną za to, że będziemy się czuć bezpieczniejsi. Tak... będziemy się czuć bezpieczniejsi, ale czy będziemy bezpieczniejsi?

Warto zauważyć, że:
  • Skoro urządzenie może zapisać dane z 45 sekund, nie ma praktycznie żadnej przeszkody, żeby mogło zapisać z dowolnie długiego czasu, na przykład pół roku.
  • Jeżeli może zadzwonić na pogotowie, to może i na policję, albo od razy do automatycznego systemu wysyłki mandatów.
  • Jeżeli urządzenia będzie mogło automatycznie łączyć się ze służbami, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby co pewien czas automatycznie wysyłało informacje o położeniu samochodu. Teoretycznie mogłoby to wyeliminować kradzieże samochodów. Jestem jednak pewien, że złodzieje samochodów znajdą na to sposób. Nie to, co zwykli obywatele.
Ciekawe, kiedy do użytku wejdą urządzenia odczytujące nieprawomyślne intencje. Myślisz, że to niemożliwe? Ależ możliwe! Czytałem niedawno, że trwają już zaawansowane testy takich urządzeń. Mają wykrywać osoby o złych intencjach — na podstawie obrazu z kamer przemysłowych.

Wszystko to oczywiście dla naszego dobra. Kto nam jednak zagwarantuje, że pewnego dnia nie zostaną wykorzystane do zwalczania nieprawomyślnych obywateli? Nie wierzysz w to? A  czy wiesz, że gdy Hitler objął władzę, to też bardzo wielu ludzi w Europie (i nie tylko) było przekonanych, że dzięki temu nastąpi era pokoju?

poniedziałek, 9 listopada 2009

Wszystko dla naszego dobra

Obym nie miał racji!, ale... moim zdaniem Europa zmierza w kierunku systemu totalitarnego. Obywatele wielu państw są coraz intensywniej monitorowani. Podobno najbardziej inwigilowani są mieszkańcy Londynu. Szacuje się, że przeciętny Londyńczyk jest nagrywany 300 razy dziennie. Sic! Wszystko oczywiście dla dobra obywateli. Tak brzmi wersja oficjalna. A jaka jest rzeczywistość?

Londyńska policja dysponuje systemem ponad 10 tys. kamer. Na ten sprzęt i jego utrzymanie wydano dotychczas ponad 200 milionów funtów (niemal miliard złotych!). Efekty? Z przeprowadzonych ostatnio badań wynika, że wykrywalność sprawców przestępstw w dzielnicach naszpikowanych kamerami wcale nie jest wyższa niż w rejonach miasta, gdzie „elektronicznych oczu” nie zainstalowano.

W Polsce nie wydano jeszcze chyba aż tak dużych pieniędzy. Jednak monitoring i u nas intensywnie się rozwija. Oczywiście dla naszego dobra. Ciekawe, czy ktokolwiek bada jego efekty w Polsce. Nie mam na myśli oficjalnych statystyk policyjnych lub firm sprzedających tego typu systemy, tylko rzetelna badania. Nawet jeżeli by ktoś takie badania zrobił, nie sądzę, żeby zaniechano rozwoju systemów monitoringu. Lobby producentów i konserwatorów urządzeń monitoringu z pewnością tego dopilnuje.

Systemy monitoringu mogą automatycznie odczytać numer rejestracyjny samochodu łamiącego przepisy i automatycznie wysłać mandat właścicielowi samochodu. Mogą też rozpoznać twarz poszukiwanego przestępcy.

Wszystko to oczywiście dla naszego dobra. Jaką jednak mamy gwarancję, że pewnego dnia rząd nie wykorzysta tych systemów do zwalczania swoich przeciwników?

Szczepić czy nie szczepić

Oczywiście piszę o szczepieniu przeciw grypie. Mam wrażenie, że obecnie dominuje opinia, że należy szczepić. W sytuacji zmasowanej kampanii medialnej (nieformalnej) za szczepieniami, coraz więcej ludzi szczepi się na wszelki wypadek.

Kilka lat temu byłem świadkiem prywatnej rozmowy między pewną pielęgniarką i pewną lekarką. Pielęgniarka zapytała lekarkę, czy zaszczepiła już swoją rodzinę. Na to lekarka odpowiedziała spokojnie, że nie widzi takiej potrzeby. Uzasadniła to mniej więcej tak, że jeżeli organizm jest ogólnie rzecz biorąc zdrowy, silny i nie narażony na zwiększone ryzyko (np. poprzez pracę w szpitalu zakaźnym), to nie należy mu pomagać szczepieniami, bo w ten sposób osłabia się naturalne mechanizmy obronne organizmu. Zdrowy organizm sam powinien sobie poradzić z tego typu zagrożeniami. Być może nie było to dokładnie tak sformułowane, ale z pewnością taka była wymowa jej wypowiedzi.

Widziałem minę pielęgniarki. Nie uwierzyła lekarce. Nie zdziwiłem się zbytnio. Wydała całkiem sporo pieniędzy na zaszczepienie siebie, męża i dzieci. Psychologia dowodzi, że w takich sytuacjach ludzie mają skłonność wierzyć tylko tym argumentom, które świadczą o ich przezorności. Nie wierzą natomiast argumentom, z których można by wywnioskować, że popełnili głupstwo.

Właśnie znalazłem świeżą informację, że są dowody, że zaszczepienie się przeciwko zwykłej grypie sezonowej zwiększa szansę zachorowania na grypę świńską. Taką informację dla CBC News przekazał kanadyjski urzędnik do spraw zdrowia.

Być może osoby twierdzące, że cała ta grypowa panika jest sponsorowana przez koncerny farmaceutyczne, nie są jednak oszołomami.

niedziela, 8 listopada 2009

Cały naród walczy z hazardem

Nasz rząd dzielnie walczy z hazardem. Wszyscy obywatele powinni pomóc rządowi w tak zacnym dziele. Jak? Można na przykład wskazać inne miejsca, w których pleni się hazard. Jeżeli chcemy hazard wyplenić, to najlepiej od razu ze korzeniami — żebyśmy za jakiś czas nie musieli walczyć z nim od początku.

Jacek Jarecki opublikował w tym celu apel do rządu, zatytułowany „Szanowny Rządzie!”. Warto przeczytać!

Ja też dołączam do powyższego apelu. Dodatkowo apeluję do rządu, żeby jak najszybciej raczył wydać urzędowy ukaz zamykający Lotto. Sam oddałem się kilka dni temu hazardowi. Kupiłem los loterii Lotto (niestety, nie trafiłem ani jednej liczby). Na moją obronę dodam, że kupiłem tylko jeden los. Przy okazji zauważyłem, że wraz ze zmianą nazwy z Toto Lotek na Lotto cena za los wzrosła o 50%. Taka drastyczna podwyżka musi przecież spowodować zauważalne obniżenie poziomu życia biednych dzieci wszystkich hazardzistów Lotto! Kochany rządzie, w trosce o naszych milusińskich, zamknij to źródło hazardu.

Wartość sondaży

Od czasu do czasu partie polityczne robią różne sondaże. Potem powołując się na nie forsują różne rozwiązania. Co do mizernej wartości tych sondaży chyba nie ma wątpliwości nikt, kto choć trochę rozumie zasadę ich tworzenia. Dla tych, którzy nie są za mocni ze statystyki, Gazeta Wyborcza przygotowała przykład zrozumiały dla każdego, który używa swojego własnego mózgu do myślenia. Otóż GW przygotowała sondaż, w którym pytano Polaków, który polski polityk jest ich zdaniem najbardziej internetowy.

Według tego sondażu jednym z najbardziej internetowych polityków jest Donald Tusk. Ciekawe, bo on nie ma ani bloga, ani swojej strony internetowej.

Inną ciekawostką jest, że według tego sondażu najbardziej internetowym politykiem jest Janusz Palikot. Jego blog był otwierany ponad 5 i pół miliona razy. Natomiast w sondażu w ogóle nie zmieścił się Janusz Korwin Mikke, którego blog był otwierany ponad 28 milionów razy.

Ten przykład chyba najdobitniej pokazuje, jak sondażami można manipulować.

sobota, 31 października 2009

Misja TVP

Niedawno byliśmy świadkiem długotrwałej bitwy o TVP. Po długich i ciężkich bojach telewizja została odbita z rąk faszysty Piotra Farfała. Teraz w zasadzie może wreszcie realizować swoją misję. A jaka to misja? Mógłby ktoś naiwny pomyśleć, że chodzi o krzewienie kultury, promowanie polskich artystów, różnorodność światopoglądowa itp. Niestety — nic podobnego. Oczywiście nowy zarząd, podobnie jak stary, mówi o promowaniu polskich artystów i tym podobne bajeczki dla ciemnego ludu. Natomiast ludzie rozumni rozumieją, że intencje można poznać nie tyle po tym, co ktoś mówi, lecz po tym, co czyni.

O intencjach nowego zarządu TVP można wnioskować choćby na podstawie tego, kogo zwalniają lub przyjmują do pracy. Otóż okazuje się, że zwalniają właśnie takich marnych, przez nikogo nie lubianych dziennikarzy jak Rafał Ziemkiewicz, Igor Zalewski, Grzegorz Pawelczyk, Jan Pospieszalski i Wojciech Cejrowski. Jedynie przypadek sprawia, że wszyscy ci dziennikarze mają inne poglądy polityczne, niż obecny zarząd TVP. Na ich miejsce mają zostać  zatrudnieni dziennikarze o poglądach zbieżnych z ideami SLD.

No i jak tu nie twierdzić, że lud w przeważającej masie jest ciemny. Przecież politycy drwią sobie z nas w żywe oczy. A ludzie w następnych wyborach, zręcznie zmanipulowani przez ekspertów od reklamowania proszków do prania i partii politycznych, pójdą jak stado baranów zagłosować na tych, co zwykle.

piątek, 30 października 2009

Bogaci socjaliści

Niedawno BBC poinformowała, że kilkudziesięciu najbogatszych Niemców wystąpiło do swoich władz z petycją o podniesienie podatków dla najlepiej zarabiających. Zgłupieli, czy co?

Uważam, że oni wcale nie są głupi. Oni są sprytni! Oni doskonale wiedzą, co jest dla nich dobre. Gdybym należał do najbogatszych Polaków, prawdopodobnie też byłbym zwolennikiem socjalizmu i jak najwyższych podatków. Miałbym z tego dwie korzyści:
  1. Cieszyłbym się uznaniem i szacunkiem ciemnego ludu, który naiwnie myśli, że to taki szlachetny gest dla dobra tego ludu.
  2. Jeżeli miałbym na przykład 100 mln i musiał zapłacić 80% podatku, to zostałoby mi jeszcze 20 mln na inwestycje i rozwój. Natomiast jeżeli ktoś ma na koncie 1 mln i  musi zapłacić 80% podatku, to zostanie mu 200 tys. Za taką kasę może sobie wybudować domek letniskowy na działce, ale z całą pewnością nie rozwinie biznesu, który by mojemu biznesowi zagroził.
Jestem przekonany, że zwłaszcza z drugiego powodu większość bardzo bogatych ludzi ma wyraźnie lewicujące poglądy.

środa, 28 października 2009

Pozory

Media donoszą, że rząd PO wydał wojnę hazardowi. W ciągu pięciu lat automaty, na których przeważnie nastolatkowie grają za kilka lub kilkanaście złotych mają być całkowicie zdelegalizowane. Jakież to szlachetne, prawda?

Sęk w tym, że to jest kompletnie bez sensu. Państwo dostaje z tych automatów tak niewielki haracz, że może je sobie całkiem spokojnie zamknąć. Kłopot w tym, że te maszyny ktoś produkuje, ktoś inny konserwuje, naprawia. Ci pozostali już nie mogą tak łatwo wymigać się od płacenia podatków. Delegalizując automaty do gier rząd jednym podpisem wszystkich tych ludzi wyrzucił na bruk. Rozumiem, że kryzysu już nie ma, bezrobocia też, więc te kilkadziesiąt tysięcy nowych bezrobotnych nie ma dla rządu większego znaczenia — zwłaszcza, że są rozproszeni i raczej nie przyjdą pod Sejm z kilofami, prawda?

Skoro rząd chce wykazać się, jak to bardzo dba o nasze dobro, to powinien jeszcze zdelegalizować wódkę, papierosy, kawę i mocną herbatę. A co? Przecież to są używki i, jak wiadomo, szkodzą.

Ciekawe, że nic w tych planach nie ma o delegalizacji Totolotka.  Tymczasem, jak to dobitnie wykazała Kataryna na swoim blogu, tak naprawdę chodzi nie o jakieś marne pół miliona złotych z automatów o małych wygranych, lecz o kilkanaście miliardów złotych, do zgarnięcia których przymierza się Totolotek.

Jak wiadomo, przyroda nie toleruje próżni. Jeżeli rząd zdelegalizuje automaty o niskich wygranych, to pewnie tacy przygodni gracze jak ja (ostatni raz zagrałem na jakieś maszynce kilkanaście lat temu) nawet nie zauważą zniknięcia tych automatów. Nie trzeba jednak ukończyć studiów psychologicznych żeby przewidzieć, że nałogowi gracze albo zaczną grać w kasynach — czyli na znacznie większe kwoty, albo zejdą do podziemia. Tak czy inaczej, straty społeczne będą niewątpliwie dużo większe.

W latach trzydziestych XX wieku USA wydała wojnę wódce. Jedyne, czego się dzięki temu dorobili, to dobrze zorganizowana mafia. Nasi rodzimi geniusze również robią wszystko, żeby i w Polsce powstała kolejna silna mafia.

wtorek, 27 października 2009

Jest wesoło

Najwyraźniej kilku polityków przeczytało w końcu zarówno Konstytucję RP, jak i konstytucję Unii Europejskiej (traktat lizboński). Nie dość, że przeczytali, to zrobili to ze zrozumieniem. W efekcie nabrali przekonania, że traktat lizboński jest niezgodny z Konstytucją RP. Dlatego też postanowili złożyć odpowiedni wniosek do Trybunału Konstytucyjnego.

Albo ci posłowie są durniami, albo mają nas za durniów. Przecież podpis pod traktatem złożył Kaczyński — wtedy gdy PiS miał władzę. Wtedy nie zauważyli tej sprzeczności między traktatem i Konstytucją? Teraz dopiero się pokapowali, gdy prezydent Czech samotnie walczy o zabezpieczenie interesu Czechów!?
 
Swoją drogą ciekawe, że o w polskich mediach jeżeli w ogóle wspomina się o Václavie Klausie to tylko w duchu, kiedy wreszcie podpisze traktat lizboński, bo cała Europa na to czeka. A ja chciałbym choć raz usłyszeć dyskusję, której uczestnicy zastanawialiby się, czy nasze polskie interesy są dobrze zabezpieczone.

środa, 21 października 2009

Dowód prawdziwości tez Pawła Zyzaka

Wczorajszy “Nasz Dziennik” przyniósł wiadomość niezwykle ciekawą. Pan Rydiger owoż właśnie założył spółkę (w dokumentach figuruje jako jej prezes) o nazwie Wydawnictwo Arcana sp. z o.o. Podobieństwo tej nazwy do Arcana sp. z o.o., czyli wydawcy Zyzaka, nie może być przypadkowe i łatwo się domyślić, co knuje opętany nienawiścią do Zyzaka i Arcanów adwokat.

To żałosne, że tacy ludzie mogą grasować w polskiej palestrze. Ale wynika z tego jeden plus: oczywisty dowód prawdy. Gdyby wszak można było przyłapać Zyzaka na kłamstwie, nie trzeba by było w walce z nim i jego prawem do wolnego prowadzenia badań i ogłaszania ich wyników sięgać po takie sztuczki.
Całość jest »tutaj«.

poniedziałek, 19 października 2009

Zakazane symbole

Gdybym sobie wydrukował i wystawił w oknie mieszkania  plakat z „krzyżykiem niespodzianym”, zapewne dosyć szybko doczekałbym się wizyty panów policjantów lub innych urzędników. Nic dziwnego — ciemny lud, jak sama nazwa wskazuje, jest ciemny, więc się mu ten symbol kojarzy z nazizmem. Nazizm jest — oczywiście — zły, a jakiekolwiek propagowanie symboli nazistowskich jest  w Polsce karalne. Obawiam się, że nic nie dałoby tłumaczenie, że wcale nie propaguję symboli nazistowskich. Przypuszczam, że powołanie się na kult Swaroga i konstytucyjną wolność wyznań również nie spotkałoby się ze zrozumieniem.

Propagowanie symboli systemów totalitarnych jest w Polsce prawnie zakazane. Do systemów totalitarnych zalicza się, i słusznie!, nie tylko nazizm, ale również komunizm. Chyba każdy, kto żyje wystarczająco długo lub choć trochę interesuje się historią najnowszą, nie powinien mieć żadnych wątpliwości co do tego, że komunizm jest systemem zbrodniczym. Liczba ofiar tego systemu szacowana jest na około 100 milionów. Czy naprawdę trzeba bardziej wymownego dowodu zbrodniczości systemu komunistycznego?

Okazuje się, że 100 milionów ofiar nic nie znaczy dla niektórych ludzi. Jednym z nich najwidoczniej jest poseł SLD, Taduesz Iwiński. Uważa on, że zakaz propagowania symboli komunistycznych czyni z nas ciemnogród. W związku z tym do Biura Analiz Sejmowych złożył wniosek o zbadanie konstytucyjności zakazu stosowania symboli komunistycznych.

Jedyne, co stanowi o wyższości komunizmu nad nazizmem, to fakt, że komuniści wygrali wojnę z nazistami. Ale czy to jest wystarczający powód jego legalizacji?

Powyższe grafiki pochodzą z Wikipedii.

sobota, 17 października 2009

Biurokracja a bezpieczeństwo na drogach

Ludzie o lewicowych poglądach nie ufają innym. Uważają więc, że niemal każdy aspekt ludzkiej działalności musi być kontrolowany przez jakiś urząd. Być może nie wyrażają tego przekonania wprost, ale takie są efekty ich działań  — powstaje coraz więcej urzędów. W tych urzędach pracują urzędnicy. Ludzie ci muszą się wykazać. Muszą udowadniać, że oni i ich urząd są potrzebne. W przeciwnym razie ktoś mógłby postanowić zatrudnić do urzędu innych urzędników (czyli dotychczasowi straciliby wygodną posadę) albo nawet zlikwidować cały urząd.

Chyba w każdej gminie istnieją urzędnicy, których zadaniem jest dbanie o drogi na terenie takiej gminy. Jak się taki urzędnik może wykazać? Najlepiej byłoby, gdyby mógł się wykazać dbając o remonty istniejących oraz budowę nowych dróg. Problem w tym, że to jest bardzo kosztowne i wielu gmin nie stać nawet na to, żeby porządnie wyremontować dotychczasowe drogi, nie wspominając o budowie nowych. Oczywiście jakieś remonty się robi, ale z braku pieniędzy w stopniu daleko niewystarczającym w stosunku do potrzeb. Widać więc, że nie jest to najlepszy sposób wykazania się przez odpowiedzialnego urzędnika.

Co jeszcze mógłby nasz biedny urzędnik zrobić? Może postawić więcej fotoradarów. Wydaje się, że przyniosłoby to dobre efekty. Media wielokrotnie donosiły, jak szybko gminom zwracają się wydatki na fotoradary. Gmina na tym zarobi, a przed społeczeństwem można się pięknie wykazać o bezpieczeństwo na drogach.

Niestety, życie nie jest takie proste. Urzędnik przecież nie jest durniem. Chce zachować obecne stanowisko nie tylko teraz, chce go mieć również w przyszłości. Doskonale wiec rozumie, że nie może przesadzać z tymi fotoradarami. Łatwo przewidzieć, że jeżeli sieć fotoradarów będzie zbyt szczelna, to wszyscy bez wyjątku zaczną jeździć z dopuszczalną przepisami prędkością, nawet jeżeli w wielu miejscach ograniczenia prędkości są absurdalnie niskie. Jeżeli wszyscy zaczną się stosować do przepisów, to cały zyski z fotoradarów wezmą w łeb. Nie dość, że gmina nie zarobi na nich, to jeszcze będzie musiała ponosić koszty ich konserwacji oraz koszty zatrudniania urzędnika lub urzędników do przeglądania zdjęć z fotoradarów.

Wydaje się, że z punktu widzenia urzędników, gminy osiągnęły optymalny stan nasycenia dróg fotoradarami. Większe ich zagęszczenie grozi spadkiem dochodów gmin z mandatów. Jak widać więc, nie tędy droga.

W jaki sposób w takim razie może się nasz urzędnik wykazać? Są jeszcze pewne możliwości. Można na przykład postawić nowe znaki drogowe — różne ostrzeżenia, nakazy, zakazy, ograniczenia. Koszt dla gminy niewielki, a urzędnik może się wykazać aktywnością.

Według portalu poboczem.pl, ilość znaków drogowych na polskich drogach dynamicznie rośnie. Na terenach pozamiejskich średnio napotkamy nowy znak co około 12 metrów, a na terenach zabudowanych co około 9 metrów. Oczywiście znaki nie są rozmieszczone równomiernie. Są odcinki, na których jest ich niewiele. Oznacza to, że w innych miejscach muszą stać stadami.

Zapewne dla większości z tych znaków można znaleźć uzasadnienie ich postawienia. Problem w tym, że kierowcy są zmuszani do wypatrywania tych wszystkich znaków, zamiast skupić się na sytuacji na drodze. W dodatku trzeba te wszystkie znaki wypatrywać wśród jeszcze większej liczby reklam przy drogach. Jest oczywiste, że odwracanie uwagi kierowców od sytuacji na jezdni musi powodować zwiększenie liczby wypadków. Ciekawe, czy ktoś badał tę zależność…

Czytałem kiedyś o pewnym eksperymencie. W jednym z miasteczek w Szwajcarii usunięto wszystkie znaki drogowe. Okazało się, że wcale nie spowodowało to zwiększenia liczby wypadków. Wręcz przeciwnie! Kierowcy pozbawieni wskazówek, jeżdżą tam wolniej, ostrożniej. Może to jest dobrym rozwiązaniem…

czwartek, 15 października 2009

Legalny narkotyk

Niektórzy, chcąc sobie poprawić nastrój, zażywają ecstasy lub inne świństwa. Na krótką metę to podobno dobrze działa. Zażywane przez dłuższy czas powoduje uzależnienie. Tymczasem całkiem podobny efekt można uzyskać całkiem legalnie, a uzależnienie jest wręcz czymś bardzo dobrym. Tańczenie tango powoduje, że wydzielają się endorfiny — naturalny narkotyk produkowany przez nasz własny organizm.

Czyż nie chcielibyście umieć tak tańczyć?

Wkrótce w Bielsku-Białej Maria Mondino i Ismael Ludman poprowadzą warsztaty tanga.

Rzeczy nieskończone

Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ludzka głupota. Co do tej pierwszej są jednak pewne wątpliwości.
Powyższe powiedzenie przypisuje się Albertowi Einsteinowi. Ja bym dodał do tej listy jeszcze trzecią rzecz: zachłanność bankierów również wydaje się być nieskończona.

Ileż to już było w tym roku doniesień o aferach w bankach (na przykład tutaj), które ponoć były zagrożone bankructwem, co ponoć miało skutkować straszliwymi nieszczęściami całej ludzkości. W obliczu tego nieuchronnego kataklizmu politycy hojnie sypnęli groszem. Dotacje były horrendalnie wysokie. Wszystko odbyło się oczywiście w świetle jupiterów — żeby ciemny lud nie miał wątpliwości, komu zawdzięcza swoje ocalenie przed kataklizmem porównywalnym z końcem świata.

Politykom przyszło to tym łatwiej, że przecież nie dali własnych pieniędzy. Co to to nie! To są pieniądze ciemnego ludu, który składa się na ten haracz w formie obowiązkowych danin zwanych modnie podatkiem. Nawiasem pisząc, łezka mi się w oku kręci na wspomnienie, gdy dziecięciem będąc byłem w szkole podstawowej indoktrynowany o okrucieństwie panów oraz plebanów, którzy pobierali okrutną daninę w wysokości 10% dochodu.

Jeżeli dobrze pamiętam, cały ten „kryzys” zaczął się od banku Goldman Sachs, którego szefowie twórczo produkowali pieniądze z powietrza, czym w końcu doprowadzili do sytuacji, gdy bank powinien zbankrutować. Niektórzy komentatorzy chyba nawet twierdzili, że to ten bank spowodował obecny „światowy kryzys”.

Według wszelkich zasad ekonomii ten bank powinien zbankrutować. Politycy go przed tym uratowali dając prywatnemu bankowi miliardy dolarów zabranych wcześniej podatnikom. Dzięki temu Goldman Sachs nie zbankrutował. Dzięki temu zarząd banku, który wcześniej prowadził tak twórczą działalność, może sobie wypłacić premię. Niewielką — drobne 23 miliardy dolarów. No cóż… dostali dotację, więc ich stać.

wtorek, 13 października 2009

Legalny zbrodniarz

Zabiłem ponad milion dzieci i uważam to za moją pasję.
Ktoś, kto zamordował ponad milion dzieci i najwyraźniej jest z tego dumny… Któż to taki? Przywódca narodowych socjalistów — Hitler? A może przywódca międzynarodowych socjalistów — Stalin?

Nieprawdopodobne? To może przywódca kambodżańskich komunistów — Pol Pot? On i jego kumple wymordowali połowę swojego narodu. Szacuje się, że za jego rządów w Kambodży zamordowano lub zagłodzono 10 milionów ludzi. Z pewnością wśród nich było wiele dzieci.

Ja, gdybym nie obejrzał poniższego filmu, stawiałbym albo na Stalina, albo na Pol Pota. Obaj byli przywódcami systemów, w których zginęło wiele milionów ludzi — wymordowali więcej ludzi niż Hitler. Sądzę, że każdy z nich ma na swoim sumieniu więcej niż milion dzieci (dorosłych wielokrotnie więcej).

Nie, to żaden z nich. Tym masowym mordercą jest lekarz. Żyje sobie i działa legalnie w USA. Całkowicie legalnie zamordował ponad milion ludzi. Nie wydaje mi się, żeby miał z tego powodu wyrzuty sumienia.

Raz nie udało mu się zamordować. Zobacz relację kobiety, która cudem przeżyła.

Część I:

Część II:


Był okres w moim życiu, gdy wydawało mi się, że owszem — piekło i niebo istnieją, ale w diabła działającego wśród ludzi, tu i teraz, jakoś nie bardzo wierzyłem — wydawało mi się to takie naiwne, nieprawdopodobne. Teraz wierzę, że ludzie pokroju tego lekarza działają pod wpływem szatana. Inaczej nie da się takiej zbrodni wyjaśnić.

Inni ludzie, też działający pod wpływem szatana (choć pewnie większość nie zdaje sobie z tego sprawy), w wielu krajach walczy o to, aby zlikwidować tak zwaną klauzulę sumienia. Dzięki niej lekarz może odmówić wykonania aborcji (lub eutanazji) powołując się na swoje sumienie i wyznawaną religię. Czytałem gdzieś niedawno, że w USA lekarze nie będą mieli prawa odmówić wykonania aborcji.

Z ciekawości sprawdziłem, jak jest z tą aborcją w Polsce. Moim zdaniem te zasady kupy się nie trzymają. Na przykład można usunąć płód do 12 tygodnia ciąży, jeżeli kobieta została zgwałcona. Nie umniejszam tragedii zgwałconej kobiety, ale jaki sens jest w tym, aby jej krzywda została „pomszczona” śmiercią niewinnego dziecka?! Jeżeli ktoś sądzi, że 12-tygodniowy płód to tylko bezkształtna masa komórek, nich zobaczy choćby te zdjęcia.

niedziela, 11 października 2009

Wojna się rozkręca

Widać wyraźnie, że obecna wojna na górze jest nadal w fazie rozwojowej. Niemal co dnia dowiadujemy się o nowej aferze.

Tusk po objęciu władzy postanowił — pomimo jakichś wątpliwości — zostawić Kamińskiego na stanowisku szefa CBA. Publicznie wtedy powiedział, że oczekuje, iż Kamiński będzie z zaangażowaniem walczył z korupcją, oraz że szczególnie uważnie będzie szukać korupcji wśród najwyższych urzędników wywodzących się z PO.

Ten Kamiński musi być, wbrew pozorom, strasznie naiwnym człowiekiem. Nie skapował, że to była tylko taka gładka gadka skierowana do ciemnego ludu. Gdyby był inteligentny, to nie powinien mieć wątpliwości, że to tylko taki pic. A że to był tylko pic, najlepiej świadczy reakcja Tuska na upublicznienie przez Kamińskiego afery hazardowej, w której umoczeni są najbardziej zaufani koledzy Tuska. Na tę bezczelność Kamińskiego Tusk odpowiedział, że ma zamiar wywalić  ze stanowiska. To, że jest to zemsta, jest chyba oczywiste. Nawet dziennikarze w radio o tym mówią.

Z tego co donoszą media, dotychczasowa wojna na górze następujący przebieg:
  1. Kamiński ujawnia aferę hazardową.
  2. Tusk reaguje zwalniając kilku ministrów. Decyzja trochę… wątpliwa. W radio też sobie z tego pokpiwają: ma do nich nieograniczone zaufanie — dlatego ich zwolnił ;-)
  3. Tusk atakuje Kamińskiego, chcąc go odwołać ze stanowiska szefa CBA. Słuchając tłumaczeń Tuska mam wrażenie, że jedynym tego uzasadnieniem jest zemsta.
  4. Kamiński ujawnia jakieś przekręty wokół prywatyzacji stoczki. Szczegóły są na razie utajnione. Jest więc szansa, że chłopaki ochłoną i dogadają się po cichu, podzielą władzą, a aferze ukręcą łeb.
  5. Tusk najwyraźniej jeszcze nie ochłonął, bo natychmiast złożył doniesienie na Kamińskiego, że wiedział o aferze wokół prywatyzacji stoczni, ale nie poinformował o tym prokuratury. Ciekawe uzasadnienie, skoro Kamiński właśnie złożył o tym doniesienie.
  6. Jak w każdej wojnie, oprócz wielkich bitew są i mniejsze potyczki. Takie wrażenie robi zwolnienie przez Komorowskiego szefowej kancelarii Sejmu.
Nie mam wątpliwości, że za jakiś czas chłopaki ochłoną — gdy zobaczą, że straty po obu stronach są zbyt duże. Wtedy po cichu dogadają się, aferom ukręcą łeb, a ciemnemu ludowi rzucą na żer kilka kozłów ofiarnych — tak samo jak we wszystkich poprzednich aferach. Tymczasem jednak emocje najwyraźniej jeszcze biorą górę nad rozsądkiem. Dzięki temu może dowiemy się jeszcze kilku ciekawych rzeczy o naszych wybrańcach narodu. Ciekawe, czego się dowiemy jutro…

Bardzo ciekawą analizę ostatnich wydarzeń rozwija Kataryna na swoim blogu. Polecam lekturę co najmniej kilku ostatnich wpisów. Myślę, że jej analiza rzuca wiele nowego światła na ostatnie wydarzenia. Wydaje się, że w rzeczywistości walka odbywa się o nieporównanie większe pieniądze, niż ten marny miliard złotych, w dodatku dosyć wątpliwych.

sobota, 10 października 2009

Logika zawodzi...

Przed chwilą przeczytałem, że z inicjatywy jednego z posłów PiS grupa prawników opracowała wniosek kierujący Traktat Lizboński do Trybunału Konstytucyjnego. Pod wnioskiem podpisało się już ponad 60 posłów.

Teraz się obudzili!? Jeżeli uważają, że Traktat jest niezgodny z konstytucją, to na co oni do tej pory czekali?

Podobno dzisiaj Prezydent Polski ma zamiar dzisiaj podpisać ten traktat. Z tej okazji w radio nadają różne, zazwyczaj utrzymane w entuzjastycznym tonie reportaże. W zasadzie wszyscy pytani „przypadkowi ludzie cieszą się, że prezydent wreszcie go podpisze”. Dla przyzwoitości, w niektórych reportażach jest jedna osoba, która ma wątpliwości, czy to będzie dobre. Zazwyczaj przy tym wyraża nadzieję, że okaże się dobre dla Polski. Najbardziej podobała mi się wypowiedź jednej pani. Powiedziała ona szczerze, że wprawdzie nie ma zielonego pojęcia, o co w tym chodzi, ale to bardzo dobrze!, że prezydent podpisze ten traktat. Sic!

Politycy też nie są lepsi. Jakiś czas temu temu i owemu chlapnęło się przed dziennikarzami, że traktatu wprawdzie nie czytał, ale oczywiście popiera go całym sercem. Od tamtego czasu dziennikarze na wszelki wypadek żadnego polityka o to nie pytają, a jeżeli nawet czasem zdarzy się któremuś zapytać, to na pewno nie odważy się zapytać swojego rozmówcy o żadne szczegóły.

W poprzednim komentarzu pisałem, że ciemny lud nie ma zielonego pojęcia, w jaki sposób jest manipulowany przez media, a zwłaszcza przez telewizję — dlatego kupi każdą bzdurę, byleby była zgrabnie przedstawiona. Czy ktoś nadal ma co do tego wątpliwości?

W swojej bezczelności politycy doszli już do tego, że nawet nie starają się, aby te serwowane nam bzdury brzmiały logicznie. Bo i po co? Odkąd na maturze zniesiono matematykę, tylko nieliczni potrafią jeszcze logicznie myśleć, niestety.

czwartek, 8 października 2009

Afera?

Ostatnio głośno w mediach o aferze hazardowej. Mnie tam wcale ta afera nie zaskoczyła. Bo i czegóż można się spodziewać po ludziach, którzy przed wyborami obiecują ludziom różne fajne rzeczy, a tuż po wyborach bez żenady mówią publicznie, że wybory rządzą się własnymi prawami. Czymże różni się to stwierdzenie od niesławnego ciemny lud to kupi? Czyż ciemny lud nie kupił tego? Jasne, że kupił! Większość ludzi nie ma zielonego pojęcia, na czym polegają różne sztuczki socjotechniczne, stosowane masowo w mediach, zwłaszcza w telewizji. Dlatego większość ludzi kupuje niemal każdy kit, który im miłościwie nam panujące partie serwują poprzez swoich ludzi w mediach.

Tusk i całe PO może zrobić niemal dowolną bzdurę, a przeważająca większość dziennikarzy będzie ich nadal bronić, wybielać, tuszować. Dlaczego? Bo obecnie jedyną realną alternatywą dla PO jest PiS.

Dlaczego znakomita większość dziennikarzy tak bardzo nie lubi PiS? Ze strachu, że PiS mógłby ponownie objąć władzę. Wtedy być może mógłby zacząć jednak realizować swoje postulaty. A co w nich było takiego strasznego? Ano PiS zapowiedział, że dziennikarzy należałoby zlustrować. Zgroza! Jak oni śmieli o czymś takim pomyśleć!

Dlaczego dziennikarze tak bardzo boją się tej lustracji? Mnie na przykład jest to całkowicie obojętne, czy mnie ktoś będzie lustrować. Nigdy z żadnymi Służbami nie współpracowałem. Jeżeli ktoś ma ochotę, może mnie do woli lustrować. Czyżby dziennikarze masowo współpracowali ze Służbami? Czyżby się bali, że gdy to wyjdzie na światło dzienne, to może zaszkodzić ich wiarygodności?

Zastanówmy się… Służby specjalne, żeby realizować stawiane przed nimi cele, muszą być dobrze poinformowane. Gdzie służby specjalne mają szukać informatorów? Z pewnością najcenniejszymi informatorami są ludzie dobrze poinformowani. Kto jest dobrze poinformowany? Można bez wahania wskazać grupy ludzi, którzy z całą pewnością należą do dobrze poinformowanych. Są to politycy, dziennikarze i księża.

Politycy, bez względu na poglądy i przynależność partyjną, dosyć zgodnie uwalali lustrację.  Gdzież by się oni — biedactwa — podziali, gdyby w następnych wyborach nie dostali się do jakiegoś parlamentu.

Dziennikarze?… Nie mam wątpliwości, że bardzo dużo współpracowało lub nadal współpracuje ze służbami specjalnymi. W przeciwnym razie jak uzasadnić ten zgodny, pełen głębokiego oburzenia sprzeciw przeciwko zlustrowaniu ich środowiska?

Księża?… Cieszyli się zaufaniem opozycjonistów. Należeli więc do grupy, w której z pewnością różne Służby szczególnie energicznie szukały informatorów. Jestem przekonany, że bardzo wielu współpracowało. Świadczy o tym choćby reakcja hierarchów kościelnych na publikacje księdza Tadeusza Isakowicz-Zaleskiego oraz sposób, w jaki przeprowadzono wewnętrzną lustrację.

Wracając do afery hazardowej… PO przed wyborami twierdziła, że są partią liberalną i że będą obniżać podatki. No to teraz, gdy ta afera wybuchła, wystarczyło stwierdzić, że owszem, obiecaliśmy przed wyborami, że będziemy obniżać podatki, więc mamy zamiar dotrzymać obietnicy. Zaczęliśmy od podatków od hazardu, bo akurat w tej sprawie ktoś tam lobbował. Za tym pójdą obniżki podatków w innych dziedzinach. Niestety, PO nie może tego powiedzieć, ponieważ kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami, a PO nigdy nie miało zamiaru ani obniżać podatku, ani realizować żadnej innej wyborczej obietnicy.

Moim zdaniem aferą nie jest to, co media nazwały aferą hazardową. Prawdziwą aferą jest to, że PO, pomimo wyborczych obietnic, nie ma zamiaru żadnych podatków obniżać, nie wspominając o pozostałych obietnicach.

P.S.
Wcale nie uważam, że PiS jest lepszą partią.

sobota, 26 września 2009

Nierówna walka

Przeglądając Internet zupełnie przypadkiem zainteresowałem się niejakim Nergalem. Ciekawy byłem, któż to taki. Okazało się, że jest to typ człowieka, którego w mojej osobistej klasyfikacji umieszczam gdzieś pomiędzy niebezpiecznymi wariatami.

Szczególną uwagę zwróciłem na jego procesy sądowe. W skrócie chodzi o to, że facet podczas swojego koncertu, na oczach publiczności podarł Biblię. Został za to oskarżony o obrazę uczuć religijnych. Podstawą oskarżenia było zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zgłoszone przez przewodniczącego Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami, Ryszarda Nowaka. Pomimo opinii biegłego, profesora religioznawstwa, że każdy egzemplarz Biblii jest przedmiotem czci religijnej, sąd umorzył postępowanie, ponieważ oprócz Ryszarda Nowaka nie zgłosił się nikt inny, kogo uczucia religijne byłyby obrażone tym postępowaniem. Wkrótce potem Nergal oskarżył Ryszarda Nowaka o zniesławienie i wygrał proces.

Według prawa wszystko jest OK. Formalnie Nergal nie jest przestępcą, ponieważ jest tylko jedna osoba, której uczucia religijne zostały obrażone. Z drugiej strony sam Nergal publicznie potwierdził, że wulgarnie wyraził się o Biblii i podarł jej egzemplarz oraz nazwał Kościół Katolicki „zbrodniczą sektą”.
 
Jeżeli publiczne wulgarne wyrażanie się o Biblii i demonstracyjne jej podarcie oraz publiczne nazwanie Kościoła Katolickiego zbrodniczą sektą nie jest obrażaniem uczuć religijnych katolików, to ja nie wiem, co trzeba zrobić, żeby obrazić te uczucia. Idiotyczny jest też warunek, że musi to zgłosić więcej osób. Przecież on to zrobił w miejscu publicznym, na scenie. Już to powinno być wystarczającą podstawą oskarżenia.

Jeżeli wszystkie te informacje są prawdziwe, cała ta sytuacja budzi co najmniej niesmak. W każdym razie moje uczucia religijne również zostały tym obrażone, mimo że nie byłem na tym koncercie i do niedawna nawet nie wiedziałam o istnieniu Nergala.

poniedziałek, 21 września 2009

Sukces...

Sukces kolejny: Rosja nie rozmieści wzdłuż naszych granic rakiet „Iskander”, czym groziła na okoliczność umieszczenia u nas „tarczy antyrakietowej”. Tarczy udało się uniknąć, więc i rakiet wycelowanych w nasze siedzenia nie będzie. Co za radość i ulga! Co prawda większość ekspertów twierdziła, że Rosja może sobie straszyć, ale rakiet nie rozmieści i tak, bo na razie nie jest do tego technicznie i finansowo zdolna. Ale to, jak zwykła mówić żywa reklama środków psychotropowych, czyli marszałek Niesiołowski, „pisowskie lizusy”. Tylko mądra polityka rządu Tuska ocaliła nas przed „Iskanderami”.
 Całość: tutaj.

środa, 16 września 2009

Polityka historyczna

Rosjanie uprawiają swoją politykę historyczną. Niemcy uprawiają swoją. Dlaczego my nie mielibyśmy uprawiać swojej?

Wydaje mi się, że dyskusje z politykami, czy też polemiki z rosyjskimi mediami nie mają sensu. Może taki sposób byłby znacznie skuteczniejszy?


Swoją drogą, czymże jest ta polityka historyczna, jak nie zakłamywaniem historii po to, żeby siebie przedstawić w dobrym świetle, a przeszłych i obecnych wrogów w jak najgorszym?

poniedziałek, 14 września 2009

Polityk, czy ... ?

Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski powiedział w wywiadzie dla jednej z gazet, że wymordowanie polskich oficerów w Katyniu nie było ludobójstwem, tylko zbrodnia wojenną. Utrzymywał, że ludobójstwem jest planowa zagłada całych narodów, albo poszczególnych grup społecznych. Nie można mu z góry odmówić racji, chociaż z drugiej strony wymordowanie oficerów było elementem zaplanowanej przez ZSRR depolonizacji Kresów Wschodnich poprzez eksterminację i deportację – a to nosi cechy ludobójstwa. W takim razie Katyń może być również uznany za ludobójstwo. [*]
Rosjanie uprawiają swoją politykę historyczną, Niemcy — swoją, a my... mamy takich „wybitnych” polityków, jak Niesiołowski.

wtorek, 8 września 2009

Różne oblicza tanga

W ostatnich latach podobno wielką popularnością cieszy się tańczenie salsy. Ja kiedyś trochę salsę tańczyłem — dopóki nie poznałem tanga. Podobno tango najlepiej rozumieją ludzie, którzy przeżyli już jakieś osobiste tragedie, na przykład utratę miłości.

Jedną z moich ulubionych par tangowych jest Noelia Hurtado i Pablo Rodriguez.


Zdarzało mi się słyszeć zarzuty ze strony niektórych salseros, że tango jest smutne. Czasem bywa smutne. Często mówi o utraconej miłości lub o tęsknocie. Tango jednak nie zawsze jest smutne. Na przykład to. Tańczy Cecilia Garcia i Pablo Inza.


Czasem tango nie tylko nie jest smutne, ale jest wręcz zabawne. Na przykład to. Również tańczy Cecilia Garcia, ale tym razem jej partnerem jest Horacio Godoy.


Umiejąc dobrze tańczyć tango, można zatańczyć niemal do każdej melodii. Poniżej przykład, który z pewnością chętnie obejrzą salseros. Jak widać, tangiem można zatańczyć i takie rytmy. Tańczy ten sam Horacio Godoy, ale tym razem z Cecilią Barra.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...