Strona główna

poniedziałek, 3 listopada 2008

Przekręt

Czytałem jakiś czas temu o uznanym na świecie guru od wizerunku (public relations). Niestety, nie pamiętam jego nazwiska. Ten guru zasłynął między innymi opinią, że w tajemnicy trzeba utrzymywać tylko drobne przekręty, bo w wielkie i tak nikt nie uwierzy.

Mam nieodparte wrażenie, że oto na naszych oczach dzieje się naprawdę wielki przekręt, a my wszyscy przechodzimy obok niego obojętnie.

Niedawno w USA wybuchł kryzys. Jak wiadomo, polega on mniej wiecej na tym, że okazało się, że fikcyjne pieniądze wypłukane z powietrza przez filutów z Wall Street jednak nie są nic warte. Od tego czasu słowo kryzys powtarzane jest w różnych odmianach niemal w każdych wiadomościach we wszystkich mediach. Nie słyszałem jednak ani razu, żeby choć jeden dziennikarz choć przez chwilę zastanawiał się poważnie, kto jest temu wszystkiemu winien. Rozumiem, że dziennikarz muzyczny może nie mieć pojęcia o ekonomii, ale chyba przynajmniej komentatorzy ekonomiczni powinni mieć o tym jakieś pojęcie. Czyżbyśmy mieli wśród dziennikarzy samych debili?

Oczywiście politycy skorzystali z okazji, żeby poprawić swój wizerunek. Nic tak nie poprawia wizerunku polityka niż wydanie 700 miliardów dolarów na ratowanie filutów z Wall Street, prawda? No ale skoro wielki nie może upaść, to nie może i basta. Jak tylko rząd USA uratował te ich upadające banki, to zaraz zarząd jednego z nich ufundował sobie miesiąc pobytu w jakimś luksusowym ośrodku ze SPA i innymi atrakcjami. Fajnie jest bankrutować, jeżeli jest się wielkim bankiem. Nie dość, że nikt nawet palcem w bucie im nie pogroził, to jeszcze odpoczęli sobie w luksusach.

Wypadek przy pracy? Można by tak pomyśleć. Ale dzisiaj przeczytałem o kolejnym wypadku przy pracy. Otóż Royal Bank of Scotland miał tak wielkie kłopoty, że rząd Wielkiej Brytanii musiał go wspomóc dwudziestoma miliardami funtów ratując go przed upadkiem. I co? I zarząd banku przeznaczył niemal dwa miliardy funtów na premie dla pracowników departamentu inwestycji. Tego samego departamentu, który praktycznie doprowadził własny bank do bankructwa.

Któryś z wybitnych polskich filozofów (niestety nie pamiętam – który) zwykł był mawiać, że przypadkiem coś się może zdarzyć raz. Jeżeli zdarza się więcej razy, to nie są to żadne przypadki, lecz znaki.

Ktoś myślący samodzielnie mógłby pomyśleć, że skoro jakiś bank upadnie, to na jego miejsce chętnie wejdzie inny bank. Niby logiczne, ale skoro wielki nie może upaść to nie może i basta! Widać, że banki mają dość kasy na urabianie polityków. Co też pomyślałby sobie ktoś myślący samodzielnie o kaście polityków, którzy dają się tak urobić? Cynicy (część) i durnie (reszta).

Dziwnym trafem nikt też się nie zastanawia, jakie będą skutki tego wspomagania systemów bankowych. Rząd USA przeznaczył na to 700 miliardów dolarów. Unia Europejska zdaje się dwa razy więcej. Skąd rządy wezmą te pieniądze? Moim zdaniem są dwie możliwości: albo ściągną od obywateli w formie bezpośrednich lub pośrednich podatków, albo dodrukują. Na mój chłopski rozum oba sposoby spowodują gwałtowny wzrost inflacji. Oj, będzie się działo – będzie ciekawie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...