Strona główna

piątek, 25 czerwca 2010

Kaczyński byłby katastrofą?

„Rzeczpospolita” w swoim portalu internetowym udostępniła artykuł Tomasza Nałęcza zatytułowany „Kaczyński byłby katastrofą”. Wynotowałem z niego kilka ciekawych fragmentów.
Musimy też pamiętać, że ewentualna wygrana Jarosława Kaczyńskiego da olbrzymi rozpęd jego partii. W tej sytuacji niemal pewny będzie sukces PiS w jesiennych wyborach samorządowych.
Ciekawe… Ostatnio większość komentatorów polityki, występujących w różnych mediach, twierdzi coś wręcz przeciwnego. Uważają oni, że PiS jest partią typu wodzowskiego. Jeżeli wódz zostanie Prezydentem, nie będzie mieć dość czasu dla swojej partii. PiS pozbawiony przywódcy może mieć poważne problemy z przetrwaniem.
A mając w swoich rękach zarówno pałac prezydencki, jak i samorządy, możliwości blokowania działań rządu będą olbrzymie. Przy tym na pewno każdego dnia PiS będzie oskarżał rząd, że nic nie robi.
Zastanawiałem się, czy w ogóle iść głosować w II turze wyborów. Ani Komorowski, ani Kaczyński nie jest z mojej bajki. Dla mnie jest to wybór między dżumą i tyfusem. Po przeczytaniu artykułu pana Nałęcza chyba jednak pójdę zagłosować. Szansa, że będzie ktoś, kto publicznie będzie wytykać nieudolność tym nierobom z PO, jest warta mojego głosu.
Wszyscy pamiętamy tę atmosferę strachu i podejrzliwości, która towarzyszyła rządom PiS z lat 2005 – 2007.
Pamiętacie? Baliście się wyjść na ulicę, gdy rządził PiS? Ja się nie bałem. Pan Nałęcz najwyraźniej się bał. Ciekawe, dlaczego?…

Owszem, pamiętam doskonale atmosferę strachu w mediach (i tylko w mediach). Nie ma się czemu dziwić. Przecież PiS obiecywał lustrację dziennikarzy. Zdaje się, że wielu z nich, jeżeli nie większość, współpracowała z różnymi tajnymi służbami.
Rządy Kaczyńskiego to jednak nie tylko poważne zagrożenia dla wolności obywatelskich Polaków, ale też dla naszych portfeli.
Daj nam Boże takie zagrożenia naszych portfeli! Przecież to rząd PiS obniżył podatki. A co nam dało PO?

Ciągle słyszę, że PO nie próbuje robić żadnych reform, bo Prezydent na pewno by je zawetował. Mam na to ochotę krzyknąć „Sprawdzam!”. Czy ktoś zna jakąś stronę internetową, gdzie można by się zapoznać z tymi świetnymi ustawami przygotowanymi przez ministrów obecnego rządu, a odrzuconymi przez Prezydenta?

czwartek, 24 czerwca 2010

Po I turze

Zakończyła się pierwsza tura wyborów Prezydenta RP. Według danych opublikowanych przez Państwową Komisję Wyborczą, rozkład głosów na poszczególnych kandydatów przedstawia się następująco:
Jak wiadomo, w tych czasach olbrzymi wpływ na preferencje ludzi mają media, a w szczególności telewizja. Dlatego według ordynacji wyborczej w okresie przedwyborczym wszyscy kandydaci mają mieć zapewniony równy dostęp do mediów. Zobaczmy więc, jak to zostało zrealizowane. Znalazłem tylko odpowiednie dane ogłoszone przez TVP.

Poniższy wykres pokazuje, ile razy poszczególni kandydaci byli prezentowani w TVP.
Rzecz jasna, od tego, ile razy kandydat był pokazany, ważniejsze może być, jak długo był lansowany. Zobaczmy więc ile minut TVP poświęciła poszczególnym kandydatom. Pokazuje to następny wykres.
Jestem przekonany, że po zakończeniu wyborów Państwowa Komisja Wyborcza ogłosi, podobnie jak po każdych poprzednich wyborach, że wszyscy kandydaci mieli jednakowy dostęp do mediów, a w szczególności do telewizji, w której byli jednakowo pokazywani.

Nie znalazłem odpowiednich danych z pozostałych telewizji. Jestem przekonany, że w ich przypadku proporcje będą mniej więcej takie same, jak w TVP.

Czy my na pewno żyjemy w państwie prawa? Może jednak mają rację ci, którzy twierdzą, że  cała ta demokracja to tylko fasada, a prawdziwe rządzenie odbywa się na innych zasadach?

Swoją drogą ciekawe, jakie byłyby wyniki wyborów, gdyby kandydaci rzeczywiście mieli równy dostęp do mediów.

środa, 16 czerwca 2010

Demokratyczne wybory

W demokracji nie jest ważne na kogo głosujesz, lecz to, kto układa listy wyborcze.

To proste spostrzeżenie dotyczy oczywiście wyborów parlamentarnych i samorządowych, gdzie głosuje się na partię, a nie na osobę. W dodatku o tym, kto zostanie posłem, decydują zarządy partii, a nie liczba głosów. Podobno we wszystkich partiach obecnych obecnie w Sejmie lub Senacie zasadą jest, że posłami lub senatorami w pierwszej kolejności są członkowie najwyższych władz partii, bez względu na liczbę głosów, jakie zdobyli od wyborców. W następnej kolejności dobierani są pozostali kandydaci, zazwyczaj według największej liczby zdobytych głosów.

Powyższa reguła nie dotyczy oczywiście wyborów Prezydenta RP. Tutaj głosujemy na osobę. Jeżeli prezydent nie spełni obietnic przedwyborczych, można go z tego w następnych wyborach rozliczyć. Taka sama zasada powinna dotyczyć wyborów samorządowych i parlamentarnych, włącznie z wyborami do Europarlamentu.

czwartek, 3 czerwca 2010

W oparach demokracji

Warunkiem objęcia wielu stanowisk jest posiadanie wyższego wykształcenia. Dotyczy to oczywiście tylko stanowisk w instytucjach państwowych lub samorządowych. Tymczasem posłem, senatorem, ministrem czy prezydentem może zostać każdy, nawet jeśli nie ukończyłby szkoły podstawowej.

Wynikałoby z tego, że albo do kierowania państwem nie jest potrzebne jakiekolwiek wykształcenie, albo cała ta demokracja jest wyłącznie kosztowną atrapą.
Zdaje się, że coraz więcej ludzi nabiera przekonania, że demokracja jest wyłącznie atrapą. Czyż w przeciwnym razie ludzie głosowaliby na Polską Partię Przyjaciół Piwa? Ta założona dla żartu partia w wyborach w 1991 roku wprowadziła do Sejmu 16 posłów.

Można by pomyśleć, że to taki jednorazowy wybryk Polaków, którzy nieco zbyt długo żyli bez demokracji i wtedy nie byli do niej jeszcze dojrzali. Wydaje się, że taki pogląd nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Otóż w Islandii, kraju podobno mającym najstarszą demokrację w nowożytnej Europie, komik i kilku aktorów założyło Najlepszą Partię. Zdobyli sympatię wyborców obiecując bezpłatne ręczniki przy każdym gejzerze oraz sprowadzenie misia polarnego do stołecznego zoo. W kampanii wyborczej twierdzili, że mogą obiecywać więcej, niż jakakolwiek inna partia, bo i tak nie zamierzają dotrzymać wyborczych obietnic. W efekcie  będą mieć sześciu ludzi w 15-osobowej radzie miejskiej stolicy Islandii i będą w tam największą frakcją.

I jak tu wierzyć w demokrację?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...