Strona główna

piątek, 27 listopada 2009

Rządzą nami agenci II

Pisałem już, że — moim zdaniem — rządzą nami agenci. Ostatnio znalazłem kolejny dowód potwierdzający tę tezę.

W Tygodniku Solidarność niedawno ukazał się wywiad z Lechem Wałęsą. Kto jak kto, ale były prezydent Polski chyba jest dobrze zorientowany w tych sprawach. W wątku dotyczącym lustracji i agentów pan Wałęsa powiedział między innymi, że
Oni [agenci] jeszcze dzisiaj są silniejsi od nas! [...] gdybym w tamtym czasie zrobił siłową lustrację, bo po pierwsze, nie byliśmy przygotowani, nie mieliśmy odpowiednich kadr, po drugie, agenci mnie podpuszczali. Nawet dzisiaj, po takich doświadczeniach, nie jesteśmy w stanie zrobić tego dobrze.
Czytałem gdzieś, że jeden z polskich ministrów spraw zagranicznych został odwołany ze swojego stanowiska gdy wyszło na jaw, że jest szantażowany przez osoby spoza Polski, że jeżeli będzie zbyt nieustępliwy w negocjacjach, to ujawnione zostaną dokumenty świadczące o tym, że w przeszłości współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. Jest to całkiem możliwe, bo przecież jeszcze za rządów Olszewskiego jeden z urzędników MSW publicznie oświadczył, że akta agentów zostały w minionych latach utrwalone na trzech kompletach mikrofilmów, z czego dwa są poza granicami Polski. Wiele osób podejrzewa, że najprawdopodobniej jeden komplet  tych mikrofilmów mają Rosjanie, a drugi — Niemcy. Gdziekolwiek one są, ich posiadacze mogą tych ludzi skutecznie szantażować. Nie zaradzimy temu inaczej, niż przez ujawnienie wszystkich akt wszystkich agentów PRL.

środa, 25 listopada 2009

Pandemia głupoty III

Pandemia nowej grypy może okazać się największą aferą korupcyjną naszych czasów.

[...] Zaniepokojenie wywołuje fakt, że wielu naukowców, zasiadających w różnych komitetach WHO, przedstawia się jako niezależni eksperci, a w istocie figurują na liście płac farmaceutycznych gigantów. [...] Choć naturalne środki zaradcze przeciw grypie, jak higiena i częste mycie rąk, mogą być skuteczniejsze, to w dokumentach WHO wspomina się o tym zaledwie kilka razy, podczas gdy o szczepionkach kilkadziesiąt.

[...] Wielu naukowców pracujących w WHO, ukrywa fakt otrzymywania pieniędzy od światowych gigantów farmaceutycznych.

[...] Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła stan pandemii pod naciskiem grupy ekspertów, na czele której stoi Albert Osterhaus, wirusolog z Erasmus Medical Center w Rotterdamie. [...] Otrzymuje on pieniądze od kilku firm farmaceutycznych produkujących szczepionkę na nową grypę.

Przeczytaj: Media: nowa grypa to farsa? Sensacyjne wyniki śledztwa

No cóż, niektórzy rozsądni ludzie podejrzewali, że w WHO też niektórzy kręcą lody. Wygląda na to, że mieli rację. Swoją drogą po aferze bankowej, która spowodowała cały obecny kryzys finansowy nie spodziewałem się, że tak szybko dowiemy się o jeszcze większej aferze.

Niektórzy starsi ludzie twierdzą, że świat schodzi na psy. Zawsze wydawało mi się, że to tylko takie gderanie starszych ludzi, którzy narzekają, że świat jest inny niż wtedy, gdy byli młodzi i piękni. Ostatnio niekiedy zastanawiam się, czy oni przypadkiem nie mają racji...

Pandemia głupoty II

Pisałem niedawno o wątpliwościach wokół świńskiej grypy. Od tamtego czasu mam wrażenie, że w Polsce panika grypowa nasila się — głównie za sprawą polityków opozycji (jest okazja dopieprzyć PO) oraz dziennikarzy (mają newsa). W całej tej wrzawie giną wypowiedzi lekarzy, że objawy tej świńskiej grypy są znacznie łagodniejsze, niż objawy zwykłej grypy.

Okazuje się również, że szczepionka przeciw świńskiej grypie budzi coraz więcej kontrowersji. Ostatnio władze Kanady wycofały część szczepionek, ponieważ wywoływały one niepokojące skutki. Światowa Organizacja Zdrowia mówi o „nietypowej liczbie reakcji alergicznych”.

sobota, 21 listopada 2009

Ekologiczny szwindel

Pod koniec lata pisałem o cyklu artykułów Mariusza Max Kolonko, w których udowadnia, że globalne ocieplenie jest bardziej ściemą lansowaną w celu zdobycia pieniędzy podatników, niż rzeczywistym zagrożeniem.

Zwolennicy tezy o wielkim ekologicznym oszustwie zyskali kolejne mocne argumenty. Jakiś haker wykradł 1079 maili i 72 dokumenty z największego ośrodka badań klimatycznych w Wielkiej Brytanii. Fakt włamania potwierdził szef tego ośrodka. Z wykradzionych danych wynika, że ośrodek ten tendencyjnie tak preparował dane, żeby wynikało z nich istnienie globalnego ocieplenia. „Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z największym skandalem naukowym naszych czasów
. Zamieszani są najwięksi klimatolodzy.


Więcej o tym skandalu można przeczytać w »tym artykule«. Są tam również odsyłacze do treści niektórych wykradzionych listów, w których autorzy otwartym tekstem piszą, jakich manipulacji danymi dopuścili się.

Podejrzewam, że sprawie ukręci się łeb. W tym celu poświęconych zostanie kilka kozłów ofiarnych, ale przecież — zgodnie z oficjalnie obowiązującą propagandą — co do globalnego ocieplenia nie ma żadnych wątpliwości. Naukowców, którzy próbują udowadniać co innego nadal się nie dopuszcza do mediów. Jeżeli czasem któremuś uda się coś w mediach ogłosić, najczęściej albo zbywa się go lekceważącym milczeniem, albo zwyczajnie ośmiesza. Wydaje się jednak, że teoria globalnego ocieplenia coraz trudniej się broni.

Przez niemal 10 lat silnym argumentem zwolenników teorii ocieplenia był systematyczny, szybki wzrost średnich rocznych temperatur, zwłaszcza w Europie. Kilka lat temu to zjawisko samo ustąpiło. Spowodowało to niezłą konsternację klimatologów. Ostatnio tłumaczy się to (rozsądnie) tym, że dawniej w dużej części Europy (tej pod kontrolą ZSRR) fabryki i elektrownie dymiły na potęgę. Około 15 lat temu we wszystkich tych krajach najbardziej dymiące przedsiębiorstwa pozamykano, albo zainstalowano porządne filtry. W efekcie oczyściło się powietrze. Mniej dymu w powietrzy spowodowało, że znacznie mniej jest chmur, które odbijają promieniowanie słoneczne. Innymi słowy przyczyną tego gwałtownego ocieplenia było oczyszczenie powietrza.

Nie znaczy to oczywiście, że zanieczyszczone powietrze było czymś pozytywnym. Po prostu mamy teraz normalną temperaturę.

Rządzą nami agenci

Niecałe dwa miesiące temu pisałem, że wiele wskazuje na to, że Polską rządzą (byłe?) służby specjalne. W tym samym duchu napisał ostatnio Rafał Ziemkiewicz na swoim blogu w Rzeczpospolitej. Przywołuje oficjalną wypowiedź generała Czesława Kiszczaka, który między innymi był ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Mazowieckiego.
W 1989 roku przychodzili do mnie, jako do szefa MSW, działacze opozycji, którzy byli tajnymi współpracownikami SB, wywiadu i kontrwywiadu. Naciskałem na guzik. Odbierał szef biura, w skład którego wchodziły archiwa. Prosiłem o przyniesienie teczki. Następnie dawałem ją mojemu gościowi. A on na zapleczu gabinetu wrzucał dokumenty do niszczarki.

[...] na pytanie „Kim były te osoby?” były szef bezpieki odpowiada: Porządni ludzie − działacze, politycy. Niektórych do dziś oglądam w telewizji.

Trudno o bardziej cyniczne podsumowanie minionego dwudziestolecia. Wieloletni szef komunistycznego aparatu przemocy, zbrodni i łamania ludzi wystawia świadectwo moralności tym, którym oddał władzę − tajnym współpracownikom SB, wywiadu i kontrwywiadu: „bardzo porządni ludzie”. A ci, którym oddał władzę, wystawiają świadectwo moralności jemu: „człowiek honoru”.
To tylko kilka fragmentów. Warto przeczytać cały artykuł.

piątek, 20 listopada 2009

Wszystko dla naszego dobra IV

Przeczytałem właśnie, że znaczną większością głosów Sejm przyjął ustawę hazardową. Powinniśmy się chyba cieszyć, bo to przecież dla naszego dobra. Gdyby nie ta ustawa, to  z pewnością przepuścilibyśmy na hazard wszystko, co zarobimy.

Ciekawe, że zanim Sejm zdążył uchwalić tę ustawę, właściciele jednorękich bandytów znaleźli sposób na jej obejście.

Nie znam treści tej ustawy. Skoro jednak wybrańcy narodu tak bardzo pragną nas uchronić od pokusy hazardu, to z pewnością zakazali również działalności Lotto. Z rzadka kupuję jeden los w którymś z punktów tej firmy. Nie raz widziałem, że losy kupowały tam osoby z całą pewnością nie będące nawet pełnoletnimi. Zdecydowanie powinno się zamknąć to wszechobecne źródło pokusy dla młodocianych i dorosłych hazardzistów!

Ciekawe, czy posłowie opracowując tę ustawę hazardową uwzględnili również i to, że — jak dobitnie wykazał Robert Gwiazdowski — gra na giełdzie ma charakter hazardowy.

Jeszcze ustawa nie została uchwalona, a okazuje się, że można ją łatwo obejść i jakoś tak wybiórczo działa. Ciekawe — głupota posłów czy może raczej skuteczny lobbing którejś z zainteresowanych stron? Tego oczywiście oficjalnie nie wiadomo… Jedyne, co wydaje się być pewne, to jakich polityków naród sobie wybrał, taką ustawę mu zmajstrowali.

Jeżeli chcesz przeczytać rzetelną analizę afery hazardowej, przeczytaj cykl artykułów na ten temat na blogu Kataryny.

Postępy demokracji

Po podpisaniu Traktatu Lizbońskiego przez prezydenta Czech, Wacława Klasusa, powstało nowe państwo o nazwie Unia Europejska. Wprawdzie oficjalni propagandziści twierdzą, że to nie jest żadne państwo. No cóż… co to w takim razie jest, skoro ma swojego prezydenta oraz ministra spraw zagranicznych? Ma też swoją Policję, a Siły Szybkiego Reagowania mają być przekształcone w armię. Nie wątpię, że jest tylko kwestią czasu, gdy powstaną i inne stanowiska ministerialne. Przecież Unią rządzą biurokraci, a nieubłaganym prawem każdej biurokracji jest ciągłe rozmnażanie się poprzez tworzenie nowych stanowisk.

W tym nowym państwie nie ma ani jednego polityka bądź propagandzisty, który nie potrafiłby gładko i bez najmniejszego zająknięcia mówić o tym, jaka to demokratyczna jest ta Unia. A jak to wygląda w praktyce?

Unią kierują Komisarze (ministrowie UE). Komisarzami zostawali różni ludzie nie w wyniku jakichkolwiek wyborów, tylko w wyniku targowania się poszczególnych rządów. Istnieje również Parlament Europejski. Nie śledzę tego zbyt uważnie i być może ostatnio coś się w tym zakresie zmieniło. Jeszcze niedawno Komisarze traktowali decyzje Parlamentu jako zalecenia. Nie byli jednak tymi zaleceniami do niczego zobligowani. Innymi słowy, rządzili jak chcieli, a ten cały Parlament był tylko rodzajem listka figowego dla ciemnego tłumu.

Teraz, gdy na naszych oczach powstaje nowe państwo (Unia Europejska staje się państwem w świetle prawa międzynarodowego), są nowe stanowiska do obsadzenia: stanowisko prezydenta oraz ministra spraw zagranicznych. Oczywiście o żadnych demokratycznych wyborach na te stanowiska nikt nawet nie pomyślał. Polska zaproponowała, żeby choć pozory zachować i publicznie wysłuchać zamierzeń kandydatów przed ich wyborem. Pozostałe kraje wybiły nam to z głowy i Polska oficjalnie wycofała się z tego pomysłu. W tych okolicznościach nic już nie przeszkadzało w sprawnym wybraniu osób, które będą pełnić te zaszczytne funkcje. Decyzje zapadły na wieczornej kolacji podczas szczytu w Brukseli.

Ostatnio słyszałem w radio, że w Unii zawsze tak było, że w przypadku jakichkolwiek trudnych sytuacji wiążące decyzje podejmowano nieformalnie, podczas prywatnych spotkań w prywatnych domach polityków.

Najwidoczniej co mądrzejsi politycy doskonale wiedzą, że demokracja jest systemem niewydolnym.

wtorek, 17 listopada 2009

Cywilizacji śmierci postępuje

Jeden z francuskich szpitali został pozwany za to, że uratował dziecko od śmierci. Po 20 minutach reanimowania niemowlęcia lekarzom udało się przywrócić akcję serca. Okazało się jednak, że niedotlenienie mózgu w tym czasie spowodowało, że 7-letni obecnie chłopak jest ciężko upośledzony fizycznie i umysłowo. Ojciec dziecka pozwał szpital, powołując się na „nieuzasadniony upór” lekarzy prowadzących akcję reanimacyjną. Wysokość odszkodowania, jakie szpital będzie musiał wypłacić, zależeć będzie od wyników trwających właśnie ekspertyz.

W zasadzie wszyscy się zgadzamy, że życie ludzkie należy chronić z wielką starannością i zaangażowaniem. Jednak w takich jak ten przypadkach wielu ludzi zastanawia się, czy nie lepiej byłoby pozwolić temu dziecku umrzeć. Być może byłoby to dla niego lepsze. Być może…

Zastanówmy się jednak nad konsekwencjami tej sprawy. Szpital przegrał proces za to, że starał się chronić ludzkie życie. Na pewno odbije się to na lekarzach, na ich podejściu do swoich obowiązków w przyszłości. Ile razy w przyszłości lekarze zaniechają „uporczywych” prób ratowania pacjentów, żeby nie narażać się więcej na podobne przykrości?

Rozumiem rozpacz rodziców, którzy na co dzień muszą się opiekować ciężko upośledzonym dzieckiem. Jednak czy sąd wydając wyrok skazujący lekarzy nie zrobił znacznie większej szkody?

poniedziałek, 16 listopada 2009

Wszystko dla naszego dobra III

Niedawno pisałem, że demokracja jest kalekim systemem — między innymi dlatego, że promuje wyborców przeciętniaków. Ci wyborcy przeciętniacy wybierają, parlamentarzystów przeciętniaków — w najlepszym razie. Nie spodziewałem się, że życie tak szybko podsumie mi kolejny przykład potwierdzający tę tezę.

Przeczytałem właśnie, że poseł PiS Waldermar Andzel zabiega, żeby solaria obowiązkowo rejestrowały imiennie wszystkich klientów. Uzasadnia to tym, że być może za kilkadziesiąt lat klienci solariów będą masowo wytaczać salonom sprawy cywilne na wzór dzisiejszych sądowych zmagań palaczy z koncernami tytoniowymi. Ewidencja klientów pomogłaby zabezpieczyć dowody.

W ciągu kilkudziesięciu lat mojego dorosłego życia czytałem już artykuły o szkodliwości różnych rzeczy. Za każdym razem zawarte w tych artykułach tezy poparte były badaniami naukowymi oraz przeważnie nazwiskami konkretnych naukowców. Z tego, co pamiętam, szkodliwe są między innymi:
  • alkohol
  • papierosy (niektórzy naukowcy twierdzą, że szkodzą bardziej niż lekkie narkotyki)
  • słodziki (np. aspartan dodawany do większości napojów i wielu przetworów)
  • mięso (zwłaszcza gdy go brakowało w sklepach)
  • masło (jak wyżej)
  • masło roślinne (badania były zdaje się sponsorowane przez producentów masła zwierzęcego, co oczywiście nie musi oznaczać, że nie były przeprowadzone rzetelnie)
  • miks masła zwierzęcego i roślinnego
  • pączki (bo wsiąka do nich zbyt dużo tłuszczu)
  • kawa (m. in. wypłukuje magnez z organizmu; chyba witaminę B również)
  • herbata (bo wysusza jelita, jeżeli dobrze pamiętam)
  • chipsy
  • hamburgery (nie wiem, czy były badania naukowe; jeden facet omal nie umarł, gdy przez miesiąc żywił się wyłącznie w McDonalds — był o tym kiedyś film dokumentalny)
  • wody gazowane
  • wszelkie napoje słodzone cukrem (ostatnio któryś z posłów chce obłożyć je dodatkową akcyzą z powodu szkodliwości cukru)
  • olej rzepakowy (podobno nadaje się tylko do maszyn, nie do jedzenia)
  • posiłki typu instant, takie jak zupy w proszku, chińskie zupki itp.
  • kurczaki (są mocno nafaszerowane antybiotykami i hormonami wzrostu; szczególnie niebezpieczne dla dzieci, zwłaszcza dla dziewczynek)
  • wędliny (są nafaszerowane saletrą i chyba glonami; coś muszą dodawać, żeby z 1 kg mięsa zrobić 2,5 kg wędlin)
  • soja (sama w sobie nie jest zła, ale dodaje się ją dosłownie do wszystkiego i w efekcie chcąc nie chcąc zjadamy jej za dużo)
  • sól (chyba podnosi ciśnienie)
  • jogurty (bo ich produkcja powoduje, że cząsteczki czegoś-tam w nich zawartego są zbyt małe i przenikają gdzieś-tam do naszego organizmu, w efekcie czego jedząc jogurty tyjemy)
  • cukierki (niszczą zęby dzieciom, poza tym od cukru się tyje)
  • napoje typu Red Bull (czytałem gdzieś niedawno, jakie mogą powodować spustoszenia w organizmie człowieka)
Pisząc ten tekst nie przypominam sobie innych szkodliwych produktów.  Z całą pewnością  lista szkodliwych rzeczy jest znacznie dłuższa. Jeżeli pan poseł chce być konsekwentny, to powinien również zażądać imiennego ewidencjonowania nabywców wszystkich tych produktów. Ich szkodliwość została przecież udowodniona naukowo. Być może za jakiś czas konsumenci tych produktów będą chcieli masowo skarżyć ich producentów o uszczerbek na zdrowiu spowodowany tymi produktami. Taka szczegółowa ewidencja pomogłaby zabezpieczyć dowody na potrzeby ewentualnych przyszłych procesów.

Kiedyś któryś z polityków zaproponował, żeby wszyscy kandydaci na parlamentarzystów przechodzili obowiązkowe badania psychiatryczne. Może to nie jest taki głupi pomysł, jak się wtedy wydawało. Może psycholodzy potrafią jakoś zmierzyć zdrowy rozsądek.

niedziela, 15 listopada 2009

Pandemia głupoty

Rzecznik Praw Obywatelskich zaszantażował ostatnio panią minister zdrowia, że jeżeli ta nie kupi szczepionek przeciwko świńskiej grypie, to poskarży się na nią. O ile dobrze się orientuję, pani minister nie uległa szantażowi — i bardzo dobrze!

W mediach nie zobaczycie ani nie usłyszycie o tym zbyt wiele, ale naukowcy nie są jednomyślni co do wielkości zagrożenia tą grypą. Wielu lekarzy twierdzi, że ludzie, którzy na nią zachorowali, mają znacznie łagodniejsze objawy, niż w przypadku zwykłej grypy sezonowej. Wiele zdaje się wskazywać, że świńska grypa jest znacznie mniej groźna od zwykłej grypy sezonowej.

Zdaje mi się, że pana Rzecznika sprowokowała do działania informacja, że w Polsce zmarł jeden pan, który zachorował na tę świńską grypę. Jednak z informacji, którą słyszałem w radio wynikałoby, że ten pan nie zmarł na grypę, tylko na powikłania wynikające z jednoczesnego zachorowania na grypę i na zapalenie płuc.

Czytałem gdzieś niedawno, że w Polsce średnio każdego roku umiera 18 tys. ludzi z powodu powikłań po zwykłej grypie sezonowej. Niemal wszystkie te przypadki to ludzie, którzy zachorowali na grypę i jednocześnie na jakąś inną jeszcze chorobę. Nie panikujemy z powodu 18 tysięcy zgonów, a wpadamy w panikę z powodu jednego??? To najlepiej ilustruje, jak większość ludzi jest podatna na manipulacje medialne, jak bezkrytycznie wierzy we wszystko, co usłyszy lub zobaczy w telewizji (lub w radio).

Dużą część tej paniki powodują doniesienia z Ukrainy. Rzadko jednak w tych informacjach dodaje się, że tam wprawdzie umarło około 250 osób, ale nie na świńską grypę tylko z powodu problemów z drogami oddechowymi. Na dobrą sprawę nawet nie wiadomo, na co ci ludzie umarli! Poza tym na Ukrainie w styczniu będą wybory i zarówno premier Tymoszenko, jak i prezydent Juszczenko swobodnie manipulują informacjami o liczbie zachorowań — w zależności od bieżących potrzeb kampanii wyborczej. Na przykład chcąc pokazać, jak szybko rozprzestrzenia się epidemia, porównuje się tam liczbę nowych chorych z niedzieli (gdy przychodnie są nieczynne) z danymi z poniedziałku (gdy do przychodni przychodzą wszyscy, którzy zachorowali w weekend).

Jeżeli nie przekonują cię powyższe argumenty, obejrzyj sobie ten wykres. Przedstawia on liczbę zgonów na świecie na różne choroby (tylko te popularniejsze). Nie mam pewności, czy przedstawione na tym wykresie dane są prawdziwe ani skąd one się wzięły. W każdym razie ja w tę świńską grypę wierzę tak samo mocno, jak w tę ptasią. Czy nadal boisz się pandemii ptasiej grypy? Jeżeli tak, to spróbuj zaszczepić się na nią. Nie sprawdzałem, bo mnie to zupełnie nie interesuje, ale podobno nie można tej szczepionki dostać w żadnej aptece. Bynajmniej nie dlatego, że została wykupiona przez panikujących ludzi.

Ciekawe, pandemia jakiej grypy zostanie ogłoszona za dwa lub trzy lata… A może w pandemie grypy już nikt nie będzie wierzył i trzeba będzie ogłosić pandemię anginy lub kataru. Najfajniejsza byłaby pandemia chrypy. Pewna znajoma twierdzi, że zachrypnięty facet ma taki fajny, seksowny głos… ;-)

Im dłużej rządzą, tym gorzej dla Polski

[...] od Peerelu nie było w polskich mediach takiego festiwalu propagandy sukcesu, jaki trwa od momentu dojścia do władzy przed dwoma laty Donalda Tuska. 

[...] na półmetku rządów Tuska trudno znaleźć jakiekolwiek sukcesy.

[...] Likwidacja zezwoleń budowlanych była zwykłym [...] propagandowym picem, gdyż dotychczasowe zezwolenia po prostu przemianowano na „zgody”, jeszcze bardziej komplikując procedurę ich udzielania.

Podobnym oszustwem okazało się rzekome ograniczenie liczby kontroli w firmie; za sprawą jednego słowa w ustawie [...] ograniczono tylko liczbę kontroli „jednoczesnych”.

Nawet obiecywane od lat i w końcu otrąbione triumfalnie „jedno okienko” [...] okazało się [...] znajdować się w czterech urzędach.

Obietnice ulżenia przedsiębiorcom należą do tych, o których partia Tuska po dojściu do władzy całkowicie zapomniała. Do tej kategorii należy zaliczyć także reformy służby zdrowia oraz finansów.

[...] Chyba największą spowodowaną przez obecny rząd katastrofą [...] jest kompletna destrukcja armii. [...] Armia teoretycznie stutysięczna jest więc w stanie wystawić „prawdziwego” wojska nie więcej niż 3 tysiące.
To tylko niektóre fragmenty niezwykle interesującego, jak zwykle, artykułu Rafała Ziemkiewucza, zatytułowanego „Pasmo sukcesów, czyli katastrofa”. Namawiam do przeczytania tego artykułu!

piątek, 13 listopada 2009

Alternatywa demokracji

W poprzednim wpisie wykazywałem, że demokracja jest systemem kalekim, skazanym na porażkę. Podobnie jak socjalizm czy komunizm — jest to ładna, ale nierealna idea.

Lepsza demokracja

Jaki system byłby lepszy od demokracji? Jest kilka możliwości. Mnie się wydaje, że znacznie lepszy byłby system, który nazywam demokracją ważoną. Jest to taka modyfikacja demokracji, w której głosy różnych ludzi mają różne wagi (nie są jednakowo ważne).

Na przykład w USA obowiązywał kiedyś system, w którym najbiedniejsi w ogóle nie płacili podatków, ale też nie mieli prawa głosu. Można to prosto uzasadnić: jeżeli jesteś wystarczająco mądry, żeby zadbać o siebie, masz wystarczające kwalifikacje do wyboru ludzi, którzy zadbają o przyszłość kraju?

Można też przyjąć zasadę, że im ktoś ma wyższe wykształcenie, tym jego głos ma większe znaczenie. W dzisiejszych skomputeryzowanych czasach nie byłoby z tym żadnego problemu.  Można by na przykład przyjąć zasadę, że głos osób bez matury liczy się jak pojedynczy głos, jeżeli ktoś ma maturę, to jego głos liczy się jako półtora głosu, a dla osób z wyższym wykształceniem głos jest mnożony przez dwa. Im ktoś ma wyższe wykształcenie, tym większa jest szansa, że ma jakiekolwiek pojęcie o sensownych kryteriach wyboru najlepszych posłów.

Wprowadzenie kryterium wykształcenia nie jest żadnym problemem. Wystarczyłoby zrobić referendum, w którym pytano by, czy zgadzasz się, żeby głos ludzi inteligentnych miał większe znaczenie? Czy znacie kogoś, kto myśli o sobie, że nie jest inteligentny? Wszyscy by to poparli! Reszta byłaby tylko praktyczną realizacją woli obywateli wyrażonych w referendum. A że potem okazało by się, że niektórzy okazali się nie być aż tak bardzo inteligentni, jak im się wcześniej wydawało — no cóż…

Usprawnienie obecnego systemu

Jeżeli firma przyjmuje kogoś na stanowisko dyrektora, to nikogo nie razi, że zwraca się uwagę na kwalifikacje kandydatów. Dlaczego nie miałoby być tak samo w przypadku wyborców? Nie każdy ma jednakowe kwalifikacje (wiedzę o ekonomii, prawie czy polityce) do wybierania osób, które będą kierować krajem.

Jeżeli kogoś jednak razi nierówne traktowanie obywateli pod tym względem, nadal łatwo można poprawić obowiązujący w Polsce system wyborczy. Wystarczy wprowadzić jednomandatowe okręgi wyborcze. Polega to na tym, że cały kraj dzieli się na tyle okręgów wyborczych, ilu chcemy mieć posłów. Posłem zostają te osoby, które w danym okręgu uzyskały najwięcej głosów. Szefowie partii nie mają tutaj nic do gadania. Jeżeli w trakcie kadencji zdarzy się, że z jakiegoś powodu ta osoba nie może być nadal posłem, to na jej miejsce automatycznie wchodzi osoba druga na liście. Nie trzeba wydawać kupy pieniędzy na wybory uzupełniające.

Ten system ma wiele zalet. Przede wszystkim posłowie muszą liczyć się z opinią wyborców, a nie z opinią szefów partii. Poza tym najczęściej tak się składa, że drugi na liście jest kandydat konkurencyjnej partii. W tych okolicznościach koledzy posła z jego partii pilnują go, żeby nie popełnił jakiegoś głupstwa, bo wtedy wyleci z parlamentu, a na jego miejsce wejdzie poseł konkurencyjnej partii. Członkowie konkurencyjnej partii też patrzą posłom uważnie na ręce, bo jeżeli przyłapią kogoś na przekręcie, mogą na jego miejsce wprowadzić swojego człowieka.

Taki system nadal ma tę wadę, że premiuje wyborców przeciętniaków, ale przynajmniej posłowie bardziej się starają, liczą się z opinią wyborców, a politycy znacznie skuteczniej wzajemnie się kontrolują.

Demokracja w obecnej postaci jest tak karykaturalna, że coraz częściej jest to tylko fasada, za którą rzeczywiste decyzje podejmowane są w zupełnie inny sposób.

czwartek, 12 listopada 2009

Demokracja - kaleki system

Demokracja to taki system, w którym wszyscy mają taką samą siłę głosu. Czyli na przykład głos gościa, którego interesuje wyłącznie, gdzie by się można napić, jest tam samo ważny jak głoś profesora wyższej uczelni. Teoretycznie te skrajne głosy powinny się bilansować i w wyniku demokracji powinna powstać siła kierująca optymalnie rozwojem. Niestety, wydaje się, że życie nie jest takie proste.

Weźmy na przykład wybory do parlamentu. W ogólnokrajowych wyborach powinniśmy wybrać takich ludzi, którzy najmądrzej będą kierowali Polską, to znaczy będą uchwalać mądre przepisy prawa i będą starać się uzyskać dla Polski jak najwięcej korzyści na arenie międzynarodowej. Należałoby więc wybrać ludzi, którzy są dobrymi prawnikami — żeby uchwalali mądre prawo, lub mają dużą wiedzę ekonomiczną — żeby mądrze balansowali między rozsądnie wysokimi podatkami i wydatkami państwa, lub mieli dużą wiedzę o innych krajach — żeby potrafili walczyć o interesy Polski na arenie międzynarodowej.

Jak to wygląda w praktyce? Podobno mniej niż 5% Polaków czytuje artykuły lub zagląda na strony internetowe o polityce lub ekonomii. Większość Polaków w ogóle się tym nie interesuje. Gdy zbliżają się wybory, niektórzy stwierdzają, że powinni spełnić swój obywatelski obowiązek. Ale jak tu spełnić swój obowiązek, skoro nie ma się zielonego pojęcia ani o ekonomii, ani o polityce, ani o stosunkach międzynarodowych? Wiele znanych mi kobiet otwarcie przyznaje, że to jest problem męża — będą głosować na tę partię, którą mąż im wskaże (po co im prawa wyborcze?). Większość pozostałych kobiet i większość mężczyzn ogląda spoty wyborcze. Często mówią wprost, że zagłosują na tych, którzy będą najbardziej przekonujący. Nie zdają sobie oczywiście sprawy z tego, że de facto będą głosować na te partie, które zatrudnią lepszych fachowców od reklamowania proszku do prania. Bardziej przekonujący będą nie ci politycy, którzy mają lepszy program gospodarczy czy polityczni (bo o tym 95% wyborców nie ma zielonego pojęcia i ich to nudzi), lecz ci, którzy zostali lepiej wytrenowani przez speców od wizerunku w odpowiedniej gestykulacji i odpowiednim sterowaniu swoim głosem. Jeżeli nie wiesz, o czym przed chwilą napisałem, to poczytaj sobie trochę o mowie ciała itp.

Że mam rację, widać to najlepiej na przykładzie kilku ostatnich kampanii wyborczych. W spotach wyborczych w ogóle nie mówi się ani o ekonomii, ani o gospodarce. Są tylko lepiej lub gorzej wyreżyserowane scenki, których jedynym celem jest wywoływanie pozytywnych emocji w stosunku do reklamującej się partii i negatywnych emocji wobec konkurentów. Żadna spośród rządzących wymiennie partii (PO, PiS, SLD, PSL) nie przedstawia swojego programu, a tylko gładkie ogólniki. Jeżeli nawet padną jakieś konkrety — nigdy nie są realizowane.

Jak to wytłumaczyć? Albo te sondaże są sfałszowane, albo większość ludzi bezmyślnie przyjmuje do aprobującej wiadomości każdą bzdurę, którą im telewizja podsunie — byle było to podane odpowiednio sugestywnie (stąd te zażarte boje o władzę nad TV).

Oczywiście w każdym społeczeństwie jest niewielka mniejszość inteligentnych ludzi. Spośród tej mniejszości część ludzi idzie do polityki. Ludzie ci doskonale rozumieją, że cała ta demokracja to jest tylko taka bajeczka dla ciemnego ludu, żeby go łatwiej w ryzach trzymać. Dlatego w naprawdę ważnych sprawach nie bawią się w żadne demokracje.

Przykładem na to może być nasz program wyborczy. Większość ludzi prawdopodobnie nie ma zielonego pojęcia, że głosując na wybranego kandydata oddają głos nie na tę osobę, ale na partię, która tę osobę wpisała na listy wyborcze. Głosy na partię są sumowane i na tej podstawie określa się, ilu przedstawicieli będzie mieć dana partia w parlamencie. Kim w rzeczywistości będą posłowie, decydują zarządy poszczególnych partii. Chyba wszystkie partie stosują zasadę, że w pierwszej kolejności posłami zostają członkowie najwyższych władz partii. Dopiero w następnej kolejności dobierani są ci, na których ludzie głosowali. W efekcie posłem może zostać osoba, na którą oddano bardzo mało głosów, bo jest we władzach partii (to nie jest tylko teoretyczna możliwość!). Innymi słowy wybieramy ludzi cwanych w zdobywaniu władzy, ale niekoniecznie znających się na prawie czy ekonomii (przeważnie nie mających o tych sprawach zielonego pojęcia).

Jeszcze lepszym przykładem jest Unia Europejska. Tam nawet nie udają, że w istotnych sprawach kierują się jakąś demokracją. Jak wybierani są Komisarze Unii Europejskiej? Nie ma mowy o żadnych wyborach. O stanowiska targują się rządy poszczególnych państw członkowskich. Okazuje się jednak, że i tam są równi i równiejsi. W związku z wejściem w życie Traktatu Lizbońskiego powstają w Unii nowe stanowiska. Decyzje, kto je obejmie, zapadną w bardzo wąskim gronie przywódców dwóch-trzech najpotężniejszych państw.

Demokracja jako system rządzenia jest nieefektywna. Natomiast do trzymania w ryzach ciemnego ludu nadaje się doskonale.

wtorek, 10 listopada 2009

Wszystko dla naszego dobra II


Unia Europejska wydała podobno zalecenie, żeby w każdym samochodzie została zainstalowana tzw. czarna skrzynka. Ma ona rejestrować  wszystkie zdarzenia na 30 sekund przed wypadkiem i 15 sekund po nim. Urządzenie automatycznie zaalarmuje o wypadku służby drogowe i pogotowie. Takie skrzynki będą kosztować około 500 funtów (około 2350 zł).

No cóż, wydanie trochę ponad 2 tys. złotych nie wydaje się wygórowaną ceną za to, że będziemy się czuć bezpieczniejsi. Tak... będziemy się czuć bezpieczniejsi, ale czy będziemy bezpieczniejsi?

Warto zauważyć, że:
  • Skoro urządzenie może zapisać dane z 45 sekund, nie ma praktycznie żadnej przeszkody, żeby mogło zapisać z dowolnie długiego czasu, na przykład pół roku.
  • Jeżeli może zadzwonić na pogotowie, to może i na policję, albo od razy do automatycznego systemu wysyłki mandatów.
  • Jeżeli urządzenia będzie mogło automatycznie łączyć się ze służbami, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby co pewien czas automatycznie wysyłało informacje o położeniu samochodu. Teoretycznie mogłoby to wyeliminować kradzieże samochodów. Jestem jednak pewien, że złodzieje samochodów znajdą na to sposób. Nie to, co zwykli obywatele.
Ciekawe, kiedy do użytku wejdą urządzenia odczytujące nieprawomyślne intencje. Myślisz, że to niemożliwe? Ależ możliwe! Czytałem niedawno, że trwają już zaawansowane testy takich urządzeń. Mają wykrywać osoby o złych intencjach — na podstawie obrazu z kamer przemysłowych.

Wszystko to oczywiście dla naszego dobra. Kto nam jednak zagwarantuje, że pewnego dnia nie zostaną wykorzystane do zwalczania nieprawomyślnych obywateli? Nie wierzysz w to? A  czy wiesz, że gdy Hitler objął władzę, to też bardzo wielu ludzi w Europie (i nie tylko) było przekonanych, że dzięki temu nastąpi era pokoju?

poniedziałek, 9 listopada 2009

Wszystko dla naszego dobra

Obym nie miał racji!, ale... moim zdaniem Europa zmierza w kierunku systemu totalitarnego. Obywatele wielu państw są coraz intensywniej monitorowani. Podobno najbardziej inwigilowani są mieszkańcy Londynu. Szacuje się, że przeciętny Londyńczyk jest nagrywany 300 razy dziennie. Sic! Wszystko oczywiście dla dobra obywateli. Tak brzmi wersja oficjalna. A jaka jest rzeczywistość?

Londyńska policja dysponuje systemem ponad 10 tys. kamer. Na ten sprzęt i jego utrzymanie wydano dotychczas ponad 200 milionów funtów (niemal miliard złotych!). Efekty? Z przeprowadzonych ostatnio badań wynika, że wykrywalność sprawców przestępstw w dzielnicach naszpikowanych kamerami wcale nie jest wyższa niż w rejonach miasta, gdzie „elektronicznych oczu” nie zainstalowano.

W Polsce nie wydano jeszcze chyba aż tak dużych pieniędzy. Jednak monitoring i u nas intensywnie się rozwija. Oczywiście dla naszego dobra. Ciekawe, czy ktokolwiek bada jego efekty w Polsce. Nie mam na myśli oficjalnych statystyk policyjnych lub firm sprzedających tego typu systemy, tylko rzetelna badania. Nawet jeżeli by ktoś takie badania zrobił, nie sądzę, żeby zaniechano rozwoju systemów monitoringu. Lobby producentów i konserwatorów urządzeń monitoringu z pewnością tego dopilnuje.

Systemy monitoringu mogą automatycznie odczytać numer rejestracyjny samochodu łamiącego przepisy i automatycznie wysłać mandat właścicielowi samochodu. Mogą też rozpoznać twarz poszukiwanego przestępcy.

Wszystko to oczywiście dla naszego dobra. Jaką jednak mamy gwarancję, że pewnego dnia rząd nie wykorzysta tych systemów do zwalczania swoich przeciwników?

Szczepić czy nie szczepić

Oczywiście piszę o szczepieniu przeciw grypie. Mam wrażenie, że obecnie dominuje opinia, że należy szczepić. W sytuacji zmasowanej kampanii medialnej (nieformalnej) za szczepieniami, coraz więcej ludzi szczepi się na wszelki wypadek.

Kilka lat temu byłem świadkiem prywatnej rozmowy między pewną pielęgniarką i pewną lekarką. Pielęgniarka zapytała lekarkę, czy zaszczepiła już swoją rodzinę. Na to lekarka odpowiedziała spokojnie, że nie widzi takiej potrzeby. Uzasadniła to mniej więcej tak, że jeżeli organizm jest ogólnie rzecz biorąc zdrowy, silny i nie narażony na zwiększone ryzyko (np. poprzez pracę w szpitalu zakaźnym), to nie należy mu pomagać szczepieniami, bo w ten sposób osłabia się naturalne mechanizmy obronne organizmu. Zdrowy organizm sam powinien sobie poradzić z tego typu zagrożeniami. Być może nie było to dokładnie tak sformułowane, ale z pewnością taka była wymowa jej wypowiedzi.

Widziałem minę pielęgniarki. Nie uwierzyła lekarce. Nie zdziwiłem się zbytnio. Wydała całkiem sporo pieniędzy na zaszczepienie siebie, męża i dzieci. Psychologia dowodzi, że w takich sytuacjach ludzie mają skłonność wierzyć tylko tym argumentom, które świadczą o ich przezorności. Nie wierzą natomiast argumentom, z których można by wywnioskować, że popełnili głupstwo.

Właśnie znalazłem świeżą informację, że są dowody, że zaszczepienie się przeciwko zwykłej grypie sezonowej zwiększa szansę zachorowania na grypę świńską. Taką informację dla CBC News przekazał kanadyjski urzędnik do spraw zdrowia.

Być może osoby twierdzące, że cała ta grypowa panika jest sponsorowana przez koncerny farmaceutyczne, nie są jednak oszołomami.

niedziela, 8 listopada 2009

Cały naród walczy z hazardem

Nasz rząd dzielnie walczy z hazardem. Wszyscy obywatele powinni pomóc rządowi w tak zacnym dziele. Jak? Można na przykład wskazać inne miejsca, w których pleni się hazard. Jeżeli chcemy hazard wyplenić, to najlepiej od razu ze korzeniami — żebyśmy za jakiś czas nie musieli walczyć z nim od początku.

Jacek Jarecki opublikował w tym celu apel do rządu, zatytułowany „Szanowny Rządzie!”. Warto przeczytać!

Ja też dołączam do powyższego apelu. Dodatkowo apeluję do rządu, żeby jak najszybciej raczył wydać urzędowy ukaz zamykający Lotto. Sam oddałem się kilka dni temu hazardowi. Kupiłem los loterii Lotto (niestety, nie trafiłem ani jednej liczby). Na moją obronę dodam, że kupiłem tylko jeden los. Przy okazji zauważyłem, że wraz ze zmianą nazwy z Toto Lotek na Lotto cena za los wzrosła o 50%. Taka drastyczna podwyżka musi przecież spowodować zauważalne obniżenie poziomu życia biednych dzieci wszystkich hazardzistów Lotto! Kochany rządzie, w trosce o naszych milusińskich, zamknij to źródło hazardu.

Wartość sondaży

Od czasu do czasu partie polityczne robią różne sondaże. Potem powołując się na nie forsują różne rozwiązania. Co do mizernej wartości tych sondaży chyba nie ma wątpliwości nikt, kto choć trochę rozumie zasadę ich tworzenia. Dla tych, którzy nie są za mocni ze statystyki, Gazeta Wyborcza przygotowała przykład zrozumiały dla każdego, który używa swojego własnego mózgu do myślenia. Otóż GW przygotowała sondaż, w którym pytano Polaków, który polski polityk jest ich zdaniem najbardziej internetowy.

Według tego sondażu jednym z najbardziej internetowych polityków jest Donald Tusk. Ciekawe, bo on nie ma ani bloga, ani swojej strony internetowej.

Inną ciekawostką jest, że według tego sondażu najbardziej internetowym politykiem jest Janusz Palikot. Jego blog był otwierany ponad 5 i pół miliona razy. Natomiast w sondażu w ogóle nie zmieścił się Janusz Korwin Mikke, którego blog był otwierany ponad 28 milionów razy.

Ten przykład chyba najdobitniej pokazuje, jak sondażami można manipulować.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...