Strona główna

poniedziałek, 22 lutego 2010

Imperia nie trwają wieczne

Jak wiemy z historii, Polska była kiedyś jednym z największych i najpotężniejszych państw Europy. Jest to stosunkowo odległa historia. Jak wiemy z historii, w różnych okresach istniały różne imperia, które dawno już przestały być imperiami. Ostatnie z takich historycznych imperiów, imperium brytyjskie, swój okres największej świetności miało na przełomie XIX i XX wieku. Obecnie istniejące imperia też nie będą zapewne trwać wiecznie.

Kilkanaście lat temu wydawało się, że jesteśmy świadkami końca imperium rosyjskiego. Obecnie wydaje się, że po okresie kryzysu imperium to trwa nadal. Kilkanaście lat temu wydawało się, że imperium amerykańskie jest niezagrożone. Tymczasem obecnie staje się to coraz bardziej wątpliwe.

Ron Paul, członek amerykańskiego Kongresu (kandydował na prezydenta USA) za jeden z największych problemów, z którymi musi uporać się USA, uznał wciąż wzrastający deficyt budżetowy. Uważa, że państwu grozi również kryzys walutowy, który spowoduje spadek zaufania do dolara.

Tymczasem obecny lewicowy prezydent USA, Barack Obama, próbuje stymulować gospodarkę pompując w nią pieniądze odebrane wcześniej ludziom w formie podatków (lub dodrukowując je). Ciekawe, że tylko 6% Amerykanów wierzy, że te działania przyniosą dobre efekty. To nawet mniej, niż liczba Amerykanów wierzących, że Elvis Presley nadal żyje (wierzy w to 7% Amerykanów). Wielu uważa, że jedynymi tego beneficjentami są banki.

Ron Paul może mieć tym bardziej rację, że jak wiadomo, najwięcej amerykańskich obligacji mają Chiny. Ostatnio Chiny sprzedały amerykańskie obligacje o wartości 34 miliardów dolarów. Spowodowane to jest zaniepokojeniem o stan gospodarki USA i niestabilnością dolara. Sprzedaż obligacji o tak znacznej wartości z pewnością nie pomogła dolarowi.

Sądzę, że zbyt wcześnie ogłaszać koniec amerykańskiego imperium. Niewątpliwie jest ono obecnie w stanie silnego kryzysu. Pewnie za kilka lat przekonamy się, czy ten kryzys spowoduje spadek znaczenia USA. Jedno wydaje się coraz pewniejsze: na naszych oczach powstaje imperium chińskie.

sobota, 20 lutego 2010

Serce i rozum

Dzieci są naszą przyszłością. Dla nich gotowi jesteśmy poświęcić bardzo dużo. Powinniśmy o nie dbać. Dla ich dobra, dzieci powinny pierwsze lata życia spędzić pod czujnym okiem mamy (i taty). Każda matka powinna mieć możliwość zajęcia się swoimi dziećmi przynajmniej przez pierwsze kilka lat ich życia. Żeby mogła godnie żyć, państwo powinno zapewnić każdej matce odpowiednio wysoki zasiłek macierzyński.

Tata też jest bardzo ważny dla prawidłowego emocjonalnego rozwoju dziecka. Dobrze byłoby, gdyby tata też mógł poświęcić się swoim dzieciom. Państwo powinno zapewnić obojgu rodziców takie zasiłki, żeby mogli zająć się swoimi dziećmi, żyjąc na godziwym poziomie.

Czyż to nie brzmi wspaniale? Czyż nie byłoby wspaniale, gdyby każda mama lub tata, lub oboje, mogli zostać w domu ze swoimi dziećmi — na przykład przez pierwsze dwa lata życia dziecka? Wystarczyłoby tylko, żeby państwo zapewniło im godziwy zasiłek. Myślę, że partia, która by w najbliższych wyborach uwypukliła taki punkt w swoim programie, miałaby dużo większe szanse na zdobycie większości miejsc w parlamencie.

Zastanówmy się jednak, skąd państwo miałoby wziąć pieniądze na takie zasiłki. Część pewnie stwierdziłaby, że państwo może wydrukować więcej pieniędzy! Ano może, ale — jak wiadomo — w krótkim czasie doprowadziłoby to do większej inflacji, czyli taka sama ilość pieniędzy miałaby mniejszą wartość. W efekcie nikt by nie zyskał, a wszyscy by stracili.

Jedynym źródłem pieniędzy, jakimi może dysponować państwo, są nasze podatki. Państwo odbiera nam część naszych zarobków w formie podatków. Niektórzy obliczają, że państwo odbiera nam w ten sposób około 80% naszych dochodów (w formie podatków bezpośrednich i pośrednich). Z tych pieniędzy państwo musi najpierw opłacić pensje pracowników zajmujących się ściąganiem podatków, wybudować dla nich biurowce, zapłacić za ich ogrzewanie i oświetlenie, ciągle inwestować w sprzęt (komputery itp.). To, co zostanie, państwo może podzielić między ludzi w formie różnorakich zapomóg, dotacji i ulg. Oczywiście jest do tego potrzebna kolejna armia urzędników, którym trzeba najpierw z tych pieniędzy dać pensje, biurka, komputery, i tym podobne.

Problem polega na tym, że aby państwo mogło więcej dać jednym (np. w formie dotacji, ulg, …), najpierw musi znacznie więcej zabrać innym, albo i tym samym. Bo przecież matka opiekująca się dziećmi chodzi na zakupy. Każdy, kto przyjrzy się dowolnemu paragonowi, zauważy, że od każdego zakupionego w sklepie produktu płacimy państwu kolejny podatek.

Sensowność wydawania pieniędzy przez państwo podważa również psychologia. Wiadomo, że swoimi własnymi pieniędzmi każdy zarządza raczej rozsądnie. Urzędnicy nie decydują o wydawaniu własnych pieniędzy. Dlatego wydając nie własne (bo państwowe, czyli niczyje) pieniądze podejmują dużo więcej lekkomyślnych bądź nieprzemyślanych decyzji (pomijając ewidentne przekręty).

Wielu ludzi nie rozumie tych argumentów. Może dlatego, że wielu ludzi jest po prostu na bakier z logiką, nie wspominając o braku elementarnej wiedzy z ekonomii. Do takich ludzi łatwo docierają argumenty, że są gnębieni, i że potrzebują kogoś, kto będzie ich bronił. Efektem takiego myślenia są między innymi związki zawodowe.

Zgodnie z ustawą o związkach zawodowych, przedsiębiorca prywatny lub państwowy musi zapewnić związkom zawodowym między innymi pomieszczenia i telefony oraz sfinansować pensje liderów związkowych. Co to właściwie znaczy, że ma zapewnić…? To znaczy, że ma im dać za darmo! Czy wiesz, ile nas kosztuje utrzymanie związków zawodowych? Okazuje się, na przykład 254 państwowe firmy wydają łącznie na zapewnienie związkom zawodowym… łącznie ponad 51 mln złotych. A to są tylko 254 państwowe firmy! Według GUS na koniec 2009 roku w Polsce były 3.742.673 przedsiębiorstwa. W skali kraju na utrzymanie związków zawodowych muszą być przeznaczane astronomiczne kwoty!

Możesz się ze mną zgadzać, możesz nie zgadzać. Zobacz jednak, jakie efekty przyniosły socjalne (socjalistyczne!) eksperymenty w USA.


piątek, 12 lutego 2010

Kryzys Euro

Stało się dokładnie to, co przewidywał świętej pa­mięci Milton Friedman, pisząc, że euro to czysto polityczny projekt przy­gotowany na słoneczne dni. Spłynie z pierwszym desz­czem.

Strach przed niewypła­cal­nością z Grecji przeniósł się na Portugalię, Włochy i Hiszpanię. Rząd w Atenach za samo ubezpieczenie kredytu płaci dziś 4,2 proc. wartości. Pieniądze coraz trudniej pożyczać też Austrii, zanurzonej po uszy w toksycznych bałkańsko-ukraińskich długach i Belgii z długami większymi niż Hiszpania.


Z pomocą będą musiały przyjść indywidualne rządy. Na to stać dziś tylko Niemcy i Francję. Ale i tu stąpamy po cienkim lodzie.  Twarde gwarancje wypłacalności dla bankrutującej Grecji to zachęta dla wielkich spekulantów. Stawką są setki miliardów — załamanie się całej strefy euro. Gra Georga Sorosa w 1992 r. na dewaluację funta sterlinga to przy tym jak babka z piasku przy torcie weselnym.

Euro przechodzi największy kryzys w swojej 11-letniej historii. Deficyt Grecji przekroczył 14% PKB, co stanowi 2% PKB całej strefy euro. W kolejce bankrutów ustawia się Portugalia z 12% PKB i Hiszpania z 11,4% deficytem, ale w skali całej Unii to już masakra. Giełdy od Wiednia po Lizbonę lecą na pysk.

Tymczasem prezydent UE Herman Van Rompuy martwi się, czy niemiecki robotnik dwa lata po tym, jak rzuci pracę, dalej będzie dostawał pensję. Czy Opel może produkować samochody, za które zapłacą podatnicy. Co zrobić, żeby Hiszpanka mogła dwa lata pozostawać na pełnopłatnym urlopie macierzyńskim. I żeby francuski urzędnik mógł już w czwartek wieczorem wyjechać za miasto w ramach programu 35-godzinny tydzień pracy.

W tym miejscu przypomina się Ronald Reagan, który na wieść, że francuski premier nie zezwala na przelot amerykańskich myśliwców mających zbombardować Libię, zapytał: „Gdzie oni znajdują tych dziwnych ludzi?”.

Powyższe fragmenty pochodzą z artykułu „Europy nie stać na miłość w czasach zarazy”, napisanego przez Tomasza Wróblewskiego. Zachęcam do przeczytania całego artykułu.

Mam jedną uwagę do artykułu. Moim z daniem w kolejce bankrutów autor zapomniał wymienić Polskę. Pewnie dlatego, że Polska nie jest jeszcze w strefie euro.

środa, 10 lutego 2010

Paradoksy prawa

Zorganizowana banda

Stu dobrze uzbrojonych pograniczników i policjantów, wspierani przez śmigłowiec, przeszukało 10 domów. W wyniku tej akcji zostało zatrzymanych 10 osób, w tym jeden Słowak. Są oskarżeni o:
  • tak zwany handel żywym towarem — sprowadzali panie ze wschodu, następnie zmuszali je do pracy w domach publicznych;
  • handel bronią i materiałami wybuchowymi — znaleziono karabiny, pistolety maszynowe oraz kilkaset sztuk amunicji;
  • handel narkotykami —znaleziono 1,5 kg amfetaminy oraz około 1000 tabletek ecstasy.
Sprawa ma charakter rozwojowy. Można się więc prawdopodobnie spodziewać dalszych aresztowań.



Włamanie

W Sieradzu włamano się do szpitalnego pomieszczenia gospodar­czego. Sprawcy wybili szyby w kilu drzwiach. Ukradli 16 jajek i kostkę masła, z których na miejscu usmażyli sobie jajecznicę.

Sprawcy nie zabrali ani nie uszkodzili żadnych wartościowych przedmiotów.



Kara

W pierwszej sprawie oskarżonym grozi 10 lat więzienia. Taka kara wydaje się być adekwatna do skali przestępstwa, zwłaszcza w przypadku recydywistów.

Bulwersujące jest, że w drugiej sprawie włamywaczom sprawcom również grozi 10 lat więzienia. Tymczasem wydaje się, że w tym przypadku adekwatną karą powinna być na przykład dwukrotna wartość poczynionych szkód  — do zapłacenia lub odpracowania na rzecz szpitala — oraz pouczenie, że do robienia jajecznicy należy stosować adekwatną ilość masła.

sobota, 6 lutego 2010

Ale o co chodzi?

Ostatnio w polskim Internecie nastąpiło pospolite ruszenie w obronie przed próbami cenzurowania Internetu. Po aferze hazardowej ustawa ta miała być dowodem, że rząd walczy z hazardem. W ramach walki z hazardem rząd chciał wprowadzić ustawę, w której zawarto jednocześnie dwa różne cele:
  1. przeciwdziałaniu pornografii dziecięcej w Internecie oraz
  2. walkę z hazardem w Internecie.
Aby realizować te cele, ma powstać Rejestr Stron Zakazanych, dostęp do których dostawcy Internetu będą mieć obowiązek blokować.

Nie ulega wątpliwości, że z pornografią dziecięcą trzeba walczyć, ale nie w ten sposób! Każdy, kto zna się na Internecie wie, że taki rejestr byłby całkowicie nieskuteczny.

Ja jednak zacząłem się zastanawiać, dlaczego właściwie mielibyśmy zwalczać hazard w Internecie? Dlaczego kupienie losu w Internecie miałoby być karalne, podczas gdy kupowanie losu w Lotto jest jak najbardziej legalne? Jedynym powód takiego rozgraniczenia, jaki przychodzi mi do głowy, są podatki. Hazard przez Internet tym się różni od hazardu w Lotto, że w przypadku Lotto haracz w postaci podatków pozostaje w Polsce, a w przypadku hazardu w Internecie właściwie nie wiadomo, gdzie te podatki będą płacone.

Nie daj sobie wmówić, że broniąc Internet przed próbami jego cenzurowania, stajesz się zwolennikiem pedofilii! Możesz przyczynić się do utrzymania wolności w Internecie, podpisując list do prezydenta RP, apelujący o zawetowanie tej ustawy. Podpisało go już 75 tysięcy internautów.

piątek, 5 lutego 2010

Cenzura Internetu


W jaki sposób można wprowadzić przepis, który prawdopodobnie nie będzie popularny? Najlepiej powiązać go z czymś, do czego większość ludzi jest przekonanych. Tak też postąpił rząd przygotowując ustawę, które de facto cenzuruje Internet. Oczywiście nie mówi się przy o cenzurowaniu Internetu. Za to mówi się dużo o walce z pedofilią oraz o zwalczaniu hazardu w Internecie.

Załóżmy przez chwilę, że możliwe byłoby blokowanie takich stron. W takim razie mam do was pytanie: czy dostajecie dużo spamu? Ja dostaję obecnie około 100 takich listów każdego dnia. Programy filtrujące spam czasem się mylą, więc mam zwyczaj przeglądania tematów tych listów przed ich usunięciem. Aby zablokować te wszystkie strony, trzeba by chyba zablokować większość serwerów w Chinach oraz połowie pozostałych krajów świata. Serwisów, o których mowa w ustawie rządowej, z całą pewnością nie da się zablokować!

Pomijając kwestię niewykonalności blokowania tego typu stron, moim zdaniem tak naprawdę problem wcale nie leży w procedurach wpisywaniu różnych stron do rejestru stron zakazanych. Problem jest zaufanie do urzędników. Politycy przez ostanie 20 lat systematycznie pracowali na to, abyśmy im nie ufali.

Nie ufamy wam, politycy! Nie ufamy, że prędzej czy później nie wykorzystacie tych mechanizmów do blokowania opozycji. Nie ufamy, że prędzej czy później nie użyjecie tego do zamykania ust niewygodnym blogerom itp.

Dlaczego mielibyśmy wam, politycy, ufać? Przecież od 20 lat nie ma roku, żeby nie wybuchły jakieś afery wśród najwyższych polityków? Dlaczego mielibyśmy ufać urzędnikom, skoro jeden z szefów jednej z tajnych agencji wykorzystuje w prywatnym procesie materiały zdobyte przez tę agencję (co zdaniem większości ekspertów jest nielegalne), a które agencja miała obowiązek dawno zniszczyć, ale tego nie zrobiła (co bez wątpienia jest nielegalne)!? Dlaczego mielibyśmy ufać sądom, skoro pomimo posiadania oryginałów własnoręcznie podpisanych donosów sąd uznaje, że podpisująca te donosy osoba nie była świadomym współpracownikiem służb specjalnych PRL? Jak mamy ufać politykom, skoro nawet debata premiera z internautami o cenzurze jest cenzurowana?

Nie jesteśmy zwolennikami pedofilii. Zdroworozsądkowo uważamy, że jeżeli ktoś chce zostać alkoholikiem, to żaden przepis go od tego nie odwiedzie, jeżeli ktoś chce zostać narkomanem, to znajdzie dostęp do narkotyków, a jeżeli ktoś chce oddać się hazardowi — zrobi to, choćbyśmy nie takie zabezpieczenia wprowadzili. Jesteśmy przeciwnikami cenzurowania Internetu w jakimkolwiek celu, bo jesteśmy przekonani, że zasłaniając się szlachetnymi celami chcecie zmniejszyć naszą wolność w celu łatwiejszego manipulowania nami.

Więcej informacji o akcji protestacyjnej jest na tej stronie internetowej.

Możesz też List Do Prezydenta RP w Sprawie Cenzury Internetu. Podpisało go już 75 tysięcy internautów.

czwartek, 4 lutego 2010

Cenzura

Na naszych oczach wraca cenzura. Oczywiście nie wprost. Przez ostatnie kilkanaście lat zrobiliśmy przecież postępy w psychologii społecznej czy socjologii. Wiemy, że bezpośrednie działania tego typu napotkają opór. Żeby je przeprowadzić bez większych problemów, trzeba je ładnie opakować — tak, żeby większość je gładko przyjęła czy wręcz nawet poparła.

Niestety, nie wszyscy bezmyślnie przyjmują do akceptującej wiadomości papkę spreparowaną na użytek ludu. Twórca poniższej parodii pisze tak (w komentarzu do tego filmu):
Byłem jednym z tych, którzy wybrali Premiera Tuska do Sejmu [...]. Ciągle mam nadzieję, że wycofa się z projektu cenzury i przeprosi. W przeciwnym razie NIE będę mógł wybrać go ponownie, ani zagłosować na któregokolwiek z polityków, którzy poprą projekt. Nie uważam, że rząd jest poza tym projektem idealny, ale cenzura jest przekroczeniem pewnej granicy, za którą przestaje mnie obchodzić czy rządzi PO, PiS czy SLD. [...] Nie jestem przekonany, czy ignorowanie własnej bazy wyborców okaże się politycznie mądrym posunięciem.


W tym filmie jest między innymi mowa o radiu Kontestacja. Jest to pierwsze w Polsce radio wolnościowe, które można słuchać przez Internet.

Stop patentom na oprogramowanie

System patentowy jest nadużywany, aby ograniczać kon­kurencję, przynosząc korzyści nielicznym i blokując innowacje.

W licznych poważnych naukowych i ekonomicznych opracowa­niach uzasadnia się, dlaczego należy wyeliminować patenty na oprogramowanie.

Z łatwością można się znaleźć w sytuacji nieświadomego naruszyciela patentu programistycznego.

W USA każdego roku traci się miliardy dolarów na spory sądowe o patenty programistyczne i nie są to tylko spory między producentami oprogramowania. Oskarżona może zostać dowolna firma - tylko dlatego, że ma stronę internetową.

stopsoftwarepatents.eu petition banner
Podpisz petycję

wtorek, 2 lutego 2010

Absurdy

Ciekawe, czy są jeszcze Polacy uważający, że jedynie wstą­pienie do Unii może nas ustrzec przed naszymi krajowymi absur­dami. Możliwe, że Unia ustrzeże nas przed niektórymi polskimi absurdami, ale za to ile nowych wprowadza…

Jakiś czas temu unijni urzędnicy stwierdzili, że marchewka jest owocem. Dlaczego? Po to, żeby Portugalczycy mogli legalnie pro­du­kować i sprzedawać drzem robiony z tego warzywa. Bo według unijnych przepisów drzem może być robiony wyłącznie z owoców. Po co komu taki przepis — nie wiem.

Niedawno czytałem gdzieś w Internecie entuzjastyczny artykuł włodarzy Poznania, że zarejestrowali w Unii rogale świętomarcińskie. Teraz, żeby legalnie można je było piec i sprzedawać, trzeba mieć certyfikat specjalnej kapituły. Oczywiście trzeba słono zapłacić za taki certyfikat. Efekt? Podobno rogale świętomarcińskie niemal całkowicie zniknęły z piekarń i cukierni w Poznaniu, a za to pojawiły się rogale świętego Marcina lub rogale marcińskie, lub rogale Marcina itp. Całkiem podobnie dzieje się z oscypkami. Kilkakrotnie widziałem już w sklepach coś, co wyglądało identycznie jak oscypek, ale nazywało się chyba ser owczy wędzony. Po co komu ta rejestracja produktów — nie wiem.

Dzisiaj przeczytałem, że według unijnych urzędników ślimak jest rybą lądową (sic!). Po co? Żeby Francuzi mogli dotować hodowlę ślimaków.

Ciekawe, jakie jeszcze bzdury wymyślą…

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...