Po podpisaniu Traktatu Lizbońskiego przez prezydenta Czech, Wacława Klasusa, powstało nowe państwo o nazwie Unia Europejska. Wprawdzie oficjalni propagandziści twierdzą, że to nie jest żadne państwo. No cóż… co to w takim razie jest, skoro ma swojego prezydenta oraz ministra spraw zagranicznych? Ma też swoją Policję, a Siły Szybkiego Reagowania mają być przekształcone w armię. Nie wątpię, że jest tylko kwestią czasu, gdy powstaną i inne stanowiska ministerialne. Przecież Unią rządzą biurokraci, a nieubłaganym prawem każdej biurokracji jest ciągłe rozmnażanie się poprzez tworzenie nowych stanowisk.
W tym nowym państwie nie ma ani jednego polityka bądź propagandzisty, który nie potrafiłby gładko i bez najmniejszego zająknięcia mówić o tym, jaka to demokratyczna jest ta Unia. A jak to wygląda w praktyce?
Unią kierują Komisarze (ministrowie UE). Komisarzami zostawali różni ludzie nie w wyniku jakichkolwiek wyborów, tylko w wyniku targowania się poszczególnych rządów. Istnieje również Parlament Europejski. Nie śledzę tego zbyt uważnie i być może ostatnio coś się w tym zakresie zmieniło. Jeszcze niedawno Komisarze traktowali decyzje Parlamentu jako zalecenia. Nie byli jednak tymi zaleceniami do niczego zobligowani. Innymi słowy, rządzili jak chcieli, a ten cały Parlament był tylko rodzajem listka figowego dla ciemnego tłumu.
Teraz, gdy na naszych oczach powstaje nowe państwo (Unia Europejska staje się państwem w świetle prawa międzynarodowego), są nowe stanowiska do obsadzenia: stanowisko prezydenta oraz ministra spraw zagranicznych. Oczywiście o żadnych demokratycznych wyborach na te stanowiska nikt nawet nie pomyślał. Polska zaproponowała, żeby choć pozory zachować i publicznie wysłuchać zamierzeń kandydatów przed ich wyborem. Pozostałe kraje wybiły nam to z głowy i Polska oficjalnie wycofała się z tego pomysłu. W tych okolicznościach nic już nie przeszkadzało w sprawnym wybraniu osób, które będą pełnić te zaszczytne funkcje. Decyzje zapadły na wieczornej kolacji podczas szczytu w Brukseli.
Ostatnio słyszałem w radio, że w Unii zawsze tak było, że w przypadku jakichkolwiek trudnych sytuacji wiążące decyzje podejmowano nieformalnie, podczas prywatnych spotkań w prywatnych domach polityków.
Najwidoczniej co mądrzejsi politycy doskonale wiedzą, że demokracja jest systemem niewydolnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz