Strona główna

sobota, 17 października 2009

Biurokracja a bezpieczeństwo na drogach

Ludzie o lewicowych poglądach nie ufają innym. Uważają więc, że niemal każdy aspekt ludzkiej działalności musi być kontrolowany przez jakiś urząd. Być może nie wyrażają tego przekonania wprost, ale takie są efekty ich działań  — powstaje coraz więcej urzędów. W tych urzędach pracują urzędnicy. Ludzie ci muszą się wykazać. Muszą udowadniać, że oni i ich urząd są potrzebne. W przeciwnym razie ktoś mógłby postanowić zatrudnić do urzędu innych urzędników (czyli dotychczasowi straciliby wygodną posadę) albo nawet zlikwidować cały urząd.

Chyba w każdej gminie istnieją urzędnicy, których zadaniem jest dbanie o drogi na terenie takiej gminy. Jak się taki urzędnik może wykazać? Najlepiej byłoby, gdyby mógł się wykazać dbając o remonty istniejących oraz budowę nowych dróg. Problem w tym, że to jest bardzo kosztowne i wielu gmin nie stać nawet na to, żeby porządnie wyremontować dotychczasowe drogi, nie wspominając o budowie nowych. Oczywiście jakieś remonty się robi, ale z braku pieniędzy w stopniu daleko niewystarczającym w stosunku do potrzeb. Widać więc, że nie jest to najlepszy sposób wykazania się przez odpowiedzialnego urzędnika.

Co jeszcze mógłby nasz biedny urzędnik zrobić? Może postawić więcej fotoradarów. Wydaje się, że przyniosłoby to dobre efekty. Media wielokrotnie donosiły, jak szybko gminom zwracają się wydatki na fotoradary. Gmina na tym zarobi, a przed społeczeństwem można się pięknie wykazać o bezpieczeństwo na drogach.

Niestety, życie nie jest takie proste. Urzędnik przecież nie jest durniem. Chce zachować obecne stanowisko nie tylko teraz, chce go mieć również w przyszłości. Doskonale wiec rozumie, że nie może przesadzać z tymi fotoradarami. Łatwo przewidzieć, że jeżeli sieć fotoradarów będzie zbyt szczelna, to wszyscy bez wyjątku zaczną jeździć z dopuszczalną przepisami prędkością, nawet jeżeli w wielu miejscach ograniczenia prędkości są absurdalnie niskie. Jeżeli wszyscy zaczną się stosować do przepisów, to cały zyski z fotoradarów wezmą w łeb. Nie dość, że gmina nie zarobi na nich, to jeszcze będzie musiała ponosić koszty ich konserwacji oraz koszty zatrudniania urzędnika lub urzędników do przeglądania zdjęć z fotoradarów.

Wydaje się, że z punktu widzenia urzędników, gminy osiągnęły optymalny stan nasycenia dróg fotoradarami. Większe ich zagęszczenie grozi spadkiem dochodów gmin z mandatów. Jak widać więc, nie tędy droga.

W jaki sposób w takim razie może się nasz urzędnik wykazać? Są jeszcze pewne możliwości. Można na przykład postawić nowe znaki drogowe — różne ostrzeżenia, nakazy, zakazy, ograniczenia. Koszt dla gminy niewielki, a urzędnik może się wykazać aktywnością.

Według portalu poboczem.pl, ilość znaków drogowych na polskich drogach dynamicznie rośnie. Na terenach pozamiejskich średnio napotkamy nowy znak co około 12 metrów, a na terenach zabudowanych co około 9 metrów. Oczywiście znaki nie są rozmieszczone równomiernie. Są odcinki, na których jest ich niewiele. Oznacza to, że w innych miejscach muszą stać stadami.

Zapewne dla większości z tych znaków można znaleźć uzasadnienie ich postawienia. Problem w tym, że kierowcy są zmuszani do wypatrywania tych wszystkich znaków, zamiast skupić się na sytuacji na drodze. W dodatku trzeba te wszystkie znaki wypatrywać wśród jeszcze większej liczby reklam przy drogach. Jest oczywiste, że odwracanie uwagi kierowców od sytuacji na jezdni musi powodować zwiększenie liczby wypadków. Ciekawe, czy ktoś badał tę zależność…

Czytałem kiedyś o pewnym eksperymencie. W jednym z miasteczek w Szwajcarii usunięto wszystkie znaki drogowe. Okazało się, że wcale nie spowodowało to zwiększenia liczby wypadków. Wręcz przeciwnie! Kierowcy pozbawieni wskazówek, jeżdżą tam wolniej, ostrożniej. Może to jest dobrym rozwiązaniem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...