Strona główna

sobota, 28 stycznia 2012

O co chodzi naprawdę

Praktycznie w całej Polsce nadal trwają protesty przeciwko umowie ACTA. Słyszałem w jakiejś radiowej audycji, że protesty odbyły się w co najmniej osiemdziesięciu miastach w Polsce. Wzięły w nich udział tysiące ludzi. Mimo tych protestów polski rząd zdecydował się podpisać tę umowę. Ze strony rządowej i sprzyjających mu mediów padały głosy, że przecież nie możemy być jedynym krajem w Europie, który nie podpisał tej umowy. Tymczasem zdaje się, że jesteśmy jedynym krajem w Europie, który podpisał tę umowę.

Jeżeli się nie mylę, to teraz polski parlament może albo ratyfikować tę umowę w całości, albo ją odrzucić w całości. Nie ma już dodania do niej żadnych klauzul dla obywateli Polski. Jest więc jeszcze nadzieja… Choć podobno minister Zdrojewski w jakiejś audycji wygadał się, że ACTA będzie obowiązywać w Polsce nawet wtedy, gdy polski parlament ją odrzuci. Tak też być może, bo przecież Polska w swojej konstytucji zagwarantowała, że przepisy unijne mają pierwszeństwo przed przepisami krajowymi. Pozostaje więc nadzieja, że skoro Polska pierwsza podpisała tę umowę i spowodowało to tak wielkie poruszenie, to politycy innych krajów będą się obawiać podobnej reakcji swoich obywateli i ostatecznie zrezygnują z tej umowy.

O wadach tej umowy pisałem już w tym blogu. Wiele innych argumentów przeciwko tej umowie można znaleźć w Internecie. Właściwie mam wrażenie, że w Internecie są niemal wyłącznie opinie przeciwko tej umowie. Mogę być jednak w błędzie, bo z zasady unikam takich portali jak onet.pl, gazeta.pl czy tvn24.pl — uważając je za skrajnie nieobiektywne i uprawiające bezczelną propagandę.

W różnych wiadomościach i wypowiedziach polityków, dziennikarzy i wielu zaproszonych gości, gdy mowa o protestach przeciwko ACTA, niemal zawsze podkreślany jest fakt, że celem ustawy jest walka z internetowym piractwem. W ten sposób można odnieść wrażenie, że przeciwko umowie ACTA protestują ludzie, którzy chcą okradać twórców za darmo ściągając z Internetu ich dzieła. Tymczasem uważam, że problem jest znacznie głębszy. Sprawa internetowego piractwa jest tylko wierzchołkiem góry lodowej.

Moim zdaniem źródłem problemu z ochroną praw autorskich jest samo prawo autorskie. Według Wikipedii, prawdo autorskie chroni dzieła przez całe życie twórcy i 70 lat po jego śmierci. Czy ktoś mi może przedstawić jakieś logiczne powody, aby to działało tak długo? I, do diaska, dlaczego właśnie czyjaś książka lub utwór ma być chroniony aż tak długo, a na przykład wynalazki nie są objęte aż tak wielką ochroną? Twierdzę, że ochrona praw autorskich jest stanowczo wyolbrzymiona.

Sposób interpretacji prawa autorskiego też jest co najmniej kontrowersyjny. Okazuje się na przykład, że można być oskarżonym o złamanie prawa autorskiego dlatego, że się zrobiło zdjęcie podobne do zdjęcia zrobionego przez kogoś innego. A kupując płytę CD, na którą chcę nagrać swoje dokumenty, płacę podatek na rzecz organizacji ochrony praw autorskich! Czy to nie jest chore?

Wielu pisarzy i artystów przekonało się, że Internet nie jest ich wrogiem. Wręcz przeciwnie! W Internecie można znaleźć sporo przykładów pisarzy, zespołów muzycznych itp., gdzie udostępnienie utworów w Internecie, za darmo, wręcz zwiększyło ich dochody! Bo jeżeli zacznę czytać jakąś piracką lub darmową wersję książki, to najprawdopodobniej kupię tę książkę, bo znacznie wygodniej czyta się tradycyjną książkę, niż z ekranu komputera. Podobnie jest z piosenkami. Jeżeli mi się spodobają, to wprawdzie płyty już być może nie kupię, ale z pewnością chętnie wybiorę się na koncert tego wykonawcy.

Skoro, jak pokazują liczne przykłady, udostępnienie utworów w Internecie, za darmo, powoduje zwiększenie dochodów ich autorów, to w całej tej wojnie chyba wcale nie chodzi o ochronę praw autorów, ale o dochody koncernów medialnych. A to już stawia sprawę w nieco innym świetle, nieprawdaż?

Wracając do umowy ACTA — moim zdaniem ochrona praw autorskich jest tylko pretekstem do umożliwienia rządom totalnej inwigilacji swoich obywateli. Z pewnością taka inwigilacja zostanie wykorzystana do walki z różnymi terrorystami, ale przecież każdy z nas może sobie przypomnieć wiele przykładów (z Polski i nie tylko), gdy tego typu narzędzia zostały wykorzystane do walki z opozycją, albo nawet z przeciwnikami gospodarczymi. Kto nam zagwarantuje, że nie zostanie to wykorzystane w takim celu? Bo jakiś minister to obiecał? Wolne żarty!

Umowa ACTA broni nie tylko praw pisarzy czy kompozytorów. Jej celem ma być również obrona producentów przed podróbkami. Teoretycznie słusznie. Tylko że… Po wejściu ACTA producent może zabronić produkcji tańszych zamienników. I nie chodzi tylko o tańsze tonery do drukarek komputerowych, ale o tańsze części zamienne do samochodów, tańsze odpowiedniki drogich leków itp. Ilu ludzi umrze wcześniej tylko dlatego, że nie będzie ich stać na kupno drogich leków?

ACTA ma chronić również interesy producentów żywności genetycznie modyfikowanej. Problem jednak w tym, że jeżeli na jednym polu rośnie pszenica genetycznie modyfikowana, a na sąsiednim — tradycyjna, to przecież z powodu naturalnych procesów one stopniowo mieszają się. Pyłki przecież nie wiedzą, którą pszenicę wolno im zapylać, a której nie wolno. W efekcie po pewnym czasie można będzie wykazać, że każda żywność jest genetycznie modyfikowana, a my wszyscy staniemy się zakładnikami koncernów będących właścicielami praw do takiej żywności.

Władze doskonale zdają sobie sprawę, że ochrona praw autorskich jest tylko pretekstem do przepchnięcia przepisów umożliwiających im jeszcze większą inwigilacje ludzi. W przeciwnym razie po co jej treść ogłaszaliby na kilku-dziesiątej stronie jakiejś umowy o rolnictwie i rybołówstwie? No i te konsultacje w tej sprawie, które ponoć rząd przeprowadził, ale które jakiś dziwnym zbiegiem okoliczności były wyłącznie z organizacjami żywotnie zainteresowane utrzymaniem za wszelką cenę systemu, organizacjami żyjącymi z praw autorskich.

Uważam, że ludzie rozumieją, że jeżeli pozwolą władzy na zbyt wielką swobodę, to ta wykorzysta ją z korzyścią dla siebie (bardzo nielicznych), ale ucierpią na tym wszyscy pozostali. Umowa ACTA pozwoli władzy na zaprowadzenie dyktatury totalnej. Wydaje ci się, że to nam nie grozi? Być może. Zauważ jednak, ze w roku 1930. większość Niemców też uważała, że NSDAP to taka mała, niegroźna partia politycznych wariatów. Moim zdaniem ludzie instynktownie rozumieją to niebezpieczeństwo i właśnie to jest prawdziwym źródłem tak masowych protestów przeciwko umowie ACTA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...