Jakiś czas temu przeprowadziłem się. Poszedłem do Urzędu Miejskiego wymienić dowód osobisty oraz kilka innych dokumentów. Miła pani powiedziała mi, że oni prześlą informacje o zmianach między innymi do Urzędu Skarbowego ale ja i tak muszę się tam osobiście stawić, ponieważ muszę osobiście coś tam potwierdzić. To po jaką cholerę w ogóle cokolwiek tam wysyłają? Chyba tylko po to, żeby Urząd Skarbowy mógł mnie ścigać, gdybym przypadkiem nie stawił się tam osobiście i nie potwierdził czegoś tam.
Wczoraj dowiedziałem się, że kartę czipową z NFZ też muszę wymienić w związku ze zmianą adresu. Dzisiaj poszedłem do odpowiedniego oddziału NFZ i dowiedziałem się, że aby mi wydali nową kartę muszę nie tylko wypełnić odpowiedni formularz i pokazać dowód osobisty z nowym adresem, ale jeszcze muszę przynieść wydrukowany dowód ostatniej wpłaty do ZUS (prowadzę działalność gospodarczą) — jako dowód, że mam opłacone składki. Dowód osobisty i formularz rozumiem, ale po jaką cholerę im ten ostatni dowód wpłaty? Przecież on niczego nie dowodzi oprócz tego, że zapłaciłem ostatnią składkę. Poza tym mają mnie chyba w tych swoich komputerach, prawda? Ciekawe co by się stało, gdybym przestał płacić te składki. Założę się, że szybko zaczęliby mnie ścigać. Skoro wtedy wiedzieliby, że nie płacę, to dlaczego nie mogą w tym samym źródle sprawdzić, że płacę?
Jestem na NFZ podwójnie wkurzony. Ponieważ przeżyłem właśnie okrągłą liczbę lat, poszedłem sobie wczoraj do przychodni, żeby zrobić generalny przegląd. Ponieważ raczej nie choruję, chciałem za jednym zamachem zapisać się do nowej przychodni i zrobić ten przegląd. Pani doktor uprzejmie poinformowała mnie, że nic nie może zrobić. Zdziwiłem się bardzo, bo słyszałem o projektach, żeby pacjent płacił za badania, ale zdawało mi się, że ustaw jeszcze parlament nie uchwalił. Pani doktor wyjaśniła mi, że biurokracja ZUS jest bardzo bezwładna. Po przepisaniu się pacjenta do nowej przychodni jeszcze przez co najmniej dwa miesiące pieniążki trafiają do starej przychodni.
Fajnie. Teraz przez najbliższe dwa miesiące nic tylko chorować! Do starej przychodni już nie mogę pójść, a w nowej mnie nie chcą zbadać, bo NFZ nie zapłaci im za wykonane badania.
Skoro NFZ mnie tak traktuje, to ja ich potraktuję tak samo. Olewam, że na karcie mam stary adres. Podobno jedyną konsekwencją będzie, że na receptach będzie wydrukowany stary adres. Niech sobie będzie nawet adres na Marsie! I tak bardzo rzadko choruję. Poza tym, jak dotąd, nikogo nie obchodziło, jaki adres mam wydrukowany na recepcie. Nie widzę żadnego powodu, żeby nagle zaczęło. Chyba, że Urząd Miejski wysłał również informację do NFZ, a w nim teraz chytrzy biurokraci czekają tylko, żebym skorzystał z tej dotychczasowej karty czipowej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz